Pewnego dnia bogacz zaprosił sprzątaczkę na przyjęcie, by ją upokorzyć. Ale gdy ta pojawiła się jak prawdziwa gwiazda, gwałtownie zrozumiał, iż popełnił największy błąd w swoim życiu.
Warszawa, luksusowa rezydencja w dzielnicy Wilanów. Poranna godzina, a Krystyna już od trzech godzin pracowała, jak każdego dnia od trzech lat. W willi Białego Orła, gdzie luksus widać było w każdym zakątku, wszystko musiało lśnić jak nowe. Czterdzieści dwa pokoje, długie korytarze, ogromne okna z widokiem na miasto wszystko musiało być idealne, bo właściciel, bogaty biznesmen Arkadiusz Kowalczyk, często przyjmował ważnych gości.
Tego ranka, gdy schodziła po schodach, zobaczyła go przed lustrem, poprawiającego krawat Hermèsa, rozmawiającego przez telefon o milionowych kontraktach. Miał 45 lat i był twarzą jednego z największych deweloperskich imperiów w Polsce. Jego nazwisko otwierało drzwi, budziło szacunek i strach. Wszyscy wiedzieli, kim jest, a on lubił, by o tym pamiętano.
Wszystko musi być gotowe na czwartek rzucił, choćby na nią nie patrząc. Przyjęcie musi być perfekcyjne. Tylko dwustu gości, ani jednego więcej. Krystyna nie podniosła głowy, skupiona na uporczywej plamie w jadalni. Pewnie jakieś drogie wino, które ktoś wylał podczas biznesowego obiadu.
Nauczyła się być niewidzialna, cicha, jak część wyposażenia. Tak było bezpieczniej. Tak nikt nie zadawał pytań.
Zatrudnijcie więcej kelnerów powiedział nagle, stojąc w progu salonu i przyglądając się jej z wyższością. Jego wzrok wbił się w nią jak nóż. Krystyna powoli wstała, kolana bolały od klęczenia, dłonie były czerwone od szorowania. Otrzepała swój codzienny niebieski fartuch, gdy nagle głos Arkadiusza przeciął powietrze.
Dzień dobry, Krystyna. Musimy porozmawiać.
Skinęła głową, serce zaczęło bić szybciej. Zebrała środki czystości, a on podszedł do kominka z marmuru, wpatrując się w wiszący nad nim obraz jakiegoś europejskiego malarza, którego nazwiska Krystyna nigdy się nie nauczyła.
W czwartek odbędzie się coroczna gala powiedział, nie odwracając się. Jak zwykle zajmiesz się sprzątaniem przed przybyciem gości.
Tak, proszę pana odpowiedziała, starając się zachować spokój.
Ale tym razem będzie inaczej. Tym razem nie tylko posprzątasz. Tym razem będziesz uczestniczyć.
Krystyna poczuła, jak żołądek się zaciska. Uczestniczyć? Jak?
Arkadiusz odwrócił się z krzywym uśmiechem. Jesteś zaproszona.
Słowa spadły jak kamienie. Przez trzy lata nikt w tym domu nie traktował jej jak kogoś więcej niż tła. Serwowała kawę, myła okna, ale nikt nigdy nie pozwoliłby jej choćby marzyć o czymś takim.
Nie rozumiem szepnęła.
To proste powiedział, zaczynając chodzić wokół niej z rękami założonymi za plecami jak sędzia. Ubierzesz się odpowiednio i weźmiesz udział w przyjęciu. Będziesz jadła przy głównym stole. Będziesz rozmawiała z moimi gośćmi. Będziesz udawała, iż jesteś jedną z nas.
Krystyna od razu zrozumiała, iż to pułapka. Arkadiusz nie był miłym człowiekiem. Nigdy nie robił nic bez powodu, a jego uprzejmość była jak trucizna.
Mogę zapytać dlaczego?
Bo chcę, żebyś zrozumiała swoje miejsce w świecie. Chcę, żebyś poczuła się nie na miejscu, śmieszna, gorsza. Potem upokorzę cię przed wszystkimi.
Rozumiem powiedziała stanowczo, choć serce waliło jak bęben.
Doskonale. Zapewnię ci odpowiednią suknię. Nic drogiego, oczywiście. Nie chcę się wstyd









