Bohaterowie Przybłocia, pierwszy trop

zgielk.blogspot.com 1 tydzień temu
Przygoda rozpoczęła się 35 lat po tym jak w szuwarach przy brzegu Błotniaka, niewielkiego podgórskiego jeziora, mieszkańcy okolicznej wioski zwanej Przybłociem, znaleźli dziwną, niewielką łódź a w niej becik z niemowlakiem.

W przededniu święta końca lata w Przybłociu, obchodzone są swoiste dożynki. Na początku miesiąca Gaśnienia (Eleint) do niewielkiej osady, rozrzuconej po okolicznych wzgórzach i bagnach, przybywają kupcy, muzykanci czy bajarze, aby z rybakami i drwalami, świętować zbiory. Z samego rana, w wigilię zabawy, grupa przyjaciół spotyka się z rana przed karczmą, aby przygotować się do świętowania i wczuć w nastrój zbliżającego się festiwalu. Dla Antrila święto jest swoistym dniem urodzin, bo to w dniu święta, 35 lat temu znaleziono go u brzegu jeziora. Antril oraz dziewczyny poznali Pejtera i Pojsona kilka dni wcześniej i od razu złapali wspólny język. Dlatego pierwsze kroki zaprowadziły nowo sformowaną drużynę do karczmy, na śniadanie, gdzie planowali porozmawiać o czekającej ich zabawie...

* * *

Bohaterowie, krótki rys:

Antil Ungart – młody krasnolud, którego dokładny wiek nie jest znany. Jako niemowlę został znaleziony na dnie pustej łodzi przy brzegu jeziora zwanego przez miejscowych Błotniakiem. Nikt nie wiedział skąd przybył ani czyim jest dzieckiem. Na beciku, w który był zawinięty wyhaftowano jedynie jego imię. „Antil”. Pod swój dach przygarnął go miejscowy uzdrowiciel o imieniu Farn. Farn był człowiekiem niemłodym, gdy adoptował Antila ale jeszcze przez 34 lata wychowywał młodego krasnoluda w poszanowaniu bliźniego i otaczającego świata oraz uczył zarówno wiary w Torma jak i posługiwania się bronią. Choć należy przyznać, ze Antil wyrósł na młodzieńca bardziej uduchowionego niż religijnego. Ojczym starał się też uczyć młodego Antila podstaw języka krasnoludzkiego, dlatego Antil zna podstawy języka.

Ariana – podgórskie lasy i osady to miejsce, gdzie często uciekają przez problemami świata wszyscy, dotknięci przez los. Tak było i z rodziną zarówno Ariany jak i jej kuzynki Kalisto, których cała społeczność uciekła przed prześladowaniami z Yartaru na obrzeża świata. Niestety, dla Ariany, mimo zmiany miejsca pobytu, kilka się zmieniło. Wielu pobratymców, choć sami byli prześladowani, nosiło w sercu niechęć do jej pochodzenia i ludzkiego ojca. Dlatego jak tylko podrosła, razem z kuzynką i najbliższą rodziną, opuściły z rodziną społeczność i w niewielkiej grupie, wraz z karawaną, odeszły szukać szczęścia na własną rękę. Od kilku lat mieszkają w lasach niedanego Przybłocia, po drugiej stronie Błotniaka. Okolica jest surowa, a jej rodzina ledwo daje sobie radę w surowym środowisku. Dlatego obie elfki pomagają jak mogą. Znajdują też czas na przyjemności, gdy przy okazji różnych wydarzeń kulturalnych, spotykają się ze swoimi przyjaciółmi w Przybłociu. Ariana marzy o poprawie warunków życia rodziny i rozprawieniu się z licznymi niebezpiecznymi roślinami w okolicy (jej ojciec stracił nogę po ataku mykonida).

Kalisto – kuzynka Ariany, której matka była człowiekiem a równocześnie siostrą ojca Ariany. Starsza od niej o niecałe dwa lata. Odrobinę wyższa. Opiekuńcza wobec Ariany ale często nadmiernie gniewna wobec świata zewnętrznego. W przeciwieństwie do bardziej otwartej Ariany, skryta. Lubiąca wymykać się samemu w noc. Jej potrzeba sprawdzenia się pcha są do eksploracji coraz to nowych miejsc. Trudy życia sprawiły, iż jest zdeterminowana i zawzięta. Tak jak kuzynka, chce poprawić jakość życia swoją i rodziny.

Pejter Kugelbauer - szukający swojego miejsca na ziemi, pochodzący ze środkowego Fehrun mnich, który odkrył w sobie magię. Razem z grupą wędrujących sprzedawców i kupców, przybył do Przybłocia na odbywający się co kilka lat jesienny festiwal. Tajemniczy czy raczej starający się uchodzić za tajemniczego człowiek, który odkrył w sobie naturalny dar posługiwania się magią. W górach Many-arrows postanowił zgłębić nowo odkrytą moc.

Poison” - przybył do Przybłocia w towarzystwie Pejtera, razem z karawaną kupiecką. Po drodze zarabiali na utrzymanie kuglarstwem i pokazami artystycznymi ale Poison ma większe ambicje. Chce rozwijać swój talent do magii a podstawy, jakie opanował w szkole w swojej osadzie nie spełniły jego oczekiwań. Dlatego kiedy spotkał Pejtera, który jak on wyruszył ścieżką magii przez życie, opuścił rodzinne strony. Liczy, iż kiedy wystawi swoją odwagę na trudy życia, stanie się najlepszą wersją samego siebie. W Przybłociu szuka informacji o nowych zaklęciach i księgach, które pozwolą mu rozwinąć kiełkujący kunszt.

* * *

Zanim jednak drużyna na dobre się rozsiadła i zamówiła za ostatnie pieniądze coś do jedzenia, wpadł na nich Zarn, karczmarz. Ten jowialny człowiek uwijał się w ukropie, dyrygując pachołkami wynoszącymi beczki z trunkami i przygotowującymi jedzenie na jutrzejszą zabawę. Kiedy jednak zobaczył Antrila, którego znał od wielu przecież lat, od razu go zagadał i poprosił o pomoc w rozwiązaniu niewielkiego problemu. Otóż "banda nierobów", jak regularnie nazywał karczmarz swoich pomagierów, nie była łaskawa wytoczyć z jednej z piwniczek pod karczmą beczek z najlepszym piwem, przygotowywanym co roku na festiwal. Jak to opisali pomagierzy "w piwnicy straszy, pane!". Za uporanie się z "duchami", Zarn obiecał smaczne śniadanie i ciepły obiad, więc grupa jeszcze-nie awanturników, raczej bez większego grosza przy duszy, zgodziła się pomóc. Dostawszy od gospodarza klucz, wyszli przed karczmę a następnie skręcili za róg, na tyły, gdzie przy ścianie, znajdowały się podwójne, prawie płasko położone, wrota do piwniczki. Drużyna zbadała klapy zamknięte na kłódkę i zauważyli dziwne zadrapania... Poison natomiast, jak to on, od razu zaczął myszkować w trawie przy murze karczmy, gdzie zaraz znalazł przestraszoną mysz (którą od razu przygarnął). Mysz zdradziła mu (leśny gnom potrafi porozumiewać się z niewielkimi zwierzętami), iż boi się wchodzić przez klapę mimo, iż znalazłoby się tam sporo dobrego do zjedzenia. Po otwarciu włazu, do niewielkiej piwniczki weszli krasnolud oraz pół-elfka Kalisto a Ariana stanęła na rampie z łukiem w dłoni. Kiedy tylko krasnolud i pół-elfka zanurzyli się w pół-cień, zostali opadnięci przez wielkie jak koty szczury! Rzuciły się na nich z kilku stron równocześnie. W odpowiedzi w kierunki gryzoni poleciała strzała oraz młot krasnoluda. Strzała, ja zła wróżba, rozpadła się przy wystrzale (wadliwy nock) ale młotek rozgniótł pierwszego futrzastego olbrzyma na miazgę. Z resztą nie poszło im jednak tak łatwo. Szczury gryzły po kostkach, wskakiwały na plecy ze skrzyń. Drapały i gryzły. Celne ciosy topora i noża oraz szybka interwencja Pejtera, którzy wpadł do piwnicy na pierwszy dogłos walki, w końcu położyły ostatniego szczura. Jednak zanim to się stało, z najciemniejszego rogu, wyleciał na nich skrzydlaty kobold. Wyglądające jak przerośnięty nietoperz stworzenie zaatakowało niespodziewanie ale po krótkiej walce, padło razem z ostatnimi szczurami.

Gdy po oskórowaniu szczurów drużyna wróciła do karczmarza (może ktoś kupi szczurze skórki?!), ten z euforią przyjął wiadomość o oczyszczeniu piwnicy i od razu wysłał do niej "bandę nierobów". Natomiast wiadomość o koboldzie go zaniepokoiła. Powiedział Antrilowi, iż o koboldach słyszał już ostatnio od jednego z bliźniaków Ulma lub Asmonusa (lokalnych farmerów). Na koniec rozmowy przypomniał o obiecanym obiedzie i powiedział, iż będzie miał dłuższą chwile na rozmowę o pewnym istotnym temacie. Po czym wybiegł besztać pomagierów.

Drużyna zjadła śniadanie (popijając zakwasem chlebowym) i spacerem udała się na pobliską polanę, gdzie trwały przygotowania do festiwalu. Na miejscu kręciło się już dużo osób stawiających scenę, szykujących stos pod ognisko, zbijających przewoźne stragany... Wśród pracujących było też kilku nierobów, woźniców, którzy zaczęli świętowanie wcześniej. Zanim ktokolwiek się zorientował, kilku z pijanych zaczepiło dziewczyny. Całą sytuacja skończyła się jednak zanim się zaczęła. Kilka szybkich ciosów przyjętych przez pijanych oraz pojawienie się Ulma z widłami, gwałtownie ostudziło zapędy miłośników tańca. Obiboki wrócili do swoich kompanów jak niepyszni. Plusem z tej sytuacji było to, ze nie trzeba było dłużej szukać Ulma.

Kiedy właściciel farmy dowiedział się z czym przyszli do niego krasnolud z przyjaciółmi, zasępił się a po chwili opowiedział o swoim problemie. Otóż kobold w piwnicy to nie pierwsza oznaka pojawienia się w okolicy kłopotów. Coś w ciągu kilku ostatnich dni zdążyło zabić 2 owce w jego zagrodzie na południowym krańcu wsi. Najgorsze w tym jest fakt, ze Ulm razem z bratem przygotowujący scenę i układający dożynkowe ozdoby i konstrukcje ze słomy i nie mają jak pilnować farmy! Trochę z braku pomysłu na zabicie czasu przed festynem, drużyna zadeklarowała pomoc. Nie bez znaczenia była możliwość darmowego noclegu w ciepłej stodole na sianie. Obiecali, ze popilnują farmy od zachodu słońca do rana. Do zachodu było jednak jeszcze trochę czasu, więc drużyna najpierw pokręciła się po terenie festynu a potem udała się z powrotem do karczmy porozmawiać z Zarnem. I zjeść darmowy obiad!

Zarn usiadł ze wszystkimi, a kiedy zaczęli pałaszować kaszę ze skwarkami, wyciągnął tajemniczy pierścień i wręczył go Antrilowi. Był to klejnot znaleziony przy nim w dniu jego odnalezienia u brzegu Błotniaka. Przez ostatnie 35 lat, zgodnie z wolą przybranego ojca krasnoluda, leżał bezpiecznie schowany. Jednak Antril podrósł już na tyle, by otrzymać ostatni i jedyny jak dotąd przedmiot łączący go ze swoim pochodzeniem. Zarn dodał, iż coś więcej na temat pierścienia i tajemniczego grawerunku na jego wewnętrznej stronie, będzie wiedziała Kathri... Na koniec rozmowy Zarn poprosił o kolejną przysługę (za którą zaoferował 50 sztuk złota!). Chodziło o zamówiony u Jenny, wioskowego kowala, naszyjnika na zbliżające się urodziny Aurelii, żony Zarna. Zaaferowany festiwalem Zarn nie miał czasu udać się do kowala po odbiór zamówienia a Jenna, mimo umowy, nie pojawiła się u niego z towarem. Zarn, który wolał nie sprawdzać reakcji żony na brak prezentu urodzinowego, chwycił się ostatniej deski ratunku jaka przyszła mu do głowy. Na jego szczęście drużyna ofertę przyjęła i obiecała, ze przed festiwalem udadzą się do Jenny do naszyjnik.


Kiedy słońce zaczęło chylić się ku zachodowi, drużyna udała się na południe, na farmę. Na miejscu znaleźli dwie martwe owce o których wspomniał Ulm. Zapędzili też pozostałe z pastwiska do stodoły oraz przygotowali plan ewentualnej obrony zwierząt. Plan zakładał, iż łuczniczka i mag zajmą miejsca na poddaszu, skąd przez przygotowane otwory w dachu będą wypatrywać zagrożenia. Reszta ukryła się w stodole, za wyjątkiem Kalisto, która schowała się pobliskich zaroślach. Za ewentualną przynętę miały robić dwie martwe owce, które drużyna ustawiła w dobrze widocznym miejscu. Zapadał zmrok...

Nagle rozpętało się piekło. Z lasu, z każdej strony stodoły, wypadły koboldy. Piesze oraz kilka latających, i rzuciły się w kierunku owczych atrap. Zanim się zorientowały, kilka padło od strzał i magicznych ognistych pocisków. W powietrzu rozszedł się zapach palonego mięsa! Bestie wypadały z lasu falami, z każdą docierając bliżej zabudowań. Kiedy pierwsze koboldy dopadły atrap owiec, zorientowały się, iż zostały oszukane i rzuciły się na obrońców. Po krótkiej, krwawej walce podczas której Poison spadł z dachu do wnętrza stodoły (szczęśliwie lądując na ziemi bez obrażeń dzięki szybkiemu rzuceniu piórkospadania), walka wyładowała się mieć ku końcowi... Jednak przeraźliwe wrzaski koboldów i dźwięki wydawane przez przerażone owce, zwabiły jeszcze jednego łowcę. Znad lasu nadleciał hipogryf i sfrunął w kierunku walczących, licząc na łatwą zdobycz. Pech chciał, iż pierwszą na jego drodze była Kalisto. Kiedy się tylko zorientowała, ze atakuje ją skrzydlata bestia, wskoczyła za drewniany wózek stojący obok stodoły. To uratowało jej życie. Zaskoczony stwór wpadł na wóz, drapiąc i dziobiąc drewniane deski. W sukurs przyjaciółce przybył, ranny już, Anril oraz Ariana, która z dachu ostrzelała bestię. Zanim się hipogryf zorientował, legł martwy pod ciosami topora i strzał. Zwierzęta zostały uratowane a co więcej, drużyna zdobyła niespodziewane skarby. Doskonałe, świeże mięso idealnie nadające się na festiwalową pieczeń oraz, dzięki sprawności w oprawianiu zwierzyny, doskonałej jakości pióra, z których można wykonać ponadprzeciętnie dobre strzały... Zmęczona po walce drużyna przeszukała jeszcze koboldy, zdobywając niezłą kupkę złota, obmyła się po walce i poszła spać w pachnącym sianie...

* * *

W ostatni weekend przez 10 godzin rozgrywaliśmy pierwsze kroki w kampanii DnD 5e, przygotowanej przeze mnie a zgrywanej przez Aleksa, Anę, Antka, Piotrka i Łucję. Na razie liznęliśmy przygody ale już niedługo kolejne spotkanie, gdzie dowiemy się więcej o sprawie naszyjnika czy dziedzictwie Antrila. W tekście umieściłem też zdjęcia przeróżnych akcesoriów, jakie przygotowałem do gry (to tylko część).



Idź do oryginalnego materiału