A ty mi się podobałeś…

newskey24.com 2 tygodni temu

Dzisiaj coś mnie ruszyło…

Wyszłam z pracy i podeszłam do samochodu na parkingu. Karoseria i szyba były pokryte cieniutką warstwą śniegu. Wsiadłam i od razu włączyłam ogrzewanie, żeby choć trochę ogrząd zamarznięte wnętrze. Potem uruchomiłam wycieraczki, strząsając śnieg z przedniej szyby.

Ruszyłam, włączając się do ruchu, ale ulice były zapchane. Ciągle stałam na światłach, w korkach – jakby cały Wrocław postanowił wyjechać w tym samym czasie. Mijając galerię handlową, postanowiłam skręcić, żeby przeczekać godzinę szczytu i przy okazji rozejrzeć się za świątecznymi prezentami.

Ale i tu parking był wypełniony po brzegi, żadnego wolnego miejsca. Już żałowałam tej decyzji – lepiej było tkwić w korku, ale jednak powoli jechać. Widocznie nie tylko ja wpadłam na ten pomysł.

Wtedy w lusterku błysnęły światła – jakiś SUV cofał się, zostawiając mi wolne miejsce.

W środku było tłoczno, gorąco i duszno. Rozpięłam płaszcz, odsunęłam szalik od szyi i ruszyłam między półkami. Oczy mnie bolały od migających lampek, kolorowych ozdób i tłumu ludzi. Do koszyka wrzuciłam kilka błyszczących bombek, parę srebrnych reniferów, ręczniki z Mikołajem w świątecznym opakowaniu, kieliszki do szampana z życzeniami…

W domu się zastanowię, komu co dać. Dla mamy i męża kupię coś porządnego, a dla znajomych i kolegów z pracy te drobiazgi wystarczą. Stanęłam w długiej kolejce do kasy. Byłam już zmęczona tym hałasem i ściskiem – fatalny pomysł, żeby tu przyjść w piątkowy wieczór. Mogłam wpaść jutro rano, kiedy ludzie jeszcze śpią…

W końcu przyszła moja kolej. Przy kasie z przerażeniem zauważyłam, iż wzięłam za dużo. No cóż, może się przyda.

Wyszłam, zapięłam płaszcz, poprawiłam szalik i ostrożnie niosłam torbę, żeby niczego nie stłuc.

„Kasia!”

Nie zareagowałam od razu.

„Nowak!”

Dopiero na nazwisko panieńskie zatrzymałam się. Ludzie wciąż na mnie wpadali, popychali. Odsunęłam się na bok, rozglądając się za znajomym.

„Cześć, Kasia” – usłyszałam tuż obok.

Odwróciłam się i zobaczyłam brodatego mężczyznę w czapce naciągniętej prawie na oczy. Uśmiechał się – brakowało mu jednego przedniego zęba. Ubranie wisiało na nim workowato. Już żałowałam, iż się zatrzymałam. Ten typ nie mógł być moim znajomym.

„Nie poznajesz?” – zapytał. – „Ja cię od razu poznałem. Wyglądasz świetnie.” – Zaśmiał się chrapliwie.

Coś w jego głosie wydawało mi się znajome, ale nie mogłam go rozpoznać.

„Chodziliśmy razem do klasy” – podpowiedział.

„Tomek?!” – wykrzyknęłam, ledwo powstrzymując pytanie, co go doprowadziło do takiego stanu.

„No ja” – uśmiechnął się szeroko, znów odsłaniając tę dziurę w uśmiechu. – „Dużo się zmieniłem?”

„Tak” – skinęłam głową. – „Co się z tobą stało?” – W końcu spytałam.

„Długa historia. Może usiądziemy gdzieś? Tu jest kawiarnia.” – Patrzył na mnie z nadzieją.

Wciąż nie mogłam uwierzyć – jak mogłam go nie poznać? Pewnie przez tę brodę i głupią czapkę. To był Tomek, w którym byłam zakochana w liceum, przez którego wylałam morze łez. A teraz wstydziłam się stać obok niego na oczach wszystkich.

„Przepraszam, muszę iść” – powiedziałam, odwracając wzrok.

Ale on wciąż patrzył wyczekująco.

„Tylko na chwilę” – w końcu się zgodziłam, bardziej z ciekawości niż z chęci rozmowy.

A on się ucieszył, prawie podskakując z euforii i prowadząc mnie między stolikami.

„Chodź, choć na chwilę. Kto wie, kiedy znowu się spotkamy.” – Znowu się zaśmiał, jakby ta myśl go rozbawiła.

Stoliki prawie wszystkie zajęte.

„Tam w kącie jest wolne” – wskazał.

„Przynajmniej tam jest ciemniej” – pomyślałam, chcąc jak najszybciej zniknąć z oczu innych.

Ledwo usiedliśmy, podszedł kelner. Tomek od razu otworzył menu i zaczął przeglądać zdjęcia. Widziałam, jak przełyka ślinę.

„Dla mnie tylko kawa” – powiedziałam.

Kelner wrócił.

„Decyzja?” – zapytał, ignorując mojego towarzysza. Jego wzrok mówił wyraźnie: „Co taka kobieta robi z kimś takim?”

„Kawa z cytryną…” – spojrzałam na Tomka.

On gwałtownie wyrecytował zamówienie. Kelner znów rzucił mi pytające spojrzenie. Zamknęłam oczy, dając znak, iż się zgadzam.

„Tu dobra kawa” – powiedział Tomek. – „Często tu jem.”

„Pracujesz tu?”

Skinął głową. Widać było, iż mu wstyd. Pewnie nie jako dyrektor, najwyżej sprzątacz albo magazynier. Nie pytałam.

„Zostałaś lekarzem, tak jak chciałaś?” – zapytał.

„Pamiętasz?” – zdziwiłam się. – „Tak, endokrynologiem.”

„Prezenty dla męża i dzieci kupiłaś?” – rzucił okiem na moją torbę.

„A ty jesteś żonaty?” – zignorowałam jego pytanie.

„Byłem” – mruknął niechętnie. – „Z Ewą. Pamiętasz ją? Okazała się suką. To przez nią tak skończyłem.”

„Głupi byłem. A ona nie dawała mi spokoju. Wszystko stało się tak szybko, iż choćby nie wiem, jak się ożeniłem. A ty mi się podobałaś” – dodał cicho.

„I ty mi” – pomyślałam.

Kelner przyniósł zamówienie. Tomek rzucił się na jedzenie jak wilk. Odwróciłam wzrok.

„Co się z tobą stało?” – spytałam, żeby szybciej skończyć tę rozmowę.

Odłożył widelec.

„Najpierw było dobrze. Piękna żona, mieszkanie od jej rodziców. Skończyłem politechnikę, zostałem inżynierem. Ale ile inżynier zarabia? Ewa zaczęła narzekać, iż chce więcej. Wmówiła mi, iż trzeba założyć firmę, jej ojciec dał kasę na start. Wpakowałem się w ten interes. I się wszystko rozjechało.”

„ZapijMinęły lata, a ja wciąż czasem patrzę w tłum, zastanawiając się, czy gdzieś tam jeszcze jest.

Idź do oryginalnego materiału