Bogaty chłopak zaszokował, gdy zobaczył na ulicy bezdomnego, który wyglądał dokładnie tak samo jak on nie przypuszczał, iż ma brata.
Pewnego dnia, będąc w centrum Warszawy, przechodziłem obok kamienicy, gdy natknąłem się na małego chłopca w podartych, brudnych ubraniach. Jego twarz była niemal lustrzanym odbiciem mojej własnej. Zabrałem go do domu, podniecony, i przedstawiłem matce: Mamo, wygląda na to, iż jesteśmy bliźniakami. Gdy spojrzała na nas, oczy jej rozszerzyły się, kolana osłabły i upadła na podłogę, szlochając. Wiesz od dawna wiedziałam o tym.
Ujawnienie, które nastąpiło, było niczym z bajki. Ty ty jesteś taki sam jak ja powiedziałem drżącym głosem. Nie mogłem uwierzyć w to, co widziałem. Staliśmy naprzeciwko siebie, obaj o głębokich niebieskich oczach, takich samych rysach twarzy i złotych włosach. To było jak patrzenie w własne odbicie, ale nie w lustrze chłopiec stał przed mną naprawdę. Spojrzał na mnie, jakby zobaczył ducha.
Podobieństwo było przytłaczające, ale różniła nas losowość: ja dorastałem w luksusie, on walczył z głodem i ulicą. Przyglądałem się mu uważnie jego ubrania były podarte, włosy splątane, skóra poparzona słońcem, a wokół niego unosił się zapach brudu i potu. Ja pachniałem drogimi perfumami.
Kilka minut mijaliśmy się milcząco, jakby czas się zatrzymał. Podszedłem powoli, a on nieco się cofnął. Mówiłem łagodnie: Nie bój się. Nie zrobię ci krzywdy. W jego oczach widziałem strach. Jak masz na imię? zapytałem. Po chwili ciszy odpowiedział cicho: Nazywam się Łukasz. Uśmiechnąłem się i wyciągnąłem rękę. Jestem Jan Kowalski. Miło cię poznać, Łukaszu. Łukasz spojrzał niepewnie na moją dłoń nigdy nie był tak pozdrawiany. Inni chłopcy omijali go, nazywali brudem i śmierdzącym. Ja nie zwracałem uwagi na jego wygląd ani zapach. Po chwili także wyciągnął rękę. Gdy nasze dłonie się spotkały, poczułem coś, co przypominało niewidzialne połączenie.
Wiedziałam o tym od dawna głos mojej matki, Bronisława, załamał się w szlochach, gdy mnie przytulała. Jesteście jesteście bliźniakami. Pokój wypełnił ciężki ciszą. Łukasz i ja patrzyliśmy na siebie, nie mogąc pojąć, jak dwie osoby urodzone tego samego dnia mogły mieć tak odmienne losy.
Matka, łamiąc gardło, opowiedziała bolesną historię sprzed lat. Ona i mój ojciec kochali się mocno, ale życie było trudne. Gdy zaszła w ciążę z bliźniakami, obciążenie stało się nie do zniesienia. W desperacji oddała jednego z dzieci siostrze, która nie mogła mieć potomstwa, w innej miejscowości, mając nadzieję na lepsze życie dla obu. Od tamtej pory nosiła w sobie winę i odlegle obserwowała oboje.
Czułem ciepło w sercu. Łukasz był moim bratem, którego nigdy nie znałem. Spojrzałem na niego nie jako na ubogiego, ale jako na część samego siebie.
Łukaszu rzekłem szczerze przyjdź do mnie. Jesteśmy braćmi. Łukasz patrzył na mnie niebieskimi oczami pełnymi wątpliwości i nadziei. Życie na ulicy nauczyło go nie ufać nikomu.
Jednak mój szczery wzrok, łagodny ton i pamiętny uścisk dłoni sprawiły, iż poczuł coś nieodpartego.
Czy naprawdę? zapytał cicho, wciąż nieco nieufny. Naprawdę uśmiechnąłem się. Jesteśmy braćmi.
Kiedy Łukasz wszedł do mojego eleganckiego domu w centrum, poczuł się zagubiony i nie na miejscu. Wszystko było zbyt wystawne, zupełnie inne od surowej rzeczywistości, którą znał. Ja i matka zrobiliśmy wszystko, by poczuł się komfortowo kupiliśmy mu nowe ubrania, opatrzyliśmy rany i rozmawialiśmy z nim jak z członkiem rodziny.
Dzień po dniu nasza więź rosła. Odkryliśmy wspólne zainteresowania, dzieliliśmy się zarówno smutnymi, jak i radosnymi historiami. Zdałem sobie sprawę, iż Łukasz jest inteligentny, ma dobre serce i jest silny, mimo okrutnych doświadczeń. Łukasz stopniowo otwierał się i coraz bardziej ufał mnie i matce, którą właśnie odnalazł.
Pewnej nocy, przy wspólnej kolacji, matka nagle przemówiła drżącym głosem: Dzieci pozostało coś, o czym nie powiedziałam. Spojrzała na nas z przeczuciem.
Prawda jest taka Łukaszu nie jesteś moim biologicznym bratem. Łukasz i ja pozostaliśmy zdumieni, nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszeliśmy.
Wiele lat temu, kiedy urodziłam Jana, byłam bardzo wyczerpana i nie mogłam mieć więcej dzieci. Twój ojciec i ja byliśmy przygnębieni. Pewnego dnia, w najbogatszej rozpaczy, znalazłam cię porzuconego przy wejściu do szpitala. Byłeś małym, chudym niemowlęciem. Pokocham cię tak mocno, iż postanowiłam cię adoptować. Twój ojciec i ja kochaliśmy cię jak własnego syna. Łzy spływały po policzkach matki. My wciąż byliśmy w szoku.
Więc czyli nie nie jesteśmy bliźniakami? wymamrotał Łukasz. Matka odmówiła, szlochając: Nie, kochanie. Ale w moim sercu zawsze będziemy braćmi.
Chwyciłem Łukasza mocno za rękę, patrząc mu w oczy: Łukaszu, nieważne jaka jest prawda, przez cały czas jesteś moim bratem. Przeszliśmy razem trudne chwile, stworzyliśmy rodzinę. To się nie zmieni. Łukasz spojrzał na mnie, potem na matkę płaczącą. Poczucie ciepła rozlewało się po jego wnętrzu, choć nie dzieliliśmy tej samej krwi, miłość, którą od nas otrzymał, była szczera. Nie był już samotnym dzieckiem na ulicy miał rodzinę.
Dziękuję, mamo szepnął Łukasz, łamiąc głos. Dziękuję, Janie. Od tej chwili ceniliśmy się jeszcze bardziej. Zrozumieliśmy, iż więzi rodzinne nie rodzą się wyłącznie z krwi, ale budowane są przez miłość, wsparcie i zrozumienie. Niespodziewany zwrot losu nie podzielił nas, a wręcz wzmocnił tę niezwykłą, choć niecodzienną, rodzinę.