Nazywam się Kinga. Tydzień temu mój brat, Marek, pojawił się na progu mojego domu w małej wsi pod Krakowem po latach rozłąki. Wręczył mi drewnianą skrzynkę wypchaną gotówką – oszczędności jego całego życia – po czym odszedł, pozostawiając mnie w stanie kompletnego roztrzęsienia. Te pieniądze parzą mi dłonie, a jego smutna historia rozrywa serce na strzępy. Stoję teraz przed potwornym dylematem: oddać je jego żonie i córce, które go odtrąciły, czy zatrzymać dla siebie? Moje sumienie krzyczy o sprawiedliwości, ale strafeż i wątpliwości nie dają mi spokoju. Co robić, gdy uczciwość zderza się z bólem przeszłości?
Mówią, iż na wsi wszyscy są jak jedna rodzina, gdzie każdy wspiera każdego. Życie jednak pokazuje inny obraz. Młodzi, ledwo dorosnąwszy, uciekają z rodzinnych stron. Ja, jako najmłodsza, zostałam z rodzicami. Moja starsza siostra, Kasia, wcześnie wyszła za mąż i wyjechała z mężem za granicę. Zawsze narzekała, iż musiała się mną i Markiem opiekować, i nie kryła, iż nas nie znosi. Kontakt się urwał, a sielska wiejska idylla okazała się mitem.
Marek był inny. Nie geniusz, ale uczciwy i pełen życia, znał milion żartów i zawsze rozświetlał każde towarzystwo. Kochałam go za tę autentyczność. Ożenił się z kobietą z sąsiedniej wioski, ale nie wprowadził jej do nas – sam przeprowadził się do niej. Cenił ciężką pracę, zarabiał na budowach, ale pieniędzy zawsze nie starczało. Jego żona, Bogusia, i jej rodzina nie słynęli z hojności, więc Marek harował, by ich utrzymać. Gdy wychodziliśmy za mąż, jego nie było – wyjechał na zarobek do Niemiec. Bogusia była w ciąży i rozumiałam, dlaczego nie mógł zostać. Ale ból po jego nieobecności wciąż we mnie tkwił.
Lata mijały. Żyłam z mężem, Wojtkiem, i rodzicami, wychowując troje dzieci. Marek pracował jako magazynier w niemieckim porcie, przesyłając żonie pieniądze na budowę domu. Jego córka, moja siostrzenica Zosia, rosła, ale Bogusia nigdy jej do nas nie przywiozła. Kontakt z bratem niemal zamarł, więc pogodziłam się, iż kolejna bliska osoba zniknęła z mojego życia. Na szczęście z Wojtkiem łączyła nas miłość i szacunek, i to trzymało mnie przy ziemi.
Wszystko się zmieniło, gdy Marek niesienianie zadzwonił. Jego głos drżał: wyznał, iż zakochał się w innej kobiecie i nie może już dłużej okłamywać żony. Zostawił Bogusi wszystkie oszczędności, obiecał łożyć na Zosię aż do pełnoletności, ale odchodzi. Bolało mnie to, ale szanowałam jego szczerość. Bogusia po tym wypadku wymazała nas z życia, zabraniając rodzicom widywać wnuczkę. Łamało im to serce, ale nic nie mogłam zrobić.
Tydzień temu Marek zjawił się pod moim domem. Ledwo go zobaczyłam: twarz poorana zmarszczkami i plamami od słońca zdradzała lata harówki. Ale się uśmiechał, żartował, jak za dawnych czasów. Dopiero pod koniec rozmowy jego oczy wypełnił smutek. Opowiedział, iż jego nowa miłość zmarła na ciężką chorobę. Dzieci nie mieli. Bogusia nie wpuściła go choćby do porzędu, a Zosia oświadczyła, iż nie chce go znać. Marek przyszedł się pożegnać, czując, iż jego czas dobiega końca. Wcisnął mi w dłonie skrzynkę z pieniędzmi – 80 tysięcy złotych, które odkładał całe życie. „Mnie już nie są potrzebne, a wam się przydadzą” – rzekł i odszedł, nie zostawiając adresu.
Siedziałam, wbijałam wzrok w te banknoty i czułam, jak zatruwają mi duszę. Marek wybrał mnie, ale może tylko dlatego, iż odrzuciły go żona i córka. Te pieniądze to jego ból, jego ofiara. Zosia jest już dorosła, ale czy nie należy jej się cząstka? A Bogusia, która sama ją wychowała? Nie chcę ich spotykać – Bogusia zawsze była zimna jak lód, a Zosia wyparła się ojca. Ale uczciwość, której uczył mnie Marek, każe powiedzieć prawdę. A jeżeli później pożałby swojej decyzji?
Z Wojtkiem mamy na co wydać te pieniądze: remont domu, studia dzieci. Nie mam jak ich zwrócić. Ale myśl, iż je zatrzymam, gryzie mnie od środka. Co zrobić? Pójść do Bogusi i wszystko wyznać, ryzykując jej gniew? Czy zostawić sobie, skoro Marek sam podjął decyzję? Sumienie się we mnie rozpada, a jego odejście zostawiło pustkę. Może ktoś przeżywał podobny dylemat? Jak zachować uczciwość, gdy może wszystko zniszczyć? Chcę wierzyć, iż znajdę odpowiedź, ale teraz jestem sama z tym brzemieniem, które mnie dusi.