On wścieka się, iż jego była wychodzi za mąż. A ja jestem jego obecną żoną. Jak mam na to zareagować?
Życie czasem serwuje takie dramaty, iż nie powstydziłby się ich żaden scenarzysta. Mój mąż, Krzysztof, wrócił do domu z wykrzywioną miną, rzucił klucze na półkę i w milczeniu zaczął się rozbierać. To do niego niepodobne – zwykle wracał od córki promienny jak słoneczko. Nie zdążyłam choćby zapytać, jak minęło spotkanie, bo sam wybuchnął jak nadmuchany balon:
— Małgosiu, nie uwierzysz! Przyszedłem po Zosię do przedszkola wcześniej, chciałem zrobić niespodziankę. Wchodzę, a tam jakiś facet prowadzi ją za rękę! Zamarłam jak sopel lodu. Myślałem, iż to porywacz! Podbiegam, zaczynam się tłumaczyć, a to… to narzeczony Izy!
Nazywam się Małgorzata i od dawna wiedziałam, iż była żona Krzysztofa, Iza, to jego niezagojona rana. Żyjemy razem prawie sześć lat, mamy syna Bartka. Ale Iza cały czas była między nami – jak upiorny cień. Krzysiek do ostatniej chwili nie mógł się zdecydować: raz biegł do niej, gdy miała gorączkę, raz kupował kwiaty „od Zosi” na jej urodziny, ale podpisywał je od siebie. A ile razy się kłóciliśmy, bo za bardzo ingerował w jej życie…
I teraz – wychodzi za mąż. W końcu. Powinno mu być obojętne. A zamiast tego rzuca się jak ryba w sieci i szarpie włosy z głowy.
— Wyobrażasz sobie, oznajmił mi, iż to poważna sprawa! Ślub, mówi, już wkrótce. Ten Tomek – też rozwodnik, ma syna i uważa, iż Iza będzie dobrą żoną i matką dla jego chłopca.
— No i co? Może będzie. Nie cieszysz się? — spytałam cicho, choć ledwo powstrzymywałam uśmiech.
— Cieszę się? Żartujesz? A jeżeli okaże się taki jak wszyscy? Ożeni się, a potem znajdzie sobie inną? A Zosia to zobaczy? To jej potrzebne? To jeszcze dziecko! — miotał się Krzysiek.
Przyszła mi do głowy myśl: a może Tomek jest o niebo lepszy od Krzysztofa? Spokojny, dojrzały, opiekuńczy. Zerknęłam na profil Izy w mediach – zdjęcia z Tomkiem. Uśmiechy, rodzina, dzieci, grille na działce. Weszłam na jego stronę – wszystko otwarte, jasne: fotki z synem, z pracy, z wyjazdów. Żadnych dziewczyn w obcisłych ciuchach, żadnych dwuznacznych podpisów. Zwykły, porządny facet.
Powiedziałam Krzysiowi, iż źle się czuję i pójdę wcześniej spać. W rzeczywistości położyłam Bartka i usiadłam w sypialni, zostawiając drzwi uchylone. Bo wiedziałam: będzie dzwonił do Izy. I tak się stało.
— Izuniu, co to ma być? To na serio? — usłyszałam jego głos z kuchni.
Cisza. Potem znowu Krzysiek:
— Nie chcę, żebyś miała męża… Pomyśl o mnie!
Zdrętwiałam. Nie martwił się tylko o córkę. Był zazdrosny. Nie o mnie – o nią. O swoją byłą. O tę, którą rzucił dla „nowego życia”, ale której nie potrafił puścić.
Leżałam w łóżku, wpatrzona w sufit, i czułam, jak wszystko we mnie się wali. Ja jestem jego żoną. Matką jego syna. Tą, z którą mieszka, planuje przyszłość, dzieli codzienność. A on dzwoni do innej kobiety, błaga ją, żeby nie wychodziła za mąż, bo… go to boli.
Powiesz: zazdrości – czyli kocha? Ale kogo?
I teraz nie wiem, co robić. Udawać, iż nic nie słyszałam? Czy zapytać wprost: kogo trzymasz w sercu – mnie czy Izę? I kim adekwatnie dla ciebie jestem, skoro nie potrafisz puścić tej, która odeszła?
Krzysiek położył się obok, przytulił, jakby nigdy nic. A ja leżałam jak obca. Bo zrozumiałam – nie jestem u niego sama. choćby jeżeli fizycznie tak. A w duszy… głęboko w środku mieszka tam jeszcze ktoś. I to nie ja.
Powiedzcie, to jest miłość? Czy strach przed utratą kontroli nad kobietą, którą zdradził? Dlaczego mężczyźni tak boleśnie przeżywają, gdy ich była znajduje szczęście? Dlaczego ich korci, iż ktoś inny może dać jej to, czego oni nie potrafili?
I najważniejsze – jak z tym żyć tej, która jest teraz obok?..