Stałam w kolejce do kasy, a moje zakupy były już ułożone na taśmie. Kasjerka skanowała produkty, gdy jedna z klientek nagle odwróciła wzrok od telefonu, którym była zajęta podczas wykładania swoich zakupów, spojrzała na wózek i zaczęła podnosić głos.
– To znaczy, iż te produkty nie należą do pani? I iż to nie jest pani wózek? – spytała zdezorientowana kasjerka.
– Oczywiście, iż nie moje! Wrzucałam drogą kiełbasę, ser, małże! A tutaj? Nie wiem nawet, co to za rzeczy! Boczniaki zamiast borowików? Ktoś tu sobie ze mnie żartuje! A gdzie są moje zakupy? – Kobieta mówiła z coraz większym oburzeniem, a jej włosy poruszały się w rytm nerwowych gestów.
Spojrzała na swojego męża, który stał obok. Wyglądał, jakby chciał zapaść się pod ziemię. Robił wszystko, by unikać jej wzroku, a jego policzki płonęły ze wstydu.
– Marek, idź poszukaj naszych produktów! Sprawdź, gdzie są! Próbują mi wcisnąć jakieś promocje! – krzyczała dalej.
Cała kolejka patrzyła na nią z niemałym zainteresowaniem.
– Marysiu, to są nasze zakupy. Spokojnie, nie musisz szukać – próbował uspokoić sytuację Marek, który ani wzrostem, ani posturą nie robił wrażenia stanowczego człowieka.
– Ty chyba oszalałeś! Jak to ma być nasze? Doskonale pamiętam, co wkładałam do wózka. Rusz się i znajdź moje rzeczy! – Kobieta ani myślała się uspokoić.
Mężczyzna jednak stał w miejscu, wyraźnie nie zamierzając spełniać jej polecenia.
Okazało się, iż cała sytuacja miała banalne wyjaśnienie. Kobieta wrzucała do wózka drogie produkty, takie jak sery, małże i wędliny, podczas gdy jej mąż, widząc ceny, po cichu podmieniał je na tańsze zamienniki oznaczone czerwonymi etykietami promocji. Żona, zajęta rozmową telefoniczną i wybieraniem kolejnych produktów, niczego nie zauważyła.
Przy kasie cała zamiana wyszła na jaw, co wywołało u niej falę gniewu.
– Czemu stoisz jak wryty? Idź, znajdź moje kiełbasy, sery i resztę rzeczy! – krzyczała.
– Kochanie, nie denerwuj się. To ja podmieniłem produkty. Po co przepłacać za drogie rzeczy? Przecież mówiłaś ostatnio, iż trzeba oszczędzać. Kiełbasy jak kiełbasy, a te małże są prawie takie same jak krewetki – próbował tłumaczyć Marek.
– Ty… ty bezczelny! Chcesz mnie wykończyć? Wdowcem chcesz zostać?! Na jaką oszczędność się powołujesz? Ja na zdrowiu oszczędzać nie będę! Jedz sobie sam te swoje tanie kiełbasy i małże! – Kobieta złapała kawałek sera i cisnęła nim w męża.
Marek zdążył się uchylić, a ser trafił w innego klienta. Kolejka z trudem powstrzymywała śmiech. Ostatecznie produkty wróciły do wózka, a kobieta, chwytając nowy wózek, pomaszerowała z powrotem w stronę półek, ciągnąc męża za sobą. Po jej minie można było wyczytać, iż w domu czeka go jeszcze solidna rozmowa.