„Babciu, powinnaś przejść do innej klasy” – zaśmiewali się młodsi współpracownicy na widok nowej koleżanki. Nie mieli pojęcia, iż to ja kupiłam ich firmę.

polregion.pl 3 godzin temu

Pamiętam, iż kiedy weszłam do nowego oddziału, młodzi koledzy zaśmiali się cicho: Babciu, chyba trafiła pani do niewłaściwego działu. Nie mieli pojęcia, iż to właśnie ja kupiłam tę firmę.

Do kogo przybyła? rzucił z tyłu ladki chłopak, nie odrywając wzroku od telefona.

Moje kręcone włosy i prosty sweter zdradzały z konsoli, iż nie zamierzam się przejmować świńską polityką biurową.

Jadwiga Andrzejewska poprawiła w plecaku solidną, acz skromną torbę. Ubrałam się tak, by nie przyciągać spojrzeń: prosty bluzek, spódnica pod kolano, wygodne, płaskie buty.

Stary dyrektor, zmęczony, siwy Grzegorz, którego pomagałem przy transakcji przejęcia, uśmiechnął się, gdy usłyszał mój plan.

Trojański koń, pani Jadwigo przyznał z podziwem. Złapią wódkę, nie zauważą przynęty. Dopiero gdy będzie za późno, dowiedzą się, kim naprawdę jest.

Jestem nową współpracownicą. Przybyłam do działu dokumentacji odparłam spokojnym, cichym tonem, omijając wszelkie rozkazujące sformułowania.

W końcu chłopak spojrzał w górę. Przeanalizował mnie od stóp do głów: od razu odczuł, iż nie jest tu na przeszkodę, ale na łup.

Ah, tak. Mówił, iż przyjdzie ktoś nowy. Czy odebrała pani kartę wjazdową od ochrony?

Tak, oto ona.

Z nutą aroganckiego gestu wskazał na wrotę, jakby prowadząc zagubionego owada do wyjścia.

Pewnie w końcu znajdzie pani swoje biurko.

Jadwiga skinęła głową. Znajdę się powtórzyła w duchu, wchodząc do szumiącego open space.

Mijały czterdzieści lat, odkąd błądziłam w labiryncie życia. Po nagłej śmierci męża podniosłam firmę z upadku, zarządzałam skomplikowanymi inwestycjami, które pomnożyły mój majątek, i po sześćdziesiąt pięciu latach nauczyłam się znosić pustkę wielkiego, pustego domu.

Ta rozkwitająca, ale od środka zgniatająca ITfirma była dla mnie najciekawszym wyzwaniem ostatnich lat.

Moje biurko stało w najodleglejszym rogu, przy drzwiach archiwum. Stare, z zadrapanymi nogami, skrzypiące krzesło mała wyspa w oceanie lśniącej technologii.

Już się wpasowujesz? odezwał się zza pleców słodko drażniący głos.

Przed mną stała Olga, szefowa marketingu, w eleganckim, najczystszym kremowym garniturze, pachnąca drogim perfumem i zapachem sukcesu.

Próbuję uśmiechnęła się lekko Jadwiga.

Musisz przejrzeć umowy z zeszłego roku dotyczące projektu Altair. Znajdziesz je w archiwum.

Jej głos uniósł się z nutą wyniosłości, jakby podpowiadał, iż to zadanie dla kogoś nieco gorszego. Olga spojrzała na mnie jak na ekscentryczną skamielinę. Gdy odszła, za jej plecami rozległ się cichy chichot.

W HR cały czas gubią leki. Niedługo będą zatrudniać dinozaury zaśmiała się.

Zignorowałam to i ruszyłam w stronę działu programistów, zatrzymując się przed szklanym pokoikiem, gdzie kilku młodych intensywnie dyskutowało.

Proszę pani, szuka czegoś? zagadnął wysoki chłopak, wychodząc zza biurka.

To był Szymon, lider zespołu deweloperów, gwiazda firmy przynajmniej tak go opisywano, jakby sam siebie wynalazł.

Tak, potrzebuję archiwum odparłam.

Szymon uśmiechnął się, po czym odwrócił się do kolegów, którzy przyglądali się scenie z ciekawością, jakby oglądali darmowy cyrk.

Babciu, chyba trafiła pani na niewłaściwy dział. To archiwum jest tam wskazał niepewnie w stronę mojego biurka.

Pracujemy tu serio. O rzeczy, o której pani choćby nie śniła.

Za mną rozległ się cichy śmiech. Czułam, jak w środku rośnie zimny, spokojny gniew. Spojrzała na dumną twarz Szymona, na złotą zegarkę przy jego nadgarstku wszystko to zakupione z moich pieniędzy.

Dziękuję odpowiedziałam równym tonem. Teraz dokładnie wiem, dokąd mam iść.

Archiwum okazało się małym, bezokiennym pomieszczeniem, w którym gwałtownie odnalazłam teczkę Altair. Systematycznie przeglądałam dokumenty: umowy, aneksy, protokoły. Na papierze wszystko wyglądało perfekcyjnie, ale moje wyczulone oko wyłapało niepokojące szczegóły. W aktach podwykonawcy CyberSystemy kwoty były zaokrąglane do pełnych tysięcy złota mogło to być niedopatrzenie, ale też zamierzone ukrycie prawdziwych rozliczeń.

Opis wykonanej pracy był mglisty: doradztwo, analizy, optymalizacja procesów. To klasyczne triki wyprowadzania pieniędzy z lat dziewięćdziesiątych.

Po kilku godzinach skrzypiące drzwi otworzyła młoda dziewczyna o nieco wystraszonym spojrzeniu.

Dzień dobry, nazywam się Zuzanna, pracuję w księgowości. Olga powiedziała, iż tu jest Czy nie jest trudno bez dostępu elektronicznego? Mogę pomóc dodała, nie okrywając lekko pogardliwego tonu.

Dziękuję, Zuzanko, byłoby miło. odparłam.

Zuzanna, z rumianą twarzą, wyjaśniała interfejs programu, a ja pomyślałam, iż choćby w najgłębszym bagnie można znaleźć czystą wodę. Gdy tylko odszedła, w progu pojawił się Szymon.

Potrzebuję natychmiast kopii umowy CyberSystemy.

Mówił jakby wydawał rozkazy służbie.

Dzień dobry odpowiedziałam spokojnie. Przeglądam właśnie te dokumenty. Dajcie mi chwilę.

Chwila? Nie mam czasu. Za pięć minut mam spotkanie. Dlaczego to jeszcze nie jest zdigitalizowane? wzburzył się.

Jego zarozumiałość była jego słabą stroną. Był pewien, iż nikt, a zwłaszcza ja, nie odważy się go podważyć.

Dziś jest mój pierwszy dzień powiedziałam równo. Próbuję naprawić to, czego inni nie zrobili.

Nie obchodzi mnie! wtrącił się, podnosząc folder z ręki bez najmniejszej uprzejmości. Starzy ludzie zawsze tylko problem.

Wpadł potem w drzwi i zamknął je za sobą. Nie oglądałam go już.

Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do mojego prywatnego prawnika.

Proszę, sprawdźcie firmę CyberSystemy. Wydaje mi się, iż ich struktura własnościowa jest interesująca.

Następnego ranka telefon zadzwonił.

Pani Jadwigo, ma pani rację. CyberSystemy to jedynie maska. Zarejestrowany jest na nazwisko obywatela Petrowa, a ich lider Szymon jest jego kuzynem. Klasyczny układ.

Dziękuję odparłem.

Kulminacją był lunch, kiedy zwołano całe biuro na tygodniowe zebranie. Olga, promieniejąc, opowiadała o sukcesach.

Zapomniałam wydrukować raport konwersji. Jadwigo, proszę, przynieś z archiwum teczkę z Q4, ale tym razem nie zgub się.

W sali rozległ się delikatny śmiech. Wstałam bez słowa, przeszła już przeszła punkt zwrotny. Po kilku minutach wróciłam.

Szymon, stojąc przy Olgii, szeptał coś pod nosem.

Oto nasz zbawca! krzyknął głośno. Może byłby szybciej. Czas to pieniądz, a zwłaszcza nasz.

Jedno słowo nasz było ostatnią kroplą.

Zacisnęłam się, a moje stare złoża rozpuściły się w lodowatej, spokojnej furii. Spojrzałam na wyniosłe twarze, na kosztowny zegarek przy ręce Szymona wszystko kupione moim groszem.

Panie Szymonie, czas naprawdę jest pieniądzem. A szczególnie ten, który wyciągnęliśmy za pośrednictwem CyberSystemy.

Jego mina opadła, uśmiech zniknął.

Nie rozumiem, o czym pan mówi.

Naprawdę? Czy może pan wytłumaczyć obecnym, jakim jest pan pokrewieństwem z panem Petrovem?

W sali zapadła napiętała cisza. Olga próbowała ratować sytuację.

Przepraszam, ale jakim prawem ten kolega wtrąca się w nasze finanse?

Nie spojrzałam na nią. Obejażdżając stół, stanęłam przy jego końcu.

Moje prawo jest najprostsze. Nazywam się Jadwiga Andrzejewska Voronowa, nowa właścicielka firmy.

Gdyby w tej sali wybuchła bomba, szok byłby mniejszy.

Panie Szymonie kontynuowałam lodowatym tonem jest pan zwolniony. Moi prawnicy skontaktują się z panem i z pana bratem. Radzę nie opuszczać miasta.

Szymon opadł na krzesło, milcząc.

Olga, i ty zostajesz zwolniona z powodu niekompetencji i toksycznej atmosfery.

Olga zarumieniła się.

Jak śmiesz!

Zmierzę cię odparłam ostry. Masz godzinę na spakowanie się, ochroniarze cię wyprowadzą.

To dotyczy każdego, kto uważa, iż wiek usprawiedliwia szyderstwo. Recepcjonista i kilku programistów też mogą odejść.

W sali zapanował przerażający strach.

W najbliższych dniach rozpoczynamy pełną kontrolę firmy ogłosiłam.

Moje spojrzenie padło na Lenię, przerażoną asystentkę, skuloną w kącie.

Leno, proszę, podejdź.

Lena, drżąc, podeszła.

Przez dwa dni byłaś jedyną, która zachowała profesjonalizm i człowieczeństwo. Tworzę nowy dział kontroli wewnętrznej i chciałabym, byś dołączyła. Jutro omówimy twoją rolę.

Lena otworzyła usta, ale nie znalazła słowa.

Uda się rzekłam stanowczo. Teraz wszyscy wracają do pracy. Wyjątek stanowią zwolnieni. Dzieńmy dalej.

Odwróciłam się i wyszłam, zostawiając za sobą zrujnowany świat zbudowany na chciwości i wyniosłości.

Nie czułam triumfu. Czułam jedynie chłodną, cichą satysfakcję, jaką odczuwa się po dobrze wykonanego zadaniu. Bo aby zbudować dom na solidnych fundamentach, trzeba najpierw oczyścić teren z rozkładu. I właśnie wtedy rozpocząłem wielkie sprzątanie.

Idź do oryginalnego materiału