Biedny Mężczyzna Daje Bilet Autobusowy Mamie z Trójką Dzieci, a Następnego Dnia Odkrywa Setki Pudełek Przed Drzwiami

twojacena.pl 1 dzień temu

Pewnego słonecznego poranka Marek zamiatał podłogi na dworcu autobusowym, jak to robił od dziesięciu lat. Słuchał muzyki w słuchawkach, gdy nagle usłyszał niepewny głos.

— Przepraszam… — powiedziała kobieta.

Marek odwrócił się i zobaczył wyczerpaną kobietę około trzydziestki, z zaczerwienionymi oczyma i śladami łez na policzkach. Trzymała dziecko na rękach, a obok stało dwoje starszych dzieci.

— Mogę pani jakoś pomóc? — zapytał, zdejmując słuchawki.

— Musimy dostać się do Warszawy… Proszę, pomóż nam kupić bilet — wyjąkała.

— Wszystko w porządku? Wygląda pani na przestraszoną.

— Uciekam od męża… To nie jest dobry człowiek. Nie mogę się z nim kontaktować, boję się. Moja siostra mieszka w Warszawie, ale zgubiłam portfel. Proszę…

Marek nie mógł odmówić. Wydał ostatnie pieniądze na bilet, choć wiedział, iż będzie musiał oszczędzać.

— Dziękuję z całego serca — szepnęła, gdy wręczył jej bilet.

— Niech pani dba o dzieci — odparł.

— Mogę prosić o adres? Chcę się odwdzięczyć.

Z wahaniem podał jej swój, a chwilę później autobus z kobietą i dziećmi odjechał.

Po pracy wrócił do córki, Zosi. Była dla niego wszystkim od czasu, gdy żona ich opuściła. Zosia, mimo młodego wieku, pomagała w domu jak dorosła. Gotowali razem, śmiali się, a wieczorami opowiadali sobie o swoim dniu.

Następnego ranka obudził go krzyk Zosi:

— Tato! Obudź się! Coś jest na podwórku!

Marek wyszedł przed dom i zobaczył kilkanaście pudeł. Na wierzchu leżała koperta z listem:

„Dzień dobry! To ja, ta kobieta z dworca. Dziękuję za pomoc. Zostawiam panu moje rzeczy — możesz je sprzedać i zarobić trochę pieniędzy. Wszystkiego dobrego!”

Gdy czytał, Zosia już otwierała pudełka. Nagle rozległ się dźwięk tłukącej się porcelany.

— Zosiu! — krzyknął, widząc rozbity wazon. Ale między odłamkami coś błyszczało. Podniósł przedmiot — diament! Sprawdził oddechem — prawdziwy.

— Boże, jesteśmy bogaci! — wykrzyknął.

— Musimy go oddać! — zaprotestowała Zosia, wskazując adres nadawcy w dokumentach.

— Pomyśl o przyszłości! Możemy cię wysłać do dobrej szkoły!

— To nie nasze! Co jeżeli to czyjaś ostatnia nadzieja?

Marek udawał, iż się zgadza, ale postanowił sprawdzić wartość kamienia. Poszedł do jubilera, pana Nowaka.

— Co mogę dla pana zrobić? — spytał jubiler.

— Chciałbym ocenić ten diament.

Pan Nowak zbadał kamień przez lupę.

— Wyjątkowej czystości i szlifu! Wartość? Co najmniej 400 tysięcy złotych. Skąd go pan ma?

— To… spadek — wydukał Marek. — Można go sprzedać?

— Muszę skonsultować się z kolegą.

Gdy jubiler odszedł, Marek myślał już o nowym życiu. Pan Nowak wrócił z ofertą — tylko 40 tysięcy, bo brakowało dokumentów. Marek odmówił, ale w drodze do domu zauważył, iż kamień wygląda inaczej. Jubiler musiał go podmienić!

W domu panowała cisza. Zosi nigdzie nie było. Na stole leżała kartka:

„Masz mój diament. jeżeli chcesz, żeby córka żyła, przynieś go pod wskazany adres. Policja — i nigdy jej nie zobaczysz.”

Serce Marka zamarło. Przypomniał sobie słowa kobiety: „Mój mąż to zły człowiek.” Pobiegł na podany adres — stary, dwupiętrowy dom.

Drzwi otworzył mężczyzna w czarnym płaszczu, z blizną na policzku i pistoletem w dłoni.

— Gdzie jest Zosia? — warknął Marek.

— Najpierw diament.

Marek podał kamień, ale oprawca wściekł się:

— To szkło! Gdzie prawdziwy?

Wtedy Marek zrozumiał — jubiler go oszukał.

— Masz trzy dni, żeby przynieść 40 tysięcy, albo…

Marek wrócił do jubilera, udając, iż chce sprzedać diament, ale ten się wycofał. Wściekły, Marek uderzył go i związał.

— Gdzie diament? Życie mojej córki jest w niebezpieczeństwie!

Jubiler wyznał prawdę — planował z porywaczem wydusić od Marka 400 tysięcy. Diament był skradziony z willi miliardera!

Marek zostawił związMarek wezwał policję, uwolnił Zosię, a porywacz i jubiler trafili za kratki, jednak on sam musiał teraz wyjaśnić swoją rolę w całej sprawie, mając nadzieję, iż jego dobre intencje zostaną zrozumiane.

Idź do oryginalnego materiału