A co na to tata? Modne ubrania dla ojców

newsempire24.com 3 godzin temu

Michał wszedł do mieszkania i od razu poczuł niepokój było podejrzanie cicho. Czyżby spali?. Z kuchni wyszły blade żona i córka. Ich twarze wyglądały, jakby właśnie zobaczyły zjawy, a w ramionach małej Zosi trzymał się kociątko

Było ciemno, ale kociątko już prawie nie bało się mroku. Przyzwyczaiło się. Wiedziało, iż niedługo wróci mama, nakarmi je, oblizze od czubka ogonka po noski i położy się obok, zamruczy kołysankę wtedy już nic go nie przestraszy.

Tym razem jednak mama zwlekała. To nie było w jej zwyczaju.

Choć w piwnicy zawsze panował półmrok, kotek nauczył się odczytywać czas.

Zwykle, gdy mama wychodziła, zwijał się w kłębek, zakrywał nosik łapką i słodko spał.

A kiedy budził się, mama już stała przy nim lub przychodziła, zanim zdążył poczuć głód.

Dziś coś poszło inaczej: od przebudzenia minęły już dwie godziny, a matki wciąż nie było.

Zapomniała? Zostawiła? takie myśli nie przychodziły mu do głowy. Chyba coś się stało.

Gdyby jednak miał rację, oznaczało to jedno: jego czas jest krótki.

W piwnicy było dużo wody rurka wodociągowa przetarta w dniu jego przyjścia, pod nią stale stała świeża kałuża.

Jedzenia w zamkniętym pomieszczeniu brak. Dlatego mama codziennie musiała wyjść na polowanie.

Kotek wstał z ciepłego kartonowego kartonu, podszedł do ściany i spojrzał w górę. Tam znajdowało się jedyne otwór, przez który wpadało światło. Było małe, więc jasności niewiele.

Z zewnątrz otoczone krzakami nic nie dochodziło był to jedynie przytłaczający półmrok, który nie dawał spokoju.

Zwinął tylne łapki i próbował podskoczyć do otworu, przez który przychodziła i odchodziła mama, ale nie udało mu się. Był jeszcze mały.

Próbował dziesięć razy, a każda próba kończyła się niepowodzeniem.

Gdy po kolejnej nieudanej akcji wylądował na czterech łapach, drzwi piwnicy otworzyły się z przeraźliwym skrzypnięciem. Nie zdążył się schować, po prostu zamarł, licząc, iż go nie zauważą. Zauważyła go jednak najpierw staruszka, mieszkanka domu, a za nią wąskie przejście wcisnęły dwa mężczyźni.

No patrzcie, harcerze! Mówię, iż w piwnicy kotka kocięta wykluły. Łapcie ich i wywalcie na ulicę! zawołała.

On jest sam! chciał się bronić jeden z pracowników spółdzielni.

Teraz sam, a za pół roku będzie ich dwadzieścia. Po co przychodzicie spierać się? Łapcie i wyciągajcie na dwór!

Mężczyźni biegli po całej piwnicy, próbując złapać kotka, ale nie było to łatwe. Dwa razy wychodzili na papierosa. Dopiero kiedy dołączyła staruszka, maliutki został schwytany.

Bez Haliny Stempkowej nic nie zrobicie! ganiła mężczyzn, będąc jednocześnie ich mamą.

Kociaka wyrzucili z piwnicy, zamkli drzwi na klucz, a otwór w ścianie dokładnie zaszpulkowali tak, iż żadna mucha nie przeleci.

Wypad, wypad! krzyczała gniewnie. Nie wracaj nigdy więcej, bo nie chcę cię tu widzieć!

Kotek musiał uciec na bezpieczną odległość. Spojrzał ze smutkiem na dom, w którym się urodził i mieszkał, i zapłakał.

Teraz nie miał gdzie żyć

A mama zniknęła.

Co robić? Gdzie iść?

Jednak przytłaczające myśli odsunęły się w tle. Otwartymi oczami patrzył na świat, o którym nie miał pojęcia.

Do tej pory jego świat ograniczał się do ponurej piwnicy z czterema rogami, cieknącej rurki i małego otworu w ścianie. Teraz odkrył, iż istnieje jeszcze inny świat. Tyle w nim wszystkiego

ciekawych!

W tym świecie było jasno, pachniało trawą, ludzie chodzili, ptaki latały, a jakieś dziwne stworzenia z okrągłymi łapami i płonącymi oczami ryczały.

Tu i ówdzie kotek widział kotki, które przypominały jego mamę, ale samej matki nie mógł znaleźć bo jej po prostu nie było.

Zawołał cicho. Najpierw ledwo słyszalnie, potem głośniej, aż w końcu wydał się krzykiem. Czy może mama go usłyszy?

Niestety, było na nic.

Kotki odwracały się, patrzyły ze współczuciem: Przeszłyśmy to już, po czym odwracały się dalej.

Wciąż tu jesteś? krzyczała Halina Stempkowa, nieprzyjazna kotom od dziecka. Nikt nie wiedział, co ją tak odrzucało, może po prostu nie lubiła ich i wyładowywała na nie swoją złość, bo nie wiedziała, gdzie ją skierować. Była już starsza, a problemy z pamięcią częste.

Kotek nie miał wyboru musiał uciekać. Dokąd, nie wiedział. Najważniejsze z dala stąd. Drogi powrotnej nie było. Zablokowano wyjście tak, iż nie dało się już przejść.

I pobiegł, tak szybko, jak potrafił, małymi łapkami, dając z siebie wszystko.

Gdyby biegł w niskim biegu, staruszka z laską i tak nie dogoniłaby go. Nie była to już dziewczynka.

Przed oczami kotka migały drzewa, krzaki, ludzie, samochody, budynki. Zmieszanie tak przytłoczyło go, iż musiał się zatrzymać.

Dorośli patrzyli, uśmiechali się. Dzieci pokazujące palcami i proszące rodziców, by zabrali go do domu, nie były słyszane. Jedna mama zapytała syna:

Czy zrezygnujesz z gry na tablecie? jeżeli tak, zabierzemy go do domu!

Nie odpowiedział chłopiec, dmuchając nosem i jedząc czekoladowe lody na patyku.

Kotek spojrzał na niego i sam zapragnął jedzenia. Gdzie w tym świecie można coś zdobyć?

Wywęszył zapach i podążył w stronę, skąd dochodził aromat. To była pięciogwiazdkowa restauracja U Babci. Unosiły się tam zapachy smażonego mięsa, gotowanej ryby, ostryg i małży. Nic takiego mały nie próbował, ale bardzo chciał spróbować.

Stojąc przy czarnych drzwiach prowadzących prosto do kuchni, zobaczył lekko uchylone metalowe wrota o ludzkim rozmiarze, niczym zapraszające go do środka. gwałtownie wślizgnął się w wąską szczelinę.

W kuchni ujrzał stos kartonowych pudeł, jedno z nich stało się jego chwilowym schronieniem.

W momencie, gdy wślizgnął się do pustego kartonu, weszli dwaj mężczyźni. Jeden z nich, właściciel lokalu, z niezadowoleniem rzekł:

Piotrze, gotujesz cudownie, ale trzeba tu porządek utrzymać.

Arkadiusz Wiktorowicz, po prostu nie mam czasu. Bez pomocnika nic nie zdążę.

Dostaniesz pomocnika. Szukamy już w gazetach. A tymczasem posprzątaj, bo niechcący przyjdzie kontrola. Daj dziesięć minut, potem przyjdę i sprawdzę. Pamiętaj, nie kłóć się ze mną. Bo kiedyś miałem takiego

Człowiek niskiego wzrostu, łysy, wyszedł z kuchni, a Piotr spojrzał na stos kartonów i zabrał się do sprzątania.

Rzucił ostatnie pudełko na asfalt przy koszach na śmieci, kiedy nagle usłyszał dziwny dźwięk przypominający mruczenie. Coś w kartonie?. Podniósł karton i zobaczył, iż w środku coś się rusza.

Mam nadzieję, iż to nie szczur. Od małego bał się gryzoni, nie lubił ich hałasu.

Wewnątrz naprawdę był mały kotek. Piotr stał z otwartą buzią, nie rozumiejąc, skąd się wziął.

Skąd jesteś? zapytał, choć wiedział, iż odpowiedzi nie dostanie.

Piotr nigdy nie marzył, iż dostanie pracę w jednej z najbardziej prestiżowych restauracji w Warszawie. ale teraz cud się nie zdarzył.

Kotek tylko zamruczał, a Piotr nie pojął, co chce przekazać. Założył się jednak, iż skoro już jest w kuchni, to nie odmówi mu jedzenia.

Mimo iż nie lubił zwierząt w mieszkaniu, nie widział w tym nic wstydliwego po prostu mógł nakarmić głodne stworzenie.

Zebrał karton z kotkiem i z serca podzielił się z nim duszkiem indyka w domowym sosie, drobno posiekanym. Kotek przyjął posiłek z wdzięcznością i pożarł go w mgnieniu oka.

Wtem właściciel znowu się zjawił, dokładnie po dziesięciu minutach, aby sprawdzić porządek.

Świetnie, Piotrze! Dobra robota. Co to za karton? Zapomniałeś go wywieźć?

Po kilku słowach podniósł karton i potrącił go mocno. Z środka wydobył się zły Miau!.

Co? Kotka w mojej kuchni? Natychmiast ją wywieszam! To rażące naruszenie higieny!

Piotr rozumiał sytuację, ale nie chciał zostawić małego stworzenia głodnego. Mógłby go po prostu wyłożyć na zewnątrz

Wywieź natychmiast na śmietnik! Czekam!

Piotr wziął karton, podszedł do pojemnika na śmieci, podglądnął w środku, by upewnić się, iż nic mu nie zaszkodzi, położył go obok i gwałtownie wrócił do kuchni, by dokończyć kolejne dania, które sprzedawał za złote.

Myśli o kotku nie dawały mu spokoju. Może schować go w szatni i zostawić do wieczora? A jeżeli ktoś go zobaczy?. Nie chciał ryzykować, bo praca była dobrze płatna, a stracić wszystko nie chciało się mu.

Wtedy przyszedł pracownik w podniszczonych spodniach i butach. Zajrzał do kosza, wziął resztki jedzenia i wrzucił je przypadkowo do kartonu z kotkiem. Nie zauważył go. Następnie wziął karton i zaniósł go do miejsca, które przypadkowo było blisko tej samej piwnicy, z której dziś wyrzucono kota.

Tam, na podłodze, położył karton. W tym samym momencie zza schodów wyłoniła się mała dziewczynka Ania, którą mama wysłała po śmieci.

Gdy przeszła obok staruszki, ta złapała ją za rękę i, łamiąc serce, poprosiła:

Kochana, idziesz na śmietnik? Czy nie mogłabyś jeszcze zabrać ze sobą tego kartonu?

Ania znała Halinę, choć nie lubiła jej, ale zgodziła się pomóc, by nie słyszeć dalszych narzekań. Ania wyrzuciła worek do kosza i zamierzała zrobić to samo z kartonem, kiedy

Usłyszała drapanie od wewnątrz.

Otworzyła karton i zobaczyła kotka. Serce zabiło jej mocniej to był jej mały sen. Wyciągnęła go, podskoczyła w stronę domu. Mama, spotykając ją w drzwiach, powiedziała:

Co powie tata?

Ania już była po uszy w zakochaniu w kotku i nie zamierzała go oddać nie pozwoli nikomu go skrzywdzić.

***

Piotr skończył zmianę, ubrał się i ruszył na zewnątrz. Wieczór zapadał, ale kształty kartonów przy koszach wciąż były widoczne. Próbował otworzyć każdy po kolei.

Rozczarowanie przeszło, gdy w żadnym nie było kotka. Sprawdził je jeszcze raz nigdzie nie było. Uciekł czy się schował?.

Włączył latarkę w telefonie i wydał serię dźwięków, których nie znał od dziecka:

Kici-kici!

Na zawołanie podbiegły dwa koty, które zawsze czuwają przy koszach, ale ich mały przyjaciel nie pojawił się.

Zgłębiony smutek popchnął Piotra do domu.

Co za człowiek jestem myślał. Córka tego kota od trzech lat szuka, a ja go wyrzuciłem na ulicę.

Sumienie go dręczyło, nie mógł znaleźć usprawiedliwienia. choćby pragnął napić się alkoholu, ale nie pił tak go wychowali rodzice.

Zdecydował się napisać wiadomość do żony: niedługo wracam, musimy porozmawiać.

***

Michał wszedł do mieszkania i od razu poczuł niepokój było bardzo cicho. Czy śpią?. Z kuchni wyszły blado wyglądające żona i córka. Ich miny przypominały, iż zobaczyły ducha, a w ramionach Zosi siedział kotek

To ten sam, którego karmił w południe delikatnym gulaszem indyka w własnym sosie, którego szukał nocą na śmietniku, który wbił się w serce i

Michał podbiegł do córki, wziął kotka, przytulił i łzy popłynęły z oczu.

Żona i córka nie rozumiały, otworzyły usta w zaskoczeniu. Nie spodziewały się takiej reakcji od męża, który wcześniej wysłał SMS o poważnej rozmowie.

Michał, chcesz coś powiedzieć? ostrożnie zapytała żona.

Ja? Powiedzieć? Nie, nic nie chciałem odpowiedziałMichał przyrzekł, iż od tej chwili będzie chronił każdego, kto potrzebuje pomocy.

Idź do oryginalnego materiału