A co na to tata? Stylowe ubrania dla mężczyzn

newskey24.com 4 dni temu

Marek wszedł do mieszkania i od razu poczuł niepokój było podejrzanie cicho. Czyżby spali?. Z kuchni wyłoniły się blado wyglądające żona i córka. Ich twarze mówiły, iż zobaczyły coś przerażającego, a na ramieniu małej Zuzanny siedział kociak.

W piwnicy panował półmrok, ale kociak już prawie nie bał się ciemności. Przyzwyczaił się. Wiedział, iż zaraz wróci mama, nakarmi go, poliza mu ogon od czubka po wąsik, położy się obok i zaśpiewa kołysankę, a wtedy już nie będzie się bał.

Tym razem mama zwlekała. To nie było jej zwyczajne zachowanie. Choć w piwnicy zawsze panował przytłaczający półmrok, kociak potrafił wyczuwać upływ czasu.

Zwykle, gdy mama wychodziła, on zwijał się w kulkę, zakrywał nosem łapkę i słodko spał. Gdy budził się, mama już była obok albo przychodziła, zanim zdążył poczuć głód. Dziś coś poszło nie tak: od momentu przebudzenia minęły już dwie godziny, a mamy wciąż nie było.

Zapomniała? Zostawiła? Nie, takie myśli nie przychodzą mu do głowy. Pewnie się stało coś nieprzyjemnego. Gdyby miał rację, znaczyło to, iż niebawem nie przeżyje już wiele.

Wody w piwnicy było pod dostatkiem: rurka z wodociągu pękła dokładnie dzień przed jego narodzinami, pod nią zawsze zalegała świeża kałuża. Z jedzenia w zamkniętej przestrzeni było ciężko jedzenia nie było, więc mama codziennie musiała wyjść na polowanie.

Kociak wstał z ciepłego kartonowego pudełka, podszedł do ściany i spojrzał w górę. Tam było jedyne niewielkie otwór, przez który wpadało światło. Otór był mały, więc światła było niewiele. Na zewnątrz przy otworze rosły krzaki, więc praktycznie nie było żadnego światła, a jedynie przytłaczający półmrok, który dawał dreszcze.

Kociak schował tylne łapki pod siebie i próbował podskoczyć w stronę otworu, ale nie mógł. Był jeszcze mały. Próbowano dziesięć razy, a żadna próba nie powiodła się.

Po kolejnej nieudanej próbie, gdy kotek wylądował na czterech łapach, drzwi piwnicy otworzyły się z przeraźliwym skrzypnięciem. Stało się tak nagle, iż nie zdążył się schować. Zamarł w nadziei, iż go nie zauważą. Zauważył go jednak. Pierwsza weszła do piwnicy starsza pani, mieszkanka kamienicy. Za nią w wąskim przejściu wcisnęło się dwóch mężczyzn.

No proszę, patrzcie, dranie! Mówię wam, iż w piwnicy kotka z kociętami się urodziła. Chwyćcie je i wynieście na ulicę! zawołała.

On jest zupełnie sam próbował się bronić pracownik spółdzielni.

Teraz sam, a za pół roku będzie dwudziestu! Po co przyszliście spierać się? Chwyćcie go i wynieście! odparła starsza pani, a potem dodała: Bez Wiktorii Stefańskiej nic nie da się zrobić!

Mężczyźni ruszyli po całej piwnicy, próbując złapać kociaka, ale nie było łatwo. Dwukrotnie wychodzili na papierosa. Dopiero gdy dołączyła do nich starsza pani, udało się go schwytać.

Nic nie zrobicie bez pani Valerii! zadrwiła, będąc jednocześnie matką tych dwóch mężczyzn.

Kociaka wyrzucili z piwnicy, zamknięli drzwi na klucz i szczelnie zakleili otwór w ścianie, tak żeby choćby mucha nie przeleciała.

Odpchnij się, odpchnij! wyjął starsza pani, krzycząc na kotka. Znikaj stąd, żebym już cię nie widziała!

Kotek musiał uciec na bezpieczną odległość. Spojrzał ze smutkiem na swój dom, w którym się urodził, i zapłakał. Nie miał już gdzie mieszkać. Mama zniknęła. Co robić? Dokąd iść? Myśli te odsunęły się w tło, a on patrzył szeroko otwartymi oczami na nowy, nieznany świat.

Do tej pory jego świat ograniczał się do ponurej piwnicy z czterema rogami, cieknącej rury i małego otworu w ścianie. Teraz odkrył, iż istnieje inny, zaświatowy świat, pełen ciekawostek. Było tam jasno, pachniało trawą, ludzie chodziły, ptaki latały, a jakieś dziwne stworzenia z okrągłymi nogami i płonącymi oczami ryczały.

Widział koty, które przypominały jego mamę, ale samej mamy nie dostrzegał bo jej po prostu nie było. Zawołał cichutko, najpierw ledwo słyszalnie, potem coraz głośniej, aż w końcu przerodził się w krzyk. Czy mama usłyszy?

Niestety, bez skutku. Koty odwracały się i patrzyły ze współczuciem, jakby mówiły: Przeszłyśmy już to, po czym odwracały się.

Ty jeszcze tu? wrzasnęła Valentina Stefańska, z dzieciństwa nie lubiąca kotów. Nikt nie wiedział, skąd jej niechęć. Może po prostu nie lubiła, a może wyładowywała na nie swoją złość w końcu trzeba było się na kogoś wyładować. W jej wieku problemy z głową nie były niczym niezwykłym.

Kotek nie miał wyboru musiał uciekać, nie wiedząc dokąd. Najważniejsze było, by oddalić się stąd. Drogi powrotnej nie było, a zablokowano przejście tak, iż już nie dało się go przedrzeć.

Biegł tak szybko, jak mógł, machając maleńkimi łapkami. Gdyby biegł wolniej, staruszka z laską i tak nie zdążyłaby go dogonić nie była już dzieckiem.

Przed oczami kotka przelatywały drzewa, krzaki, ludzie, samochody, budynki. Z takiego zamieszania zawróciła się, a on musiał się zatrzymać.

Dorośli patrzyli na niego i uśmiechali się. Dzieci, które szły obok, wskazywały go palcami i błagały rodziców, by go zabrały do domu, ale ich prośby nie były słyszane. Jedna mama zapytała syna:

Czy zrezygnujesz z gier na tablecie? jeżeli tak, zabierzemy go do domu!

Nie odparł chłopiec, dławiąc noskiem, i dalej zajadał czekoladowe lodziwo na patyku.

Kotek spojrzał na niego i sam poczuł głód. Gdzie w tym świecie znajdzie jedzenie? Wąchał i jego łapki podsunęły go w stronę pysznego zapachu. To była pięciogwiazdkowa restauracja U babci. Tam pachniało smażonym mięsem, gotowaną rybą, ostrygami i małżami. Nic takiego mały nie próbował, ale marzył, by spróbować.

Stojąc przy czarnych drzwiach prowadzących prosto do kuchni, kotek zobaczył metalowe drzwi w wysokości człowieka, lekko uchylone, jakby zapraszały go do środka, i gwałtownie wślizgnął się w wąską szczelinę.

W kuchni zobaczył stos kartonowych pudełek, jedno z nich stało się jego tymczasowym schronieniem. Gdy już wtulił się w puste pudełko, weszli dwaj mężczyźni. Jeden, właściciel restauracji, zwany Panem Kowalskim, spojrzał krytycznie:

Marek, gotujesz pysznie, ale trzeba utrzymać porządek w kuchni.

Arcyznawca, po prostu nie mam czasu. Bez pomocy nic nie zdążę.

Dostaniesz pomoc. Szukamy już w gazetach. A tymczasem posprzątaj, bo zaraz przyjdzie kontrola. Daj dziesięć minut, potem przyjdę i wszystko sprawdzę. Pamiętaj, nie kłóć się ze mną. Bo kiedyś miałem takiego pracownika

Krótki, łysy mężczyzna wyszedł z kuchni, a Marek rzucił ostatnie pudełko na asfalty w pobliżu koszy na śmieci. Nagle usłyszał dziwny dźwięk, przypominający miauczenie. Coś przygniótłem?.

Kiedy podniósł właśnie wyrzucone kartonowe opakowanie, zrozumiał, iż źródło dźwięku jest w środku. Otworzył je i zobaczył kociaka. Mam nadzieję, iż to nie szczur. Od dziecka bał się gryzoni, ale nie krzyczał, po prostu nie lubił ich.

Marek, zaskoczony, przyglądał się zwierzakowi i nie mógł pojąć, skąd się tam wziął.

Hej, skąd się wziąłeś? zapytał, chociaż nie spodziewał się odpowiedzi. Co się stanie w życiu, to się zdarza.

Sam nie wierzył, iż dostał pracę w jednej z najbardziej prestiżowych restauracji w mieście. Jednak cud jeszcze nie nastąpił.

Kotek tylko zamruczał, a Marek nie rozumiał, co chce przekazać. Zrozumiał jednak, iż może mieć ochotę pojeść. Nie był zwolennikiem posiadania zwierząt w mieszkaniu, ale widząc głodnego stworzonka, nie widział nic wstydliwego w podzieleniu się jedzeniem.

Właściciel restauracji, Pan Kowalski, szefował kuchni, a Marek przygotowywał pyszne dania, w tym duszoną indyka w domowym sosie. Przyniósł więc kociakowi niewielką porcję, starannie posiekał ją na drobne kawałki. Kotek zjadł ją w mig, z wdzięcznością i zapałem.

Wtem właściciel wrócił po obiecanych dziesięciu minutach, aby sprawdzić porządek w kartonowych pudełkach.

Brawo, Marek! Dobra robota. A co to za pudełko? Zapomniałeś?

Zanim Marek zdążył zareagować, króciutki, łysy pracownik ten sam, co popychał pudełko w stronę kosza kopnął karton, w którym siedział kotek. Z niego wyrwał się przeraźliwy skowyt.

Co? Kot na mojej kuchni? Wypierdolę cię! Nie rozumiesz, iż to rażące naruszenie higieny?!

Marek wiedział, iż nie może zostawić małego stworzenia głodnego. Mógłby go nakarmić na dworze, ale nie chciał zostawiać go na pastwę losu.

Wynieś go natychmiast na śmietnik! Czekam!

Marek bez wahania wziął karton i ruszył w stronę kontenera. Po drodze zaglądał do środka, by upewnić się, iż kotek jest cały. Położył go na bok, żeby nie potrącił go przechodzący, i gwałtownie wrócił do kuchni, gdzie już przygotowywał kolejne dania tym razem dla gości, którym podawał tę samą duszoną indyka za złotówki.

Myśli o kociaku nie dawały mu spokoju. Może schować go w szatni i zostawić do wieczora? Co jeżeli szef zajrzy i zobaczy?.

Marek nie chciał ryzykować. Praca mu się podobała, płacili ładnie, nie chciał stracić wszystkiego w jednej chwili. Mimo to serce mu się krajało.

W pewnym momencie podszedł do kosza mężczyzna w podniszczonych ubraniach i wziął resztki jedzenia, wrzucił je do pudełka obok kotka. Nie zauważył, iż w środku siedzi zwierzak. Po chwili podniósł pudełko i zaniósł je w miejsce, które okazało się być piwnicą, z której właśnie dzisiaj wyrzucili kociaka.

Po dotarciu na miejsce, staruszek w podniszczonych butach usiadł na kartonie i chciał sięgnąć po jedzenie, kiedy dostał w twarz laskę.

Ty, cholerna bestio! wykrzyknęła Valentina Stefańska. Mówiłam, żebyś już tu nie pojawiał się! Nie rozumiesz? Weź się stąd!

Laska podskakiwała w górę i w dół, a staruszka krzyczała na całą okolicę. Kociak musiał wziąć to, co pod ręką, i uciekać w dalszy ciąg.

Wtedy z klatki wyłoniła się dziewczynka Ania, którą mama wysłała wyrzucić śmieci. Gdy przechodziła obok staruszki, ta chwyciła ją za rękę i żałosnym głosem poprosiła:

Kochana, idziesz na składowisko? Czy mogłabyś zabrać ze sobą ten karton?

Ania znała tę złośliwą staruszkę, ale postanowiła pomóc, by nie musieć słuchać kolejnych obelg. Po wyrzuceniu worka do kosza Ania zamierzała też wyrzucić karton, kiedy usłyszała szeleszczenie w środku.

Otworzyła go i zobaczyła kociaka. euforia ją przytłoczyła to był jej sen. Wyciągnęła malucha i podskakując po domu pobiegła do mamy. Ta, widząc dziecko w progu, zapytała: Co powie tata?. Ania jednak była po uszy zakochana w kociaku i nie zamierzała się z nim rozstawać nie pozwoli jużMarek patrzył, jak Ania i jej mama przytulają kociaka, a w jego sercu wypełnił się spokój.

Idź do oryginalnego materiału