„Babciu, powinnaś przenieść się do innej klasy!” – zaśmiewali się młodsi pracownicy na widok nowej koleżanki. Nie mieli pojęcia, iż to ja kupiłam ich firmę.

newskey24.com 2 tygodni temu

15 marca, Warszawa. Wchodzę do nowo przejętej firmy TechPol i od razu słyszę, jak nowa współpracownica wywołuje uśmiechy wśród młodych pracowników.
Babciu, chyba powinna pan iść do innego działu szyderczo wskakują przy jej pierwszym kroku. Nie mają pojęcia, iż to ja kupiłem tę firmę.
Do kogo przybyła? pyta chłopak za ladą, nie odrywając wzroku od telefona.
Jej modny fryz i markowy sweter mówią więcej niż słowa wydaje się niewzruszona wobec świata.
Bogna Andrzejewska poprawia prostą, solidną torbę na ramieniu. Ubrana skromnie: bluzka, spódnica sięgająca kolan, wygodne płaskie buty chce nie rzucać się w oczy.
Stary dyrektor, zmęczony, siwy Grzegorz, z którym załatwiałem nową umowę, uśmiecha się, słysząc jej plan.
Trojański koń, Bogno mówi z uznaniem. Złapie haczyk i nikt nie zauważy przynęty. Nie odkryją, kim naprawdę jest, dopóki nie będzie za późno.
Jestem nową pracownicą w dziale dokumentacji odpowiada spokojnym, cichym tonem, unikając rozkazów.
Wreszcie chłopak spogląda na nią, ocenia od czapki po szpilki, w jego oczach błyszczy otwarta drwinę.
Tak, podobno przybyła nowa osoba. Czy dostała kartę wjazdową od ochrony?
Tak, już ją mam.
Machnął ręką w stronę obrotowej bramy, jakby wskazywał zagubionemu owadkowi drogę.
W końcu znajdzie swoje miejsce.
Bogna skinęła głową, powtarzając w duchu Znalazę się, wchodząc do otwartego biura, które brzęcza jak ule.
Od czterdziestu lat radziła sobie w labiryncie życia, po nagłej śmierci męża odbudowała przedsiębiorstwo, zarządzała trudnymi inwestycjami, które pomnożyły jej majątek, i w wieku sześćdziesięciu pięciu lat nie dała się zwieść samotności w pustym domu.
Ta kwitnąca, ale z wnętrza zgniła firma IT stała się jej najciekawszym wyzwaniem.
Mój biurko stało w najbardziej odosobnionym kącie, przy drzwiach archiwum, stare z podniszczonym blatem i skrzypiącym krzesłem jak wyspa w morzu nowoczesnych technologii.
Już się wpasowujesz? odezwał się słodko-kwaśny głos zza pleców. Przed mną stała Olga, szefowa marketingu, w eleganckim, idealnie wyprasowanym kostiumie.
Próbuję uśmiechnęła się uprzejmie Bogna.
Musisz przejrzeć umowy z projektem Altair z zeszłego roku. Są w archiwum.
Nie będzie to trudne dodała, a w jej głosie słychać było nutę wyniosłości, jakby rozkazywała prostą pracę osobie o ograniczonej zdolności.
Olga patrzyła na nią niczym na skamieniałe szczątki. Gdy odszła, w tle usłyszałem jej chichot: W HR całkiem po drodze kruszy się lek, już zaraz dinozaury zatrudnią.
Bogna udawała, iż nie słyszy, i ruszyła w stronę działu rozwoju, zatrzymując się przed szklanym pokojem, gdzie kilku młodych dyskutowało o czymś gorąco.
Pani, czego szuka? zapytał wysoki chłopak, wychodząc od mojego biurka. To Staś, lider zespołu programistów, gwiazda firmy.
t tak, szukam archiwum.
Staś uśmiechnął się, po czym wrócił do kolegów, którzy obserwowali scenę jakby to był darmowy przedstawienie cyrkowe.
Babciu, chyba jest pani w niewłaściwym dziale, archiwum jest tam dalej wskazała niepewnie Olga.
Tu robimy poważną robotę, coś, o czym sami byście nie marzyli.
Wszyscy zaśmiali się cicho. Bogna poczuła w sobie chłodną, spokojną furę. Patrzyła na samozadowolone twarze, na drogocenny zegarek na ręce Stasia wszystko to kupione z jej pieniędzy.
Dziękuję odpowiedziała równym tonem. Teraz wiem dokładnie, dokąd mam iść.
Archwum okazało się małym, pozbawionym okien pomieszczeniem. Bogna wzięła Altair i zaczęła przeglądać papiery: umowy, załączniki, potwierczenia wykonania. Na pierwszy rzut oka wszystko wydawało się w porządku, ale jej doświadczone oko wyłowiło niepokojące szczegóły.
Kwoty w aktach podwykonawcy CyberSystemy były zaokrąglone do pełnych tysięcy złotych mogło to być niedopatrzenie, ale równie dobrze celowe ukrycie rzeczywistych rozliczeń.
Opis wykonanych prac był mglisty: usługi doradcze, wsparcie analityczne, optymalizacja procesów. To klasyczne metody wypłukiwania pieniędzy, znane już z lat dziewięćdziesiątych.
Po kilku godzinach drzwi otworzyła młoda księgowa Lena, podana w księgowości. Dzień dobry, jestem Lena, Olga wspominała, iż tu jest. Czy nie jest trudno pracować bez dostępu elektronicznego? zapytała bez nuty pogardzie.
Dzięki, Leno, byłoby miło.
Nie ma sprawy, po prostu nie każdy z nas nie urodził się z tabletką w ręku odparła Lena, lekko się rumieniąc.
Gdy Lena tłumaczyła interfejs programu, Bogna pomyślała, iż choćby w najbłotliwszym bagnie można znaleźć czystą źródełkę.
Ledwie Lena odszedła, Staś wrócił: Potrzebuję natychmiast kopii umowy z CyberSystemy.
Dzień dobry, właśnie ją przeglądam odparła spokojnie Bogna. Proszę o chwilę.
Chwila? Nie mam czasu. Za pięć minut mam spotkanie. Dlaczego to nie jest już zdigitalizowane? wściekłość narastała.
To mój pierwszy dzień pracy. Próbuję uporządkować to, czego inni nie zrobili odpowiedziała chłodno.
Niezależnie! przerwał, rzucając dokumenty w jej stronę Wy, starzy, zawsze macie problem.
Wściekłość Stasi rozlała się po całym pomieszczeniu, a on ruszył w stronę drzwi.
Bogna podniosła telefon i wybrała numer prywatnego prawnika:
Arkadiusz, proszę sprawdzić firmę CyberSystemy. Czuję, iż za kulisami kryje się coś ciekawego.
Następnego ranka telefon dzwonił z wiadomością:
Pani Bogno, miał pan rację. CyberSystemy to jedynie pusta firma podawiana na nazwisko Kowalskiego. Staś, ich lider, jest jego kuzynem. Klasyczny manewr.
Dziękuję, Arkadiusz. To właśnie tego szukałem.
Po obiedzie odbyło się spotkanie zespołowe. Olga promieniowała, opowiadając o sukcesach.
Zapomniałam wydrukować raport konwersji. Bogno, proszę przynieść z archiwum Q4, ale tym razem nie zgub się krzyknęła przez mikrofon, a w pokoju rozległ się cichy chamski śmiech.
Bogna wstała, podeszła do drzwi i wróciła po kilku minutach, trzymając potrzebny folder. Staś szepnął coś do Olgi.
A oto nasz zbawca! ogłosił głośno Staś. Mógłby być szybciej, czas to pieniądz, a zwłaszcza nasz.
Jedno słowo nasz było ostatnią kroplą w szklance.
Bogna uniosła głowę. Zmarszczki na twarzy zniknęły, a spojrzenie stało się twarde.
Masz rację, Staś. Czas to naprawdę pieniądz, zwłaszcza ten, który zarabiamy przez fikcyjną firmę.
Staś zbladł, nie wiedząc, co powiedzieć.
Czy naprawdę myślisz, iż ten projekt przyniesie ci więcej korzyści niż całej firmie? zapytała, patrząc wprost na niego.
W sali zapadła cisza. Staś próbował bronić się, ale Olga przerwała:
Przepraszam, ale na jakiej podstawie ten pracownik wtrąca się w nasze finanse?
Bogna nie patrzyła na nikogo, po prostu przeszła obok stołu i stanęła przy jego brzegu.
Mój tytuł jest jasny. Nazywam się Bogna Andrzejewska, nowa właścicielka firmy.
Staś, zostajesz zwolniony. Moje kancelarie skontaktują się z tobą i twoim bratem. Radzę nie opuszczać miasta.
Staś opadł na krzesło, a Olga, czerwona jak burak, krzyknęła:
I ty, Olgo, również jesteś zwolniona. Niekompetencja i toksyczna atmosfera pracy.
Jak śmiałaś! wściekła się Olga.
Zmierzę cię masz godzinę, by spakować się. Ochrona poprowadzi cię do wyjścia.
Wszystko to, co uważało się za usprawiedliwienie wieku, zamieniło się w język pogardy. Recepcjonistka i kilku programistów mogli odejść.
Przestrzeń wypełnił lęk.
W najbliższych dniach rozpoczynamy pełny audyt.
W kącie sali zobaczyłem przerażoną twarz Leny.
Leno, proszę przyjść tutaj.
Lena drżąc podeszła.
W ciągu dwóch dni byłaś jedyną, która zachowała profesjonalizm i człowieczość. Zakładam nowy dział kontroli wewnętrznej i chcę, byś do niej dołączyła. Omówimy szczegóły jutro.
Lena otworzyła usta, nie mogąc uwierzyć.
Uda się powiedziałam stanowczo. Teraz każdy wraca do pracy. Wykluczeni zostali zwolnieni.
Odwróciłam się i wyszłam, zostawiając za sobą ruiny zbudy budowanej na parze i wyniosłości.
Nie poczułam triumfu, a jedynie chłodną satysfakcję, jaką odczuwa się po dobrze wykonanej pracy. Bo aby zbudować dom na solidnych fundamentach, najpierw trzeba oczyścić teren z gnicia.
Teraz zaczynam wielkie sprzątanie.
**Lekcja:** nie pozwól, by złudne blaski i fałszywe przyjaźnie ukryły prawdę czystość i uczciwość są jedynymi fundamentami trwałego sukcesu.

Idź do oryginalnego materiału