Bajdołę zawsze podniecał widok pędzącego konia. Ale była dziewczyną typowo miejską i panicznie bała się dużych zwierząt. Gdzieś w mrokach pamięci wydawało jej się, że będąc dzieckiem, siedziała na wielkim wierzchowcu i galopowała dookoła wiejskiego podwórka. Obraz ten, z czasem, stawał się coraz bardziej wyraźny. Widziała coraz więcej szczegółów: drewnianą chatę, ogrodzenie podwórka, kasztanowatą maść konia, kształt jego głowy i szyi. Coraz częściej też koń uczestniczył w jej snach.
Tydzień
temu przeczytała w gazecie ogłoszenie, reklamę szkółki jeździeckiej
„Hegemonia”. W tajemnicy przed Bajgórem pojechała tam, aby zmierzyć się ze
strachem i zrealizować fantastyczną wizję. Ale kiedy doszła do stadniny,
zobaczyła tłum kłębiący się wokół instruktora, który rozdawał jakieś numerki.
Okazało się, iż chętnych do konnej przejażdżki jest tak wielu, iż jazda z
numerkiem 878, jaki dostała, mogła odbyć się za dwa tygodnie. Bajdoła wróciła
do domu, zaprosiła Bajgóra na koniak i odetchnęła z ulgą. Miała nadzieję, że
konie zniknęły z jej życia.