Bezdomni i bez nadziei: rozpaczliwe poszukiwanie dachu nad głową.

newsempire24.com 1 dzień temu

Bez dachu nad głową i bez nadziei: rozpaczliwe poszukiwanie schronienia.

Nina nie miała dokąd pójść. Dosłownie, nie miała… Może kilka nocy na dworcu? A potem? Nagle przyszło jej do głowy zbawienne rozwiązanie: Domek letniskowy! Jak mogłam zapomnieć? Chociaż… nazywać to domem to przesada! To raczej zrujnowana chatka. Ale i tak lepiej tam niż na dworcu pomyślała.

Wsiadając do podmiejskiego pociągu, Nina przytuliła się do zimnej szyby i zamknęła oczy. Zalała ją fala trudnych wspomnień. Dwa lata temu straciła rodziców, została zupełnie sama, bez żadnego wsparcia. Nie było jej stać na studia, więc porzuciła uniwersytet, by pracować na targowisku.

Po tym wszystkim los w końcu się do niej uśmiechnął poznała miłość swojego życia. Tomasz okazał się dobrym i uczciwym człowiekiem. Po dwóch miesiącach młodzi wzięli skromny ślub.

Wydawało się, iż życie się układa… Ale życie szykowało dla Niny kolejną próbę. Tomasz zaproponował, by sprzedali mieszkanie jej rodziców w centrum miasta i założyli własny interes.

Namalował przed nią tak piękny obraz, iż Nina nie miała wątpliwości była pewna, iż mąż wie, co robi, i niedługo zapomną o finansowych trudnościach. Gdy się ustabilizujemy, pomyślimy o dziecku. Nie mogę się doczekać, by zostać mamą! marzyła naiwna dziewczyna.

Ale biznes Tomasza nie wypalił. Ciągłe kłótnie o zmarnowane pieniądze gwałtownie zniszczyły ich związek. niedługo Tomasz przyprowadził do domu inną kobietę i pokazał Ninie drzwi.

Na początku myślała o policji, ale zrozumiała, iż nie może oskarżyć męża o nic. To ona sama sprzedała mieszkanie i oddała pieniądze Tomaszowi…

***

Wysiadając na stacji, Nina szła samotnie wzdłuż opustoszałego peronu. Była wczesna wiosna, sezon na wsi jeszcze się nie zaczął. Po trzech latach nieobecności działka zarosła chwastami i wyglądała tragicznie. Nieważne, posprzątam, i będzie jak dawniej myślała, choć wiedziała, iż nic już nie będzie takie samo.

Klucz znalazła łatwo schowany pod werandą. Ale drewniane drzwi były wypaczone i nie chciały się otworzyć. Dziewczyna próbowała je wyważyć, ale daremnie. Gdy zrozumiała, iż sama nie da rady, usiadła na schodkach i rozpłakała się.

Nagle zauważyła dym i usłyszała hałas u sąsiadów. Uradowana, iż ktoś jest w pobliżu, pobiegła tam.

Pani Ruta! Jest pani w domu? zawołała.

Na podwórku stał zaniedbany starszy mężczyzna, palił małe ognisko i grzał wodę w zabrudzonym kubku.

Kto pan jest? Gdzie pani Ruta? spytała cofając się.

Niech się pani nie boi. I proszę nie wzywać policji. Nie robię nic złego. Nie włamuję się, mieszkam tu, na podwórzu…

Ku jej zaskoczeniu, mówił miłym, kulturalnym głosem, jakby należał do wykształconych ludzi.

Jest pan bezdomny? spytała bezceremonialnie.

Tak. Ma pani rację odpowiedział, spuszczając wzrok. Mieszka pani obok? Niech się pani nie martwi, nie będę przeszkadzał.

Jak się pan nazywa?

Mieczysław.

A nazwisko?

Nazwisko? zdziwił się. Kowalczyk.

Nina przyjrzała mu się uważnie. Ubrania, choć znoszone, były czyste, a sam staruszek wyglądał na zadbanego.

Nie wiem, do kogo się zwrócić… westchnęła.

Co się stało? spytał ze współczuciem.

Drzwi się zacięły. Nie mogę ich otworzyć.

jeżeli pani pozwoli, mogę spojrzeć zaoferował się.

Byłabym wdzięczna! odparła zdesperowana.

Gdy mężczyzna majstrował przy drzwiach, Nina usiadła na ławce i pomyślała: Kim ja jestem, by nim gardzić? W końcu też jestem bez domu, jesteśmy w tej samej sytuacji…

Ninuś, proszę spojrzeć! Mieczysław Kowalczyk uśmiechnął się i pchnął drzwi. Chce pani tu nocować?

A gdzie indziej? zdziwiła się.

Jest tu ogrzewanie?

Chyba piec… zawahała się, uświadamiając sobie, iż nie umie go obsługiwać.

Rozumiem. A drewno?

Nie wiem.

Dobrze. Niech pani wejdzie, zaraz coś przyniosę powiedział stanowczo i wyszedł.

Nina sprzątała około godziny. W chacie było zimno, wilgotno i nieprzyjemnie. Była załamana, nie wiedząc, jak tu żyć. niedługo Mieczysław wrócił z drewnem. Ku jej zaskoczeniu, poczuła ulgę, iż ktoś jest blisko.

Rozpalił w piecu. Po godzinie w chatce zrobiło się ciepło.

Proszę dokładać drewna powoli, a na noc zgasić. Niech się pani nie martwi, ciepło starczy do rana wyjaśnił.

A pan? Pójdzie do sąsiadów?

Tak. Niech pani mnie nie ocenia, zostanę na ich podwórku. Nie chcę iść do miasta… Nie chcę grzebać w przeszłości.

Mieczysławie Kowalczyku, proszę zaczekać. Zjemy razem kolację, wypijemy herbatę, a potem pan pójdzie zdecydowała.

Staruszek nie protestował. Zdjął płaszcz i usiadł przy piecu.

Przepraszam, iż się wtrącam… zaczęła Nina. Ale pan nie wygląda na bezdomnego. Dlaczego żyje pan na ulicy? Gdzie pańska rodzina?

Mieczysław opowiedział, iż całe życie wykładał na uniwersytecie. Oddał młodość nauce, zachwycał się wiedzą. Starość przyszła niespodziewanie. Gdy zrozumiał, iż na starość jest zupełnie sam, było już za późno, by cokolwiek zmienić.

Rok temu zaczęła go odwiedzać siostrzenica, Kinga. Sprytnie zasugerowała, iż się nim zaopiekuje, jeżeli zapisze jej mieszkanie. Naturalnie, ucieszył się i zgodził.

Kinga zdobyła jego zaufanie. Namówiła go na sprzedaż mieszkania w zatłoczonym śródmieściu i kupno domu na przedmieściach, z ogrodem i przytulnym podwórkiem. Miała już choćby świetną ofertę.

Przez całe życie marzył o świeżym powietrzu i spokoju. Zgodził się bez wahania. Gdy sprzedali mieszkanie, Kinga zaproponowała założenie konta, by nie trzymać gotówki.

Wujku, niech wujek poczeka w banku, a ja wszystko sprawdzę

Idź do oryginalnego materiału