Amerykanie o Polsce. Co myślą o naszym narodzie? Część III

angora24.pl 3 godzin temu

***

Loise przyjechała do Polski z mężem, emerytowanym pilotem Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych, który prowadził u nas szkolenia z pilotażu F-16. Jej pasją od dzieciństwa było gotowanie, więc ciekawiły ją przede wszystkim potrawy.

– Rozmawiałam z kelnerami i szefami kuchni, żeby zapytać o dania i ich przygotowanie. Moi polscy znajomi wiedzieli, iż jestem zainteresowana. Klaudia proponowała restauracje, jakie powin niśmy odwiedzić. Gosia z międzynarodowego klubu książki wysyłała mi e-mailem przepisy na sezonowe produkty. Najwięcej nauczyłam się prawdopodobnie od Elżbiety. Była technologiem żywności, pracowała w restauracji hotelowej. Spędzałam dużo czasu w jej kuchni, zadając pytania i robiąc notatki. A ponieważ jest Polką, zawsze mnie karmiła!

Wszystkie te doświadczenia zaowocowały rzuceniem pracy w USA i założeniem bloga o nazwie Polish Housewife (Polska gospodyni domowa), a także książką „The Polish Housewife Cookbook” (Książka kucharska polskiej gospodyni domowej). Ale kuchnia to nie tylko posiłki, ale styl życia. Zanim Loise poznała nasze zwyczaje, zaliczyła kilka wpadek. Pewnego dnia rankiem zaprosiła sąsiadkę na herbatę. Sąsiadka zaproszenie przyjęła, zastrzegając, iż przyjdzie dopiero o 15, kiedy mąż skończy pracę. Zabierze go ze sobą, bo on dobrze zna angielski, a ona słabo. Stawili się punktualnie z ogromnym pękiem kwiatów. To było pierwsze zaskoczenie – taki okazały prezent z okazji zwykłych pogaduszek?

Bukiety są powszechnym prezentem dla gospodyni w Polsce, wydawało się jednak, iż to za dużo jak na filiżankę herbaty. Podałam herbatę i ciasteczka. Rozmawialiśmy w salonie przez godzinę lub dwie, a potem poszli do domu.

Drugie zaskoczenie – nie tknęli herbaty. Dopiero parę lat później, przygotowując z tymi samymi ludźmi wspólny posiłek, Loise zrozumiała dlaczego: 15 to w Polsce pora obiadowa, jej goście oczekiwali więc, iż na stole pojawi się dużo więcej niż napoje i słodycze. – Prawdopodobnie oszczędzali herbatę, żeby ją wypić do posiłku, którego nigdy nie podałam (…). Amerykaninowi po prostu nie przychodzi do głowy, żeby zaproponować gościowi posiłek o godz. 15. Wracając do Ameryki, małżonkowie zabrali ze sobą apetyt na szarlotkę – ulubione danie męża – i wędzoną kiełbasę – przysmak Loise.

***

Russell przybył z Teksasu w 1999 roku. Najpierw zamieszkał w Warszawie, później przeprowadził się do Częstochowy. Podoba mu się polska matura (wszyscy tak ładnie ubierają się na to wydarzenie) oraz umiejętność organizowania przyjęć, tych wielkich i tych kameralnych. – Wow, jak można przebić dobre, staromodne polskie wesele?! Cóż, naprawdę lubię polską imprezę „parapetówka” (…). Jest o wiele bardziej zabawna i pełna życia niż imprezy, na których bywałem w Ameryce. Trzeba to zobaczyć, żeby uwierzyć! Russell pokochał także polskie potrawy. – Ubóstwiam gołąbki całym sercem. Opcja wegetariańska jest równie smaczna. Nie mogę zapomnieć o kluskach śląskich, które są takie treściwe i sycące. Ponadto każdy, kto odwiedza Polskę, musi spróbować kiełbaski prosto z grilla na podwórku. Nie ma słów, aby opisać jej pyszny smak. I koniecznie weź do niej dobre polskie piwo!

Jedzenie, choć wyborne, stało się powodem najbardziej kompromitującej gafy, jaką Russell popełnił wobec najważniejszej po żonie Polki – swojej teściowej. Miał dobre intencje, chciał pochwalić kolację, którą przyrządziła. – Wtedy nie wiedziałem jeszcze, iż słowo „śmierdzi” odpowiada angielskiemu „stink” i użyłem tego słowa tak, jak osoby mówiące po angielsku używają słowa „to smell”. Powiedziałem jej więc, iż jedzenie „śmierdzi dobrze”. Oczywiście, nie była zachwycona. Na szczęście gafę usprawiedliwiała kiepska znajomość języka. No właśnie, nasz język to wielki problem Russella. – Dorastałem, mówiąc po hiszpańsku w Teksasie. Moja rodzina i ja jeździliśmy do Meksyku każdego lata, gdzie mogłem trochę poćwiczyć. Kiedy myślę, jak łatwo było stać się biegłym w hiszpańskim i porównuję to do moich przygód z polskim, przez cały czas jestem oszołomiony jego trudnością. Największym wyzwaniem dla mnie było znalezienie się w sytuacji, kiedy mógłbym mówić po polsku i być poprawianym. Większość Polaków, których spotkasz, próbuje być uprzejma i twierdzi, iż twój polski jest dobry, świetny i wystarczający, podczas gdy w głębi duszy czujesz, jak okropnie musisz dla nich brzmieć.

Idź do oryginalnego materiału