Alchemia Uczuć

polregion.pl 2 godzin temu

*Chemia miłości*

Boże, lata lecą, a ja wciąż nie wiem, czym jest prawdziwa miłość. Tylko niewłaściwi mężczyźni trafiają mi się na drodze rozmyślała sama ze sobą Kinga, czterdziestodwuletnia urodziwa kobieta.

Po tym, jak dwa lata temu straciła pracę w firmie, gdzie przepracowała prawie dziesięć lat, zatrudniła się w galerii handlowej, w dziale z damską odzieżą. Ubrania w ich butiku były drogie, więc klientkami były głównie żony zamożnych mężczyzn.

Mężczyźni zaglądali tu rzadko, i to prawie zawsze w towarzystwie kobiet. zwykle chodzili za swoimi partnerkami z wyrazem cierpienia na twarzy, obojętnie odpowiadając na pytania:

Kochanie, myślisz, iż to do mnie pasuje? A ta sukienka?

Kobiety zerkały na metki, czasem przewracały oczami tanich rzeczy tu nie było. A mężczyźni potem posłusznie płacili przy kasie.

Kinga, patrząc na klientki, czasem im zazdrościła. Sama nie mogła sobie pozwolić na takie zakupy, a i tak uważała, iż nie miałaby gdzie ich nosić. Praca, dom, czasem kino lub kawiarnia z przyjaciółką. Córka skończyła szkołę, wyszła za mąż i wyjechała aż do Gdańska z mężem oboje romantycy.

Kinga ubierała się stylowo, ale skromnie, unikała jaskrawych kolorów, więc zawsze wyglądała elegancko i subtelnie. Smukła, z jasnobrązowymi włosami ściętymi na długie kare.

W pierwszym małżeństwie nie miała szczęścia z mężem byli razem cztery lata, ale rozstali się z jej inicjatywy. On nigdy nie stał się rodzinny, ciągle tylko imprezy i kumple. Gdy wychowywała córkę, potem szkoła, nie było czasu w randki. A może po prostu nikt jej się nie podobał. Kinga była dobrą matką, całą siebie poświęciła dziecku.

W wieku trzydziestu dwóch lat spotykała się z Krzysztofem, kolegą z pracy. Byli razem półtora roku, aż w końcu zdjęła różowe okulary i zrozumiała, iż nie będzie z niego porządnego męża. Nie lubił pracować, wszyscy go lekceważyli. Ciągle tylko narzekał. Ona nie widziała nic złego w kolegach ani szefie. Zmęczyło ją wysłuchiwanie tych narzekań, więc zerwała Krzysztof źle na nią wpływał.

Krzysztofie, ty wszystkich krytykujesz. Co oni ci takiego zrobili?

Kinga, naprawdę nie widzisz, jacy są podli? Cieszą się, gdy coś ci nie wychodzi dziwił się.

Nie, nie widzę. Nasz zespół jest życzliwy, pomagamy sobie. A szef to uczciwy i sprawiedliwy człowiek.

Nie znasz się na ludziach warknął. Dla ciebie wszyscy są święci. A tak się nie da żyć. Świat jest pełen złośliwców

Nie wiem, Krzysztofie. Ja tego nie widzę. Chociaż każdy postrzega świat inaczej.

Po takich rozmowach Kinga postanowiła zerwać. Coraz bardziej ją irytował.

Były jeszcze przelotne znajomości, choćby nad morzem spotkała kiedyś mężczyznę, ale to zawsze było coś tymczasowego.

W butiku mieli stałe klientki żony biznesmenów, choćby żona burmistrza tu się ubierała, ale zwykle przychodziły bez mężów.

Kinga nudziła się, w tygodniu klientek było mało, więc zdziwiła się, gdy między stojakami z sukienkami i bluzkami zobaczyła przystojnego mężczyznę. Miał około czterdziestki, ciemne włosy odrzucone do tyłu, uniesione brwi, ręce w kieszniach. Spacerował, jakby po wystawie sztuki, a jego wzrok co chwila zatrzymywał się na Kindze.

Czego on tu szuka sam? Może dla narzeczonej sukienkę wybiera Ale jaki przystojny. Zaraz sobie pójdzie pomyślała, i zrobiło jej się smutno. ale on podszedł do kasy i, uśmiechając się, spytał:

Proszę mi powiedzieć, gdzie są sukienki? Pochylił się, czytając jej identyfikator. Pomoże mi pani, Kingo?

Wyszła zza lady, kierując się w stronę sukienek, a jej policzki płonęły jak maki. Cieszyła się, iż idzie za nią i nie widzi jej rumieńców.

Co się ze mną dzieje? myślała. Czy on naprawdę tak na mnie działa? Nie wolno mi tak tracić głowy.

Tutaj wskazała i gwałtownie wróciła do kasy.

W dziale byli tylko oni. Koleżanka poszła na lunch, a w tygodniu klientów było mało. Ale ten mężczyzna ją rozpraszał. Wyobraziła sobie, jak siedzą w kawiarni, rozmawiając

Przepraszam przerwał jej dźwięk jego głosu. Mogłaby mi pani pomóc?

Tak, oczywiście. W czym?

Wybrałem sukienkę dla mojej dziewczyny, ale nie jestem pewien rozmiaru. Ma pani podobną sylwetkę. Może przymierzyłaby pani?

Kinga spojrzała na elegancką sukienkę w jego rękach. Wiedziała, która to nowa kolekcja, droga, z włoskiego jedwabiu i manualnie robionych koronek. Czarna.

Musi bardzo kochać swoją dziewczynę, skoro nie żałuje tyle pieniędzy przemknęło jej przez myśl. Zrobiło się jej smutno, gdy przypomniała sobie, jak jej były partner kupował kwiaty od babć w przejściu podziemnym.

Dobrze, proszę zaczekać odparła i zniknęła w przymierzalni.

Przeglądając się w lustrze, nie mogła oderwać wzroku. Sukienka leżała idealnie, podkreślając talię i biust. Wyszła, chcąc zobaczyć jego reakcję. Nie ukrył zachwytu.

Jest pani olśniewająca! wyrwało mu się.

Dziękuję. Mam nadzieję, iż pasuje pani narzeczonej odparła i gwałtownie wróciła do przymierzalni.

Nie rozumiała, co się z nią dzieje. Po raz pierwszy poczuła to, co nazywają chemią miłości

Z westchnieniem zdjęła sukienkę, na pożegnanie pogładziła delikatny jedwab. Nie chciała się z nią rozstawać.

No cóż, najlepsze rzeczy na świecie nie są dla mnie pomyślała z goryczą, wychodząc.

Zapłacił, uśmiechnął się czarująco i wyszedł.

Szkoda, więcej go nie zobaczę myślała ze smutkiem.

Dwa dni później w końcu przestała o nim myśleć. Ale trzeciego dnia znów wszedł do butiku.

Sukienka się nie spodobała? spytała.

Wszystko gra, ale teraz potrzebne są buty. Proszę mi pomóc.

Oczywiście, chodźmy. Zaprowadziła go do działu obuwia, do Izy.

Idź do oryginalnego materiału