29kwietnia 2025r. Dziś po raz pierwszy wszedłem do nowej siedziby firmy, której właśnie stałem się właścicielem. Młodzi pracownicy przy biurku nie kryli rozbawienia, kiedy zobaczyli mnie w roli nowej koleżanki. Babciu, chyba powinna pani trafić do innego działu szepnęli pod nosem, nie zdając sobie sprawy, iż to ja właśnie wykupiłem ich przedsiębiorstwo.
Do kogo przychodzisz? rzucił chłopak siedzący za ladą, nie odrywając wzroku od telefona. Moje proste, ale eleganckie ubranie skromna koszula, spodnica sięgająca kolan, wygodne baleriny od razu zdradzało, iż nie przybywam do biura, aby zwracać na siebie uwagę.
Poprawiłam jedynie torbę z wytrzymałego płótna, którą nosiłam na ramieniu. Ubierałam się świadomie, by nie robić wrażenia: nie krzykliwy krój, żaden krzykliwy kolor, po prostu praktyczna odzież.
Stary dyrektor, zmęczony, siwiejący Grzegorz, którego w trakcie transakcji przyjmowałem jako pośrednika, uśmiechnął się, kiedy usłyszał mój plan.
Trójkąt z patyka, Dobrosława mówię z uznaniem. Wciągają haczyk, a ofiara nie czuje przynęty. Dopiero kiedy jest za późno, dowiaduje się, kim naprawdę jesteś.
Jestem nowym pracownikiem, przychodzę do działu dokumentacji odpowiedziałam spokojnym, niskim tonem, celowo unikając jakichkolwiek rozkazujących fraz.
W końcu chłopak podniósł wzrok. Przeskanował mnie od buta po siwe, starannie uczesane włosy w jego spojrzeniu pojawiła się otwarta kpina, której nie próbował ukryć.
Tak, podobno ma pani nową osobę. Czy już odebrała pani kartę dostępu od ochrony?
Tak, proszę podałam jej nudny, plastikowy pas z numerem.
Znasz te automatyczne bramy, które wyglądają jakby prowadziły zagubione owady do nieznanego? mruknąłem, przesuwając się w stronę mojego biurka.
Zapewne z tyłu znajdzie się moje miejsce pracy. Dopiero się rozorientuję, szepnęłam, wchodząc do open space, które brzęczało jak ul w pełnym rozkwicie.
Czterdzieści lat spędziłam na rozkręcaniu labiryntów życia. Po nagłej śmierci męża zwróciłam uwagę na firmę, która ledwo nie zbankrutowała, i podniosłam ją z popiołów. Zawiłe inwestycje podwoiły mój majątek, a w wieku sześćdziesięciu pięciu lat udało mi się odnaleźć sens w pustym, ogromnym domu, w którym dotąd panował jedynie wszechobecny niepokój i samotność.
Ta rosnąca, ale wewnętrznie zgnilizna ITfirma przynajmniej tak ją odczuwałam stała się dla mnie najnowszym wyzwaniem.
Mój stół stał w najodleglejszym kącie, tuż przy drzwiach archiwum. Był stary, z podrapaną blatem i skrzypiącym krzesłem jakby pozostałość z minionej epoki wśród błyszczących nowoczesnych ekranów.
Już się wdrażasz? zapytała zza pleców słodka, ale nieco niepokojąca kobieta. Przed mną stała Olga, szefowa działu marketingu, w idealnie dopasowanym kostiumie z kością słoniową. Droga woni drogich perfum i sukcesu otaczała ją niczym aura.
Staram się odpowiedziałem łagodnym uśmiechem.
Będziesz musiała przejrzeć umowy z projektu Altair z zeszłego roku. Są w archiwum, dodała Olga, w głosie nieco wyniosłym, jakby dawała prostą zadanie głupiemu człowiekowi.
Patrzyła na mnie jak na jakąś dziwną, wymarłą skamielinę. Gdy odszła, usłyszałam za sobą szkarłatny szept: W HR kompletnie przeszło im po drodze lekarstwo. Zaraz będą zatrudniać dinozaury.
Zignorowałam komentarz i ruszyłam w stronę działu programistów, zatrzymując się przed szklaną salą konferencyjną, w której kilku młodych ludzi żywo dyskutowało.
Pani, czegoś szuka? odezwał się wysoki chłopak, wychodząc zza mojego biurka. Był to Sławomir, lider zespołu deweloperskiego, gwiazda przyszłości firmy przynajmniej tak go opisano w wewnętrznym profilu, który chyba sam napisał.
Tak, potrzebuję archiwum odpowiedziałam.
Sławomir uśmiechnął się, po czym odwrócił się do kolegów, którzy spoglądali na nas z zainteresowaniem, niczym na darmowy cyrkowy spektakl.
Babciu, chyba trafiła pani na niewłaściwy dział. Archiwum jest tam po lewej wskazała niepewnie w stronę mojego biurka.
Tu robimy poważną pracę. Tego, o czym nie śnisz choćby w marzeniach.
Za mną rozległ się cichy chichot. Wewnątrz zaczęło rosnąć zimne, spokojne wściekłe uczucie. Spojrzałam na samozadowolone twarze, na drogi zegarek przy nadgarstku Sławomira wszystko to zakupiłam własnym groszem.
Dziękuję powiedziałam równym tonem. Teraz dokładnie wiem, dokąd mam iść.
Archiwum okazało się małym, z ciasną, pomieszałą przestrzenią bez okien. W końcu znalazłam teczkę Altair. Systematycznie przeglądałam dokumenty: umowy, załączniki, potwierdzenia realizacji. Wszystko wydawało się na papierze idealne, ale moje wprawne oko wyłapało niepokojące nieścisłości. W aktach podwykonawcy CyberSystemy kwoty zostały zaokrąglone do pełnych tysięcy mogło to być niedopatrzenie, ale równie dobrze celowe ukrycie rzeczywistych rozliczeń.
Opis wykonanych prac był niejasny: usługi doradcze, wsparcie analityczne, optymalizacja procesów. To klasyczne techniki wyprowadzania pieniędzy, które znałam jeszcze z lat dziewięćdziesiątych.
Po kilku godzinach drzwi skrzypnęły. W progu stanęła młoda dziewczyna o przerażającym spojrzeniu.
Dzień dobry, nazywam się Łucja, zajmuję się księgowością. Olga mówił, iż tu jest Czy brak dostępu do systemu nie jest problemem? Chętnie pomogę powiedziała, nie okazując ani grama pogardy.
Dziękuję, Łucjuszko, to bardzo miłe z twojej strony przyjęłam.
Nic nie szkodzi, po prostu nie wszyscy od razu rozumieją, iż nie każdy rodzi się z tabletką w ręku dodała Łucja, zarumieniając się.
Podczas gdy Łucja wyjaśniała mi interfejs programu, pomyślałam, iż choćby w najbagowniejszym bagnie można znaleźć krystalicznie czyste źródło. Ledwie odwróciłam się, a w drzwiach pojawił się Sławomir.
Potrzebuję pilnie kopii umowy z CyberSystemy rozkazał, jakby wydawał rozkaz podwładnemu.
Dzień dobry, właśnie przeglądam te dokumenty. Czy mogę prosić chwilę? odpowiedziałam spokojnie.
Chwilę? Nie, nie mam czasu. Za pięć minut mam spotkanie. Dlaczego to nie jest już zdigitalizowane? Co wy tu w ogóle robicie? wtrącił się z pogardą.
Jego zarozumiałość była jego słabością. Był pewien, iż nikt zwłaszcza ja, starsza kobieta nie odważy się sprawdzić jego pracy.
To mój pierwszy dzień w pracy odparłam spokojnym głosem. Staram się naprawić to, czego inni nie zrobili.
Nie obchodzi mnie to! wykrzyknął, podchodząc do mojego biurka i bez żadnej uprzejmości wyrwawszy mi teczkę. Wy, starzy, zawsze przynosicie tylko problemy!.
Wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Nie patrzyłam za nim. Wiedziałam już, co muszę zrobić.
Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do mojego prawnika.
Arkadiuszu, proszę sprawdzić firmę o nazwie CyberSystemy. Czuję, iż ich struktura warty jest uwagi.
Następnego ranka zadzwonił mój prawnik. Pani Andrzejewska, to prawda CyberSystemy to jedynie puste zdjęcie firmowe. Zarejestrowana jest na nazwisko obywatela Petrowa, a ich lider Sławomir jest jego kuzynem. To klasyczny schemat.
Dziękuję, Arkadiuszu. To właśnie tego szukałam.
Po lunchu zwołano wszystkie osoby na cotygodniowe zebranie. Olga promieniowała, mówiąc o sukcesach firmy.
Och, zapomniałam wydrukować raport konwersji. Jadwiga wołała przez mikrofon, słodkozłośliwym głosem proszę przynieść folder Q4 z archiwum i nie zgubić się w drodze.
W sali rozległ się cichy chichot. Wstałam, niosąc teczkę, i przekroczyłam próg powrotu.
Kilka minut później wróciłam. Sławomir stał przy Olgę, szepcząc coś do ucha.
A oto nasz zbawca! ogłosił z dumą. Możemy przyspieszyć, bo czas to pieniądz. Zwłaszcza nasz własny.
Jedno słowo nasz było ostatnią kroplą w szklance.
Ustawiłam się prosto, a moja dawniej przygarbiona postura zniknęła. Spojrzenie stało się twarde.
Masz rację, Sławomirze. Czas to pieniądz. Szczególnie ten, który teraz płynie przez CyberSystemy. Nie sądzisz, iż ten projekt przyniesie Ci osobiście więcej korzyści niż naszej firmie?
Twarz Sławomira przybrała bladą barwę. Uśmiech zniknął.
Nie rozumiem, o co chodzi wymamrotał.
Naprawdę? Czy możesz wyjaśnić zgromadzonym, w jakim stopniu jesteś spokrewniony z panem Petrovem? zapytałam.
W sali zapadła ciężka cisza. Olga próbowała ratować sytuację.
Przepraszam, ale na jakiej podstawie ten pracownik wtrąca się w nasze finanse?
Nie spojrzałam na Olgę. Ruszyłam wzdłuż stołu i stanęłam przy jego głowie.
Moje prawo jest najprostsze. Nazywam się Jadwiga Andrzejewska Voronowa. Jestem nową właścicielką firmy.
Gdyby w tej sali wybuchła bomba, wstrząs byłby mniejszy.
Sławomirze kontynuuję lodowatym tonem jesteś zwolniony. Moi prawnicy skontaktują się z Tobą i Twoim bratem. Radzę, byś nie opuszczał miasta.
Sławomir opadł na krzesło, milcząc.
Pani Olgo, także zostaje Pani zwolniona z powodu niekompetencji i toksycznej atmosfery w miejscu pracy.
Olga przybrała czerwoną barwę. Jak śmiesz! wykrzyknęła.
Sprawdzę, odparłam zimno masz godzinę, by się spakować. Ochrona wyprowadzi Cię na zewnątrz.
Zasada, iż wiek jest wymówką do drwin, nie ma tu miejsca. Recepcjonista i kilku programistów z działu również zostali wezwani do opuszczenia biura.
W sali zapanował strach.
W najbliższych dniach rozpoczynamy pełny audyt firmy ogłosiłam.
Spojrzałam w kierunku przerażonej Leny, siedzącej w rogu.
Lena, proszę podejść. Lena podniosła drżące dłonie i podeszła do mnie.
W ciągu dwóch dni byłaś jedyną pracownicą, która wykazała nie tylko profesjonalizm, ale i ludzką empatię. Tworzę właśnie nowy dział kontroli wewnętrznej i chciałabym, abyś do niego dołączyła. Jutro omówimy szczegóły.
Lena otworzyła usta, ale nie zdołała wypowiedzieć słowa.
Uda się powiedziałam zdecydowanie. Teraz wszyscy wracają do pracy. Wyjątkiem są zwolnieni. Dzień pracy trwa dalej.
Odwróciłam się i odeszłam, zostawiając za sobą kruszący się świat, zbudowany na parze i wyniosłości.
Nie poczułam triumfu. Zamiast tego ogarnęła mnie cicha satysfakcja, jaką odczuwa się po dobrze wykonanego zadaniu. Bo aby zbudować dom na solidnych fundamentach, najpierw trzeba oczyścić teren z gnicia.
A ja dopiero zaczynam wielkie porządki.