Boli pamiętać, nie można zapomnieć.
Kwiecień cieszył ciepłą pogodą, ale na początku maja nagle zrobiło się zimno, a choćby przez dwa dni prószył śnieg. Zbliżały się długie świąteczne weekendy.
— Postanowiłam pojechać na grób mamy. Dawno tam nie byłam — powiedziała Katarzyna córce w przeddzień święta.
— Na długo? Zatrzymasz się u rodziny? — zapytała Zosia.
— Rodzina… — Katarzyna zamyśliła się. — Mama zmarła młodo. Ojca nie pamiętam. Nie miałam rodzeństwa. Zatrzymam się u kuzynki. Mieszka w naszym mieszkaniu. Chciałam zadzwonić, uprzedzić, ale nie zapisałam sobie numeru. A może choćby go nie miała. Nie sądzę, żeby gdzieś wyjechała. Ogólnie chciałam tam i z powrotem w jeden dzień — odparła.
— Mogę pojechać z tobą? Nigdy nie byłam w twoim rodzinnym mieście.
— Myślałam, iż masz plany na święta, więc nie proponowałam. Jedźmy. We dwójkę weselej — ucieszyła się Katarzyna. — Mieszkałyście tam do trzeciego roku życia. Nie pamiętasz?
— Nie — Zosia zamyśliła się na chwilę i pokręciła głową.
— Danusia przyjeżdżała kiedyś do nas. Byłaś już duża. Jak tylko dowiedziała się, iż nie wracam do miasta, poprosiła, by mogła zamieszkać w naszym mieszkaniu. Zawsze marzyła, żeby wyrwać się ze wsi. Wtedy pojechałam z nią, pomogłam się zameldować. U niej się zatrzymamy, jeżeli nie zdążymy wrócić tego samego dnia.
Wczesnym rankiem poszły na dworzec. Czekając na autobus, Katarzyna rozglądała się. Kilka twarzy wydało się znajomych, ale nikt się nie przyznał, nie podszedł. Sama też nie potrafiłaby powiedzieć na pewno, kto to był. Autobus wypełnił się ludźmi, niemal wszystkie miejsca były zajęte.
— Denerwujesz się? W końcu to powrót do przeszłości, do wspomnień — zapytała Zosia, pochylając głowę i zaglądając matce w twarz, gdy już usiadły.
— Przeszłość nie zawsze jest jasna i radosna. Były w niej rzeczy, o których nie chce się pamiętać — westchnęła Katarzyna.
— Mówisz o ojcu?
— O nim też. Nie rozmawiajmy teraz o tym — odcięła się ostrzej, niż trzeba.
— Dobrze — Zosia odchyliła się na oparcie i wpatrzyła przed siebie.
Autobus wyjechał z dworca i ruszył przez miasto, które Katarzyna kiedyś uważała za swoje. Monotonny warkot silnika usypiał. Głowa Zosi opadła na ramię — spała.
Katarzyna pozazdrościła jej. Patrzyła na migający za oknem las wzdłuż drogi. Nie udało się jej zdrzemnąć, choć próbowała. Była zbyt wzburzona. Tyle lat chowała w najdalszym zakamarku pamięci wspomnienia, a teraz wdzierały się na powierzchnię, zakłócając spokój i każąc wątpić w słuszność decyzji o powrocie do miasta młodości…
***
Zachodzące słońce muskało ciepłymi promieniami twarze dwóch przyjaciółek siedzących na balkonie.
— Jutro ostatni egzamin i wolność! Złożymy dokumenty na uczelnię i będziemy czekać. Aktywnie — dodała Beata. — Wyspimy się, będziemy się kąpać, spacerować, robić, co chcemy.
Kasia kołysała się na stołku, podkładając dłonie pod siebie.
— Coś ty taka? Kasia, nie jesteś chora? Jakaś blada — zaniepokoiła się Beata, wpatrując w przyjaciółkę. — Czy ty…
— Co ja? — ostro zapytała Kasia, nie patrząc na Beatę.
— Sama wiesz. Dziewczyny plotkowały, iż coś między tobą a Darkiem… — Beata nie dokończyła.
Kasia przestała się kołysać i zastygła. Teraz Beata patrzyła na nią z nieskrywaną ciekawością.
— Nie mów głupot. Nic między nami nie było i nie ma. Chodź, mama zaraz wróci, zobaczy, iż się nie uczymy, nakrzyczy — wstała i przez otwarte drzwi balkonowe weszła do kuchni.
Zaskoczył zamek w drzwiach wejściowych — wróciła mama z pracy. Zobaczyła córkę z przyjaciółką i bez powitania spytała:
— No co, wszystko umiecie? Przygotowałyście się do egzaminów?
— Dzień dobry, ciociu Ewo. Tak, uczyłyśmy się razem — Beata przecisnęła się w wąskim przedpokoju do drzwi. — To już pójdę? — zapytała, patrząc wymownie na Kasię.
— Idź, idź, jutro się nagadacie — westchnęła mama i poszła z siatkami do kuchni.
Kasia poszła za nią.
— Jakaś ty blada. Nie chorujesz? — spytała mama, otwierając lodówkę. — Nic nie jadłaś? — Spojrzała na Kasię.
— Nie chce mi się. Gorąco. Pójdę się pouczyć — wstała i wyszła do swojego pokoju.
Z balu maturalnego Kasia wyszła wcześniej. Od duszności mdliło ją co chwila. Długo siedziała na ławce w sąsiednim podwórku, aż zmarzła.
— Co tak wcześnie wróciłaś? — zaniepokoiła się mama, odkładając robótkę.
Kasia usiadła obok niej na kanapie.
— Coś się stało? — spytała mama z lękiem.
Elegancka różowa sukienka uwydatniała bladość jej twarzy.
— Mamo, jestem w ciąży — wyrzuciła z siebie Kasia, bojąc się spojrzeć na matkę.
— Co? Jak… Darek? Wiedziałam, iż te wasze wypady do kina dobra nie przyniosą — mama westchnęła i przetarła lewą pierś.
— To nie Darek — Kasia przygryzła wargę do bólu.
— A kto? Boże! Zgwałcili cię? — mama przerwała, jęknęła i zamknęła oczy, łapiąc powietrze. — Dlaczego nie powiedziałaś? Trzeba go było ukarać…
— Nie wiem. Bałam się. Wszyscy by się dowiedzieli, pokazywaliby palcami… Mamo — głos Kasi drżał od powstrzymywanych łkań.
Matka objęła córkę za ramiona, przyciągnęła do siebie.
— Trzeba jechać do szpitala, zrobić aborcję. Który to miesiąc?
— Byłam — cicho powiedziała Kasia. — Powiedzieli, iż mam ujemny Rh, aborcja jest niebezpieczna. I to już późny termin.
— Boże, dopomóż! — szepnęła mama. — Dobrze, dziecko to nie choroba. Damy radę. Tylko mi nie ukrywaj, powiedz wszystko. Kto to?
Kasia odsunęła się od matki.
— Nie. Nienawidzę go. jeżeli myślisz, iż zmusKasia i Zosia wróciły do codziennego życia, ale w sercu Kasia nosiła cisnący się ból wspomnień, który czasem łagodził się w blasku córczynych uśmiechów.