— Mówimy sobie po imieniu — szepnął Jakub tuż przy uchu. Anna poczuła na skroni jego oddech. Przebiegły ją ciarki…
— Lidko, sprawdź, czy w korytarzu ktoś jeszcze jest? Chciałabym wyjść wcześniej. Mama ma urodziny — powiedziała Anna.
— Już sprawdzam, Anno Lwowno. — Młoda, sympatyczna pielęgniarka wstała od biurka, otworzyła drzwi i wyjrzała na korytarz. — Nikogo nie ma, Anno Lwowno. Wszyscy pacjenci już przyjęci, sprawdziłam — uśmiechnęła się Lidka.
— Dobrze. Jak ktoś przyjdzie, zapisz na jutro albo niech idą do sąsiedniego gabinetu, do Olgi Władimirowny.
— Niech pani idzie, ja tu posiedzę, wszystko ogarnę — uspokoiła Lidka. — Ordynatorka jest na wyjeździe służbowym, w razie czego, ja panią zasłonię.
— Dziękuję. Co bym bez ciebie zrobiła? — Anna wzięła torbę, rzuciła okiem na biurko, czy nie zapomniała telefonu, i ruszyła do drzwi. — Do jutra, Lidko.
— Do widzenia, Anno Lwowno. Ojej, niech się pani pospieszy, patrzcie, jak się ściemniło, zaraz zacznie lać.
— Naprawdę? A ja muszę jeszcze wstąpić po kwiaty. No to lecę — powiedziała Anna, już wychodząc na korytarz.
Szybko się przebrała, płaszcz zakładała już na schodach.
— Anno Lwowno, już pani wychodzi? — zatrzymała ją starsza kobieta przy rejestracji.
— Dzień dobry. Może pani poczekać do jutra? Śpieszę się — odparła Anna, poprawiając kołnierz płaszcza i kierując się do wyjścia.
— Anno Lwowno, Świetlana tylko panią słucha. Może by pani wpadła, porozmawiała z nią, uspokoiła? Ciągle płacze — mówiła kobieta, nie odstępując Anny.
— Jutro mam wieczorny dyżur, rano pójdę na wizyty domowe i zajrzę do pani. A teraz muszę lecieć, przepraszam. — Anna wyszła z budynku przychodni, zeszła ze schodów i spojrzała w niebo.
Ogromna czarna chmura sunęła nad miastem. Wyglądało na to, iż za chwilę, swoim ciężkim brzuchem zahaczy o dachy, pęknie i zaleje miasto strumieniem wody.
Gdy Anna podchodziła do kwiaciarni, pierwsze ciężkie krople spadły na jej ramiona. Ledwie zdążyła schronić się pod daszkiem, gdy deszcz przybrał na sile.
— Niech się pani nie martwi, dobrze zapakuję bukiet — powiedziała kwiaciarka.
Podczas gdy owijała ulubione gerbery mamy w grubą folię, Anna z niepokojem obserwowała, jak spod przystanku jeden po drugim odjeżdżają autobusy. W końcu dostała kwiaty, zapłaciła i pobiegła na przystanek, osłaniając głowę bukietem.
Deszcz rozpętał się na dobre. Na przystanku została tylko Anna. Dobrze, iż przynajmniej było zadaszenie. Zapomniała parasola i dobiegając tutaj, solidnie zmokła.
Autobusu wciąż nie było. Trzeba było przeczekać w przychodni, porozmawiać z babcią Świetlany — teraz dopiero żałowała swojego pośpiechu. Przytuliła się do siebie z zimna i odsunęła głębiej pod zadaszenie. Obok przemknęły samochody, rozbryzgując gwałtownie tworzące się na jezdni kałuże.
“Gdzie on utknął? Co za niefortunna pora na deszcz” — myślała Anna, spoglądając w stronę, z której miał nadjechać autobus. Nagle przy chodniku zatrzymał się czarny jeep. Anna z zazdrością pomyślała, iż fajnie by było mieć taki. “Dobrze mieć samochód, nie trzeba czekać na autobus…”
Szyba po stronie pasażera opadła i Anna zobaczyła mężczyznę. Nie od razu zrozumiała, iż zwraca się do niej.
— Wsiądź do auta. Tam jest wypadek, autobusy stoją.
Zanim Anna zdążyła się zastanowić, mężczyzna otworzył przednią drzwiczki. Anna wsiadła na fotel pasażera. W środku było ciepło i sucho. choćby dźwięku deszczu nie było słychać.
— Dokąd jedziesz? — zapytał mężczyzna, patrząc na Annę.
Mniej więcej w jej wieku, przystojny, w garniturze. Anna się zmieszała. “A ja wyglądam jak mokra kura.”
— Na Tatarską — powiedziała.
— Dobrze, ja też w tamtą stronę.
Od mężczyzny biła taka pewność siebie i męska charyzma, iż Anna z niepokojem na niego spojrzała. Nie wyglądał na maniaka, prezentował się dobrze, miał bystre oczy. “Tacy grają w serialach głównych amantów” — pomyślała. Samochód ruszył płynnie, niemal niezauważalnie nabierając prędkości. W środku przyjemnie pachniało skórą i jego drogą wodą kolońską. I ciągle coś pikało.
— ZapiAle zanim zdążyła odpowiedzieć, jego dłoń delikatnie pokryła jej dłoń, a w tej ciszy, między kroplami deszczu pozostającymi na szybie, poczuła, jak serce zaczyna jej bić zupełnie nowym rytmem.