Ty chyba dzisiejszych dzieci nie znasz!
Cześć, Halino, widzę, iż w ogródku się krzątasz, to postanowiłam wpaść się przywitać Tadeuszowa dreptała przy furtce.
Z Haliną mieszkały na przeciwległych końcach wsi. Tadeuszowa z dziadkiem Wiesławem nad rzeczką, a Halina bliżej lasu.
Wcześniej prawie się nie widywały, przecież sąsiedztwo było liczne. Ale u sąsiadów wnuki już dorosłe. A tym razem do Tadeuszowej i jej męża dzieci chcą przywieźć wnuków Adasia i Krzysia na cały miesiąc. Mówią, iż chłopcy mają już dość miasta.
Przez lata syn dobrze zarabiał, więc jeździli na zagraniczne wakacje. Teraz sytuacja się zmieniła i nagle przypomnieli sobie, iż rodzice mieszkają nad wodą, wśród zieleni. Postanowili więc nie na weekend, jak zwykle, ale na cały miesiąc wysłać chłopców.
Tylko, mamo, oni za dobrze ze sobą nie żyją uprzedził syn Michał. Krzysio w swoich trzynastu latach uważa się za dorosłego. A Adaś nie zamierza się podporządkować, więc ciągle się kłócą!
No i co, my sobie z własnymi wnukami nie poradzimy? Przywoźcie, jakoś to będzie odparła rezolutnie Tadeuszowa. Ale kiedy odłożyła słuchawkę, ogarnęły ją wątpliwości. Dzisiejsze dzieci to nie to samo, co dawniej. Czasem nie wiadomo, jak do nich podejść. Ostatnio przywozili ich tylko na krótko. A teraz? Co, jeżeli nie da rady?
Dziadek Wiesław to twarda ręka nie będzie znosił nieposłuszeństwa. A kłótnie nikomu nie są potrzebne.
Postanowiła więc się zabezpieczyć i pójść do Haliny podobno jej wnuki są w podobnym wieku.
Pamiętała, iż dzieci trzeba czymś zająć. Wtedy i problemów będzie mniej, jeżeli się zaprzyjaźnią.
Wejdź, Tadeuszowo! Halina dostrzegła sąsiadkę. Z czym do mnie?
Wiesz, wnuki przyjeżdżają na miesiąc, a u ciebie chłopcy chyba w podobnym wieku? Może ich poznać, jak się dogadają, to i nam, i im będzie lżej zaproponowała Tadeuszowa.
Chyba nie znasz dzisiejszych dzieci! zaśmiała się Halina. Nie boisz się ich brać na tak długo? Moje wnuki wykończyły mi nerwy, a dziadek chciał ich już odsyłać. No ale skoro się zgodziłaś, to przyprowadź, niech się poznają. Co nam pozostaje, to przecież nasze wnuki!
W weekend przyjechał syn Michał z żoną Basią oraz Krzysiem i Adasiem.
Chłopcy podrośli, widać było, iż cieszą się z dziadków. I Tadeuszowej zrobiło się lżej na sercu.
Co tam Halina straszyła? U niej może chłopcy są niegrzeczni, a u nich jacy kulturalni i dobrze wychowani! I w szkole dobrze się uczą, nie ma się czym martwić.
Mamo, jak coś, to dzwon, ja z nimi pogadam powiedział Michał przed wyjazdem. Ale Tadeuszowa machnęła ręką. Daj spokój, synu, czy to my dzieci nie wychowaliśmy?
Wieczorem Krzysio i Adaś długo nie mogli się uspokoić. Spać położono ich w dawnym pokoju Michała.
Ale widać, nowe miejsce ich podekscytowało nie mogli zasnąć. Gadali, wiercili się, aż dziadek Wiesław zirytowany burknął:
Po co się, Tadziu, zgodziłaś? Nie potrzebowali naszej wsi, a tu przyjechali!
Za to rano wnuków nie dało się dobudzić.
Już południe, a oni śpią!
Babciu, daj się wyspać mamrotał starszy Krzysio.
Młodszy Adaś spał tak twardo, iż choćby nie słyszał słów babci.
Ile można spać?! oburzyła się Tadeuszowa.
A potem zauważyła coś na podłodze. Przyjrzała się i aż klasnęła w dłonie.
Telefony leżały rozrzucone!
To wy do późna graliście? Tak nie można, zabiorę wam te telefony, ot co!
Krzysio zerwał się natychmiast.
Oddaj, to nie twoje! Mama pozwala!
A ja jej zadzwonię i się dowiem, co pozwala! odparła Tadeuszowa. Chłopiec odstąpił, nadął się i trzasnął drzwiami, tylko burknął: No to dzwoń!
Dwie godziny siedzieli zamknięci. Dziadek Wiesław już miał iść rozwiązać ten bojkot w pierwszy dzień, ale w końcu wyszli obaj w kiepskich humorach:
Nie będziemy jeść kaszy, chcemy nuggetsy albo tosty.
Ach tak?! Kasza wam nie smakuje, to chodźcie głodni warknął Wiesław. Łóżka pościeliliście? No to zobaczę, co tam macie. Skąd te puste paczki po chipsach i cukierkach w łóżku? I nic nie posprzątane? choćby na kaszę nie zasłużyliście, a teraz zbierajcie śmieci i ścielcie łóżka!
Nie możemy być głodni! Adaś spojrzał spode łba. Jesteście źli!
Dziadek mało się nie wściekł, ale Tadeuszowa się wtrąciła. No dobrze, pokażę wam, jak się ścieli łóżko, a jutro sami, zgoda? Kanapki dopiero po kaszy, co, dogadamy się?
Rozpieszczasz ich, trzeba twardej ręki mruczał Wiesław. Jakie to harde, a sumienia ani odrobiny!
Z wnukami Haliny Krzysio i Adaś gwałtownie się zaprzyjaźnili.
Ale co oni wyprawiali we czwórkę!
Jak bawili się w obejściu Tadeuszowej, to potem ona po kryjomu przed dziadkiem zbierała połamane gałęzie, patyki skąd się to brało? Kwiaty podeptane, do domu wnoszą trawę na butach, po jedzeniu okruszki wszędzie. Krzesła rozkołysane, drzwi od trzaskania o mało nie spadły z zawiasów.
Samo utrapienie!
Co to za dzieci?! oburzał się Wiesław. Nigdy więcej, żeby do nas nie przyjeżdżali, skoro nie ma z nimi rady! Krzysiu, chodź ze mną, pomożesz mi naprawić rowery. A babcia z Adasiem niech obiad gotują, trzeba na niego zapracować!
I ty też będziesz go zarabiał, dziadku? zdziwił się Krzysio.
A ty myślałeś, iż jak? Widziałeś, żebym siedział bezczynnie albo spał do południa? W życiu nic nie przychodzi za darmo, wszystko trzeba wypracować! A wy pierwszego dnia spodnie i koszule porozrywaliście, dobrze, iż babcia zachowała ubrania waszego taty. Biegacie w jego spodniach, a dopóki pracy nie włożysz, nic samo nie przyjdzie!
Sam, Wiesiu, nie udawaj anioła upomniała go Tadeuszowa. Znam cię przecież!
Wnuki wyjeż












