– I co w nim znalazłaś? – zapytała, unosząc brwi.
Justyna wyszła ze sklepu i schodziła po schodach, gdy przed nią zatrzymał się czerwony mercedes. Z auta wysiadła elegancka kobieta. Nagły podmuch wiatru uniósł poły jej sukienki, a kosmyk włosów zasłonił twarz. Jednym ruchem głowy odgarnęła włosy, przytrzymała materiał i minęła Justynę bez słowa.
– Kasia?! Kasiu! – krzyknęła za nią Justyna.
Kasia odwróciła się, przeszukując wzrokiem tłum, aż zatrzymała spojrzenie na Justynie. Przez chwilę stały w milczeniu, mierząc się wzrokiem.
– Nie poznałaś mnie? – Justyna wróciła na schody. – Justyna, Justyna Nowak.
– Justyna. Rzeczywiście, nie poznałam. Długo żyć będę – odparła Kasia oschle.
– A widzę, iż się spieszysz… – Justyna pociągnęła ją na bok. – Odejdźmy, stoimy na drodze. Ależ ty się zmieniłaś!
Kasia uśmiechnęła się pobłażliwie.
– Mieszkasz tu blisko? – spytała.
– Nie, pracuję. Wyszłam w przerwie po kawę. A ty? – Justyna przełknęła ślinę.
– Słuchaj, po co tu stoimy? Masz czas? Wpadnijmy na kawę, pogadamy. Kiedy indziej się nie zobaczymy.
– Chodźmy – zgodziła się Justyna.
Weszły do małej, półpustej kawiarni w sąsiednim budynku, bardziej przypominającej bar mleczny. Usiadły przy oknie. Kasia skinęła na kelnerkę. Ta, żując gumę, leniwie podeszła i rzuciła menu na stół.
– Nie trzeba – Kasia odsunęła plastikowe karty. – Dwie sałatki greckie, dwa serniki i herbatę. I szybko.
Przeniosła wzrok na Justynę i uśmiechnęła się. Kelnerka odeszła, kołysząc wąskimi biodrami.
– No, jak tam życie? – Kasia wygodniej oparła się na krześle.
– Normalnie. Byłam zamężna, ale krótko. Dzieci nie mam. Widzę, iż u ciebie świetnie – odpowiedziała Justyna.
– Nie narzekam. – Kasia zaśmiała się cicho i pokazała obrączkę na prawej dłoni.
– A dzieci? – Justyna spojrzała na nią uważnie.
Kelnerka wróciła z tacą, stawiając przed nimi talerzyki z kawałkami sernika, filiżanki i mały porcelanowy czajniczek.
– Słuchaj, a twoi rodzice żyją? – Kasia spojrzała na nią nagle, gdy kelnerka odeszła.
– Tata zmarł parę lat temu, a mama… Mama jeszcze żyje, ale podupadła po jego śmierci – Justyna zakręciła filiżanką na spodku.
Kasia nalała herbatę. Zapach mięty uniósł się nad stołem.
– Szkoda. Bardzo lubiłam twoich rodziców. Nie tak jak moją matkę. Zawsze niezadowolona, nigdy dobrego słowa. Nic dziwnego, iż ojciec od niej odszedł. A u was w domu było tak spokojnie… – Głos Kasi zmiękł.
Justyna westchnęła…
***
Mieszkali z Tomkiem w jednej klatce. Justyna na czwartym piętrze, on – na trzecim. Razem chodzili do przedszkola, potem trafili do tej samej klasy. Ojciec Tomka pił i często urządzał awantury. Wtedy Tomek uciekał do Justyny.
W drugiej klasie liceum dołączyła do nich nowa dziewczyna. Po rozwodzie rodziców przeprowadziła się z matką do sąsiedniego bloku. Kasia od razu przyciągnęła uwagę Tomka. Justyna patrzyła na to z bólem. Wcześniej zawsze szli razem do szkoły, a teraz…
– Co? Zapomniałeś czegoś? – spytała, gdy Tomek zatrzymał się na środku podwórka.
– Poczekajmy chwilę.
– Na co? – Justyna zirytowała się.
W tym momencie drzwi klatki obok otworzyły się i wyszła Kasia. Podeszła do nich, uśmiechając się wyłącznie do Tomka. Przy niej stawał się rozmowny, śmiał się – zupełnie inny niż zwykle. Opowiadał żarty, Kasia śmiała się głośno, a Justyna szła obok, milcząca.
Po lekcjach Tomek biegł do szatni, brał kurtkę Kasi i czekał na nią. Szli razem do domu, zapominając o Justynie. A na przerwach Kasia gadała z nią, jakby nigdy nic.
Pewnego razu poszli we troje do kina. Gdy zapalono światło, Justyna zobaczyła, iż trzymają się za ręce. Szli tak całą drogę. Justyna została z tyłu, a oni choćby tego nie zauważyli. Potem już z nimi nigdzie nie chodziła.
Po maturze ich drogi się rozeszły: Justyna poszła na ekonomię, Tomek do szkoły mechanicznej, a Kasia do liceum plastycznego.
Zimą Justyna zachorowała. Leżała w domu, patrząc przez okno na zasypane śniegiem podwórko, gdy nagle zobaczyła Kasię. Szła gwałtownie w stronę jej klatki. Justyna otworzyła drzwi i czekała na progu. ale kroki ucichły piętro niżej. Usłyszała głos Tomka: „Nareszcie…”. Drzwi się zatrzasnęły…
Justynę oblał gorąc. Usiadła na ławce pod wieszakiem i rozpłakała się. Kasia przychodziła do Tomka, gdy jego rodzice byli w pracy. Od myśli, co tam robili, zrobiło się jej niedobrze.
Pewnego dnia mama wróciła ze sklepu i powiedziała, iż spotkała matkę Tomka. Narzekała, iż mój pije jeszcze więcej, a syn wyprowadził się. Wynajął mieszkanie i żyje z Kasią.
Na ostatnim roku Justyna wyszła za mąż za kolegę z roku. Mieszkali z jego matką. Ta wtrącała się we wszystko, uczyła Justynę, jak dbać o męża. Marek okazał się maminsynkiem.
– Marek, po co się ze mną ożeniłeś? – spytała raz. – Żadna żona nie zastąpi ci matki.
Wzruszył tylko ramionami.
– Mama chce dobrze. Przyzwyczaisz się.
– Nie chcę. Żyj z mamą – odparła i zaczęła pakować rzeczy.
Marek znów wzruszył ramionami i usiadł do komputera. Rozwód był szybki. Nie mieli dzieci, nie było o co się kłócić.
Tylko raz widziała Tomka – na pogrzebie jego ojca. Nie zdążyli porozmawiać. niedługo jego matka wyszła powtórnie za mąż.
***
Justynie wydawało się, iż minęły wieki. A teraz Kasia siedziała naprzeciwko w kawiarni, tak samo piękna i pewna siebie. Kelnerka w końcu przyniosła sałatki. Kasia jadła z apetytem. Justyna ugryzła kawałek sernika i popiła zimną herbatą.
– A Tomek? – spytała.
– Tomek? – Kasia opuściła widelec, patrząc na niąJustyna ścisnęła w dłoni adres na serwetce, uśmiechnęła się przez łzy i ruszyła w stronę domu Tomka, wiedząc, iż tym razem nie odwróci się od własnego szczęścia.