Powietrze jest ciężkie od dymu i wilgoci. Pora kiedy jest już zdecydowanie ciemno, ale latarnie miejskie jeszcze się nie świecą bo nikt nie przewidział, iż marzec będzie taki szary.
Osiedlowy kot przemyka się przylepiony do murków, skulony, nie rozgląda się na boki, szuka spokoju w uchylonym okienku piwnicznym. Czuję się trochę jak on, próbując niezauważenie i gwałtownie przebyć z punktu A do punktu B, załatwić swoje sprawy i napić się herbaty.
Przez uchylone okna słychać światy innych ludzi. Jedni głośno się kłócą, jedni głośno się śmieją, a życie jeszcze innych doszczętnie zagłusza hałas telewizora.
Na tej ulicy jestem tylko pobocznym widzem wszystkich zdarzeń, mijanych postaci, przejeżdżających aut, zapalanych latarni. Dopóki nie dotrę na miejsce i nie będę musiała przypomnieć sobie co pilnego chciałam dzisiaj załatwić.
Pod parterowym oknem kamienicy stoi mężczyzna. Kręci się przez chwilę po czym, dłonią, puka w szybę. Trzy razy.