Bałem się, iż mnie zabiorą z powrotem…

newsempire24.com 5 dni temu

Bałem się, iż go oddadzą…

Gdy pierwszy raz go zobaczyłem, siedział na samym końcu, przy ścianie. Nie szczekał, nie garnął się, nie podchodził. Po prostu siedział z nosem wtulonym w kąt. Inne psy skakały, wyciągały łapy przez kraty, jeden wył, drugi kręcił się w kółko. A on? Ani jednego dźwięku.

Jest z nami od dawna powiedział wolontariusz. Osiem lat. Trafił tu jako szczeniak i został. Wzięto go dwa razy, ale za każdym razem zwrócono. Raz po jednym dniu, drugi raz po tygodniu. Nie zagrał. Jest cichy. Nie bawi się. Nie okazuje radości.

Stałem z rękami w kieszeniach, bo inaczej bym drżał.

Jak ma na imię?

Najpierw nazywali go Burek. Potem Pusia. Teraz mówimy na niego tylko tak, jak na kartce: Archie. Chociaż pewnie jest mu to obojętne. Reaguje tylko na dźwięk otwieranej karmy.

Nie wiedziałem, po co przyszedłem. Po prostu w pewnym momencie samotność stała się nie do zniesienia. Po śmierci mamy mieszkanie brzmiało pustką. Żadnego dźwięku, żadnego ruchu. Tylko czajnik rano i radio w kuchni. I ta cisza.

Przyjaciele radzili, żebym wziął sobie kogoś. Choćby rybki. Albo papugę. A ja poszedłem do schroniska.

I go zobaczyłem.

Mogę spróbować? zapytałem niepewnie.

Wolontariusz tylko skinął głową. Dziesięć minut później staliśmy przy wyjściu: on na smyczy, ja z dokumentami w kieszeni. Nikt nie wierzył, iż to potrwa długo. choćby ja.

Nie ciągnął smyczy, nie pchał się do przodu. Szedł obok, jakby znał drogę. Na schodach się potknął, łapa mu się ześlizgnęła. Powiedziałem: Ostrożnie, ale nie zareagował ani spojrzenia, ani ruchu ucha. Tylko głębiej westchnął.

W domu położyłem mu stary, miękki koc przy kaloryferze. Miska z wodą, karma. Podszedł, powąchał, usiadł, spojrzał na mnie, a potem na drzwi. Długo. Jakby sprawdzał, czy są zamknięte.

W nocy obudził mnie skrzyp. Leżał przed drzwiami, nie spał. Głowę miał na łapach, oczy otwarte. Jakby czekał, iż znów go zabiorą.

Archie jesteś w domu. Wszystko w porządku szepnąłem.

Nawet się nie poruszył.

Tak minęły pierwsze dwa tygodnie. Jadł, wychodził na spacery, ale milczał. Ani jednego dźwięku. Zawsze patrzył mi w oczy. Jakby pytał: Mogę zostać?

Nigdy nie wskoczył na kanapę. choćby gdy go zachęcałem, wołałem, uderzałem w poduszkę. Tylko stał obok. Potem wracał pod drzwi i tam spał.

Masz nowego psa? zapytała pani Wanda, sąsiadka, gdy zobaczyła nas na ulicy. Ładny ale jakiś obcy.

Kiwnąłem głową. Miała rację wyglądał, jakby tu nie pasował. Nie stąd był i nie chciał zostać.

Nie brał jedzenia z ręki. Nie przyjmował smakołyków. Tylko z miski i tylko wtedy, gdy nikt nie patrzył.

Mówiłem do niego jak do człowieka.

Mama marzyła o psie. Ale bała się przywiązać. Mówiła, iż nie zniesie straty. A teraz jesteś ty. Myślę, iż by cię polubiła. Wiedziała, jak postępować ze zranionymi duszami. Całe życie pracowała z takimi w domu opiek

Idź do oryginalnego materiału