Statki jeden za drugim dopływają do portu. Wysiadają kolejne wycieczki. Tworzy się tłum, procesja, która wyrusza z molo i wciska się w wąskie uliczki miasteczka. Cicha dotąd wyspa (jest rano) wypełnia się gwałtownie gwarem. Ale nie z powodu, iż turyści rozmawiają ze sobą, nie! Robi się głośno, ponieważ zaraz po wyjściu na ląd turyści wyjmują z kieszeni, z toreb, teczek i plecaków słuchawki telefonów komórkowych i zaczynają rozmawiać z Lizboną i Genewą, z Filadelfią i Melbourne, triumfalnie informując, iż oto właśnie wylądowali na Capri, iż są na Capri, iż widzą domy, góry i skały, ogrody i plantacje, słońce i morze, iż czują się świetnie, iż zaraz będą jedli obiad (a po południu - że właśnie zjedli obiad), iż kupili koszulkę z napisem Capri, iż za trzy godziny (za dwie, jedną, za kwadrans, za chwilę) odpłyną z Capri itd., itd.
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
„Nie rób tego sam, co możesz zrobić we dwoje.
Jan Sztaudynger