BAJDOŁA - 37 (z książki - 2019 r.)

michalwronski45.blogspot.com 3 tygodni temu

RĘCE

Bajdoła miała dziwną słabość – lubiła, żeby podczas snu jej ręce drętwiały aż do utraty czucia (kładła je pod głową). Po obudzeniu się, czekała: dwie drewniane kłody wracały do życia ukłuciami igiełek. Było to rozkoszne – jakby z obcego formowało się nowe ciało.

Dzisiaj, po jakiejś burzliwej kłótni z Bajgórem, położyła się, aby przespać swoją winę. Śniło jej się, iż Bajgór z bladą twarzą szedł pustą drogą, która przebiegała przez zaorane pole, ponure i śmiertelnie puste. Droga znikała za horyzontem i wiedziała, iż o ile Bajgór tam pójdzie, straci go na zawsze. Krzyczała: „Nie idź tam, Bajgórze! Nie idź!”, ale nie słyszał jej. Jak manekin stawiał kroki, ku swojej zgubie…

Obudził ją dzwonek telefonu.

- Bajgór! Przeproszę go, trudno! Niech tylko przyjdzie…

Wstała, podbiegła do telefonu, ale przerażona zrozumiała, iż nie podniesie słuchawki: zamiast rąk miała nieczujące gałęzie.

- Nie odkładaj słuchawki - mówiła. - Poczekaj jeszcze!

Ręce powoli wracały do życia. Już miała podnieść słuchawkę, kiedy telefon zamilkł. Siadła na podłodze i rozpłakała się z wściekłości na Bajgóra.

Ale to nie Bajgór telefonował (przepijał piwem swoją winę), ale jakiś Bogdan do jakiejś Barbary, myląc numer.




Idź do oryginalnego materiału