Mama Anny odeszła nagle. Miała zaledwie sześćdziesiąt lat. Jej ojciec został sam w niewielkim jednopokojowym mieszkaniu.
Anna i jej mąż właśnie kończyli budowę własnego domu. Był tam choćby pokój dla rodziców, sprytnie zaprojektowany z osobnym wejściem – na wypadek, gdyby starszym potrzebny był spokój.
Po pogrzebie Anna zaczęła namawiać ojca, żeby przeprowadził się do nich. Ojciec nie odmawiał, ale z decyzją o przeprowadzce zwlekał.
– Jeszcze pół roku pomieszkam w swoim mieszkaniu. Zobaczę, jak to będzie – mówił.
Anna i jej mąż nie naciskali. Często odwiedzali ojca, gotowali mu, sprzątali w mieszkaniu, prali. Wnuki zabawiały dziadka grami i rozmowami. Aż pewnej jesieni Wiktor nagle zadzwonił i oznajmił przez telefon:
– Córciu, żenię się!
Na początku Anna aż przysiadła z zaskoczenia. Ale potem pomyślała:
– No cóż, jeżeli się żeni, to się żeni. Najważniejsze, żeby był szczęśliwy.
Tylko jedno ją martwiło – „młoda narzeczona” była z jakiejś wioski i nikt jej tu nie znał. Do tego była o piętnaście lat młodsza od ojca! Ale Wiktor był szczęśliwy, wydawał się choćby odmłodniały.
W sobotę Wiktor przyszedł z tą kobietą do Anny w gości, żeby się poznać.
– O Boże! – pomyślała Anna, otwierając drzwi.
Narzeczona była o głowę wyższa od ojca, trzy razy szersza i miała chyba rozmiar buta czterdziesty piąty. Ojciec przy niej wyglądał jak dziecko.
„Młoda narzeczona” przyniosła słodki placek kupiony w sklepie.
– Dziękuję – powiedziała Anna, biorąc placek. – Pewnie smaczny. Mama takie same piekła…
– A ja nie piekę placków. Po co piec, skoro można kupić – odpowiedziała narzeczona, nie zwracając uwagi na uśmiech Anny.
Anna i jej mąż przyjęli gości jak należy – posadzili przy stole, próbowali rozmawiać. Ale wspólnych tematów nie było.
„Czym ona zainteresowała ojca? – myślała Anna. – Ale to jego wybór, pozostaje mi to zaakceptować.”
Tydzień później ojciec oznajmił, iż przeprowadza się do niej na wieś.
– Tato, zastanów się. Tutaj jesteś pod naszą opieką. Do tej wsi nie będziemy mogli jeździć co tydzień. Tu masz dobre mieszkanie, a tam nie wiadomo co. Martwię się o ciebie. jeżeli chcesz znać moje zdanie, jestem przeciwna tej przeprowadzce!
– A mnie nie obchodzi, co ty myślisz! – nagle krzyknął ojciec, zawsze spokojny. – Ty dla mnie w ogóle nikim nie jesteś. My z matką cię adoptowaliśmy. Szukaj swoich prawdziwych rodziców i nimi rozkazuj!
Dla Anny te słowa zabrzmiały jak grom z jasnego nieba. W wieku czterdziestu lat dowiedzieć się czegoś takiego… Zbladła i usiadła na kanapie. Starsza córka przyniosła jej wodę… Kiedy Anna poczuła się lepiej, ojca już nie było w domu.
Dwa tygodnie Anna chorowała, a ojciec więcej do nich nie przyszedł. Kiedy poczuła się lepiej, zebrała się w sobie i postanowiła odwiedzić ojca w mieszkaniu swojej matki.
Włożyła klucz do zamka i zamarła – zamki były wymienione. Anna zadzwoniła dzwonkiem, drzwi otworzył młody mężczyzna. W jego twarzy było coś znajomego.
– Kim pan jest? Co pan robi w mieszkaniu mojego ojca? – próbowała wejść do mieszkania.
– Jestem synem jego nowej żony. Mieszkam tutaj.
Młodzieniec zastawił jej wejście.
– Co pan tu robi?
– Jak to co? On chyba jest teraz moim ojczymem – zaśmiał się. – On mieszka u nas, a ja tutaj.
Anna wyszła z budynku i spróbowała zadzwonić do ojca, ale elektroniczny głos odpowiedział, iż taki numer już nie istnieje…
Numeru telefonu jego nowej żony nie znała, a także nie wiedziała, z jakiej jest wsi…
Anna wróciła do mieszkania, ale drzwi już jej nie otworzono. A przez drzwi młodzieniec powiedział:
– Nic pani nie powiem, więc proszę iść, zanim zadzwonię, gdzie trzeba.
Zima minęła, Anna jeszcze kilka razy przychodziła do mieszkania ojca, ale nic się nie dowiedziała.
A na wiosnę nagle sam stanął na progu domu Anny. Chudy, zgarbiony, zarosły, postarzały o dwadzieścia lat…
Opowiedział, iż jak tylko przepisał mieszkanie na „pasierba”, jego żona się zmieniła. Całą emeryturę zabierała dla siebie, karmiła go byle czym. Gospodarstwo miała duże, od rana do wieczora ojciec doglądał krowy, króliki, kury i owce.
– Wybacz mi, córciu. Obraziłem cię. Nie wiem, co we mnie wstąpiło – płakał Wiktor.
– Ależ tato, to już przeszłość. Wybaczam ci – Anna objęła ojca, dawno mu przebaczyła.
– Teraz na pewno nigdzie cię nie puszczę…
Wieczorem zorganizowali małe przyjęcie w gronie rodziny, przepraszali się nawzajem, opowiadali nowiny, żartowali…
A rano ojciec odszedł… We śnie.