Dzisiaj znów wracam myślami do tamtego dnia. Nie słyszałam szurania kół wózka po szpitalnym linoleum, nie słyszałam pośpiesznych kroków. Głowa kołysała mi się lekko w rytm ruchu. Nie widziałam migających jarzeniowych świateł nad sobą, nie słyszałam krzyku Wojtka: „Ewa! Ewa!”. Nie zauważyłam, jak lekarz zagrodził mu drogę.
„Nie wolno tam iść. Proszę czekać tutaj.”
Wojtek usiadł na połączonych krzesłach przy drzwiach oddziału intensywnej terapii, oparł łokcie o kolana i schował twarz w dłoniach. Nic z tego nie widziałam. Płynęłam w strumieniu światła i pragnęłam tylko jednego – by ten lot się skończył i nastał spokój.
***
Grała w krótkiej, zabawnej scence podczas akademii z okazji Dnia Kobiet. Wcieliła się w studentkę, która przyszła na egzamin nieprzygotowana i próbowała wybrnąć z sytuacji. Sala śmiała się i biła brawo. Potem były tańce, i to Wojtek ją zaprosił.
„Grałaś świetnie, jak prawdziwa aktorka” – powiedział szczerze, patrząc na Ewę z zachwytem.
„W ogóle nie powinnam grać. Kinga w ostatniej chwili się przestraszyła i uciekła. Tak się denerwowałam, iż zapomniałam tekstu, wymyślałam coś na bieżąco. Trzęsłam się ze strachu.” – Oczy Ewy wciąż błyszczały od emocji.
„Nic takiego nie zauważyłem. Grałaś pewnie i płynnie. Było zabawnie. Wybrałaś zły zawód.”
Po zabawie odprowadził ją do akademika i niezręcznie pocałował w policzek. Sam Wojtek mieszkał jeszcze z rodzicami. Zaczęli się spotykać, a po miesiącu wynajęli mały pokój u starszej samotnej kobiety niedaleko uczelni. Wojtek stoczył ciężką walkę z rodzicami. W końcu ustąpili i zgodzili się pomóc zakochanej parze.
Sąsiadka za ścianą słabo słyszała, ale dla pewności puszczali muzykę głośniej. Ewa wspominała ten czas jako najszczęśliwszy w życiu.
„Kocham cię” – szeptał rozgrzany Wojtek, leżąc obok niej i ciężko oddychając.
„Nie, ja kocham cię mocniej” – odpowiadała Ewa, przytulając policzek do jego spoconej klatki.
„To niemożliwe! Ja jeszcze bardziej…”
Z rozkoszą bawili się w tę grę. Potem marzyli, iż po studiach znajdą pracę, kupią duże mieszkanie i będą mieć dzieci – chłopca i dziewczynkę.
„Nie, najpierw dziewczynka, potem chłopiec” – doprecyzowała Ewa.
„A potem jeszcze jeden chłopiec” – dodawał Wojtek, całując ukochaną.
Wydawało im się, iż nikt na świecie nie kochał się tak, jak oni.
Koledzy zazdrościli im szczęścia, a wykładowcy uśmiechali się pobłażliwie, żałując, iż ich młodość minęła. Ileż takich par widzieli, sami kiedyś tacy byli, a teraz starzeli się, wtłaczając do lekkomyślnych głów studentów podstawy medycyny.
Po studiach Wojtek i Ewa przez dwa lata pracowali w miejskiej przychodni stomatologicznej, a potem przeszli do prywatnej kliniki prowadzonej przez przyjaciela ojca Wojtka. Dwa lata później ten otworzył kolejną placówkę i mianował Wojtka jej kierownikiem.
Zarabiali dobrze. Rodzice pomogli spłacić lwią część kredytu za mieszkanie. Jak planowali, Ewa urodziła najpierw córkę, a trzy lata później, nie wracając jeszcze do pracy, syna.
Rodzice często zabierali dzieci na weekendy, dając Ewie i Wojtkowi szansę na wyspanie się i chwilę samotności. Ustatkowana, sympatyczna, szczęśliwa rodzina. Czego więcej można chcieć?
Gdy syn podrósł, Ewa postanowiła wrócić do pracy. Męczyło ją siedzenie w domu, bała się zapomnieć zawodowych umiejętności.
„Po co? Dobrze zarabiam. Zajmuj się dziećmi” – nagle zaczął protestować Wojtek. – „Może urodzimy jeszcze syna? Damy radę. Rodzice są zachwyceni wnukami, jeszcze mogą pomóc z trzecim.”
Ale tym razem Ewa nie mogła zajść w ciążę. Myślała, iż problem leży po jej stronie, chodziła po lekarzach, ale ci nie znaleźli żadnych nieprawidłowości.
„Nie przejmuj się. Gdybyśmy w ogóle nie mieli dzieci, to bym zrozumiał. Ale mamy już dwoje. I to jakich! Nie ma powodu do niepokoju. Uspokój się i żyj” – przekonywał pewnie Wojtek.
I Ewa się uspokoiła, ale wróciła do tematu pracy.
„Nie gniewaj się, ale nie przyjmę cię do naszej kliniki” – oświadczył niespodziewanie Wojtek. – „Po pierwsze, to niedobrze, gdy mąż i żona pracują razem. Po drugie, nie pracowałaś siedem lat, straciłaś kwalifikacje. Żadna klinika cię nie przyjmie.”
I tak w pozornie idealnej rodzinie zaczęły się kłótnie. Ewa zajmowała się dziećmi, domem. Ale gdy te wyjeżdżały do rodziców Wojtka, wariowała z nudów i nadmiaru wolnego czasu. Pewnego dnia wypiła wino, by poprawić sobie humor. Stało się jej lżej, niepokoje zniknęły. Zasnęła na kanapie, nie doczekawszy się męża. Rano zrozumiała, iż nie wrócił tej nocy. Wojtek odebrał dopiero za trzecim razem.
„Nie było cię w nocy…” – zaczęła Ewa.
„Byłem, ale byłaś pijana i nie zauważyłaś” – w jego głosie wyczuła irytację i, jak jej się zdawało, odrazę.
„Wypiłam jeden kieliszek. A co mam robić? Nie pozwalasz mi pracować, dzieci zabrali twoi rodzice…”
„Zadzwonię do nich, żeby przywieźli dzieci. Muszę pracować” – przerwał i rozłączył się.
Ewa rzuciła telefon o ścianę, patrząc, jak rozpada się na kawałki.
Kiedy to się wszystko zaczęło? Przecież było tak dobrze, niemal idealnie. Kiedy ich związek pękł, a życie rozsypało się jak ten telefon? Chodziła po mieszkaniu, przestawiając rzeczy. Strasznie chciała się napić, ale nie mogła. Zaraz rodzice przywiozą Oliwię i Kacpra. Nikt nie powinien widzieć jej pijanej, zwłaszcza teściowie. Ale czas płynął, ściemniło się, telefon leżał w ruinach – nie zadzwoni. Ewa znów się napiła i zasnęła w salonie.
Obudził ją dźwięk wchodzącego Wojtka. Zaskoczył ją jego wypoczęty, zadbany wygląd. Przy nim sama wyglądała na zmęczoną i zaniedbaną.
„Świetnie wyglądasz. Nie wyglądasz na kogoś, kto spędził dwie doby w pracy albo spał w gabinecie. I koszula świeża. Nie pamiętam tejOna spojrzała na niego, widząc w jego oczach zarówno winę, jak i nadzieję, i w tej jednej chwili zrozumiała, iż ich miłość, choć popękana, wciąż jest warta walki.