Dwielaście lat nie rozmawiałem z ojcem. Niedawno przysłał pocztówkę z jednym słowem…
Dwanaście lat temu. Krzysztof miał dwadzieścia dwa lata. Właśnie skończył prawo.
Jedno słowo zmieniło wszystko. *”Przepraszam”*. Magiczne, jak klucz do zamkniętego serca.
Przebaczenie daje drugą szansę. Miłość – siłę, by z niej wyciągnąć rękę.
Farba pod paznokciami nie schłła. Krzysztof szorował dłonie myłką, jakby chciał zetrzeć pamięć. Na próbno.
Woda była lodowąta. Paląca. Jak tamtego dnia – dwanaście lat wciśniętą w jedną chwilę.
Listówkę przyniesiono rano. Leżała na stole, niby tykająca bomba. Bał się jej dotknąć.
Pismo ojca. Znajome. Staranne, jak wyrok wypisany na dokumentach.
Z tył: *”Przepraszam”*.
I tylko tyле. Nic więcej.
—
Dwanaście lat temu. Krzysztof stał w gabinete. Ojciec przeglądał pism, podnił wzrok:
*”Jutro o dziewiątej masz spotkanie z Wojciechem Nowakiem”* – powiedział. Partner z firm.
*”Tato, musimy porozmawiać”*.
Ojciec odłożył dokumenty. Zmarszczył brwi – jakby przemykał przez myśl zła sytuacja.
*”Nie będę prawnikiem”*.
Cisza. Długa, aż w uszach dźwięczało.
*”Nie rozumiem”* – ojciec mówił z wolna.
*”Chcę być malarzem”*.
Słowa wiszą w powietrzn, ciężkie jak kamienie.
Ojciec zerwał się, podszedł do okna. Plecami do syna:
*”Malarzem?”* – odwrócił się z zaciśniętym wzrokiem. *”Żartujesz?”*
*”Nie”*.
Krzysztof pamiętał każdą sylabę tam z rozmowy.
*”Pięć lat studiów! Pięć lat!”* – ojciec złościł się, chodząc po pokoju.
*”Uczyłem się dla ciebie. Nie dla siebie”*.
*”Dla rodziny! Dla przyszłości!”*
Krzysztof wyciągnął z torby teczkę. Rysunki. Szkice.
*”Zobacz”*, podsunął.
Ojciec przerzucił kartki, bez słowa. W końcu:
*”Fajne hobby”*.
*”To nie hobby. To moje życie”*.
*”Twoje życie to prawo”* – rzucił ojciec, zamykając teczkę. *”Reszta to bzdury”*.
—
Krzysztof obracł pocztówkę w dłoniach. Zaczernia – wizerunek Van Gogha, “Gwieździona noc”.
Ironia? Uznanie? A ojciec po prostu kupi pierwszą z brzegu?
Postawł ją na półce, obok zdjęcia z wędrowania. Miał dziesięć lat, ojciec – młody, bez trosk.
Kiedy się zepsuło? Po zgon matki.
*”Mama by zrozumiała”* – wyszedł wtedy. Błąd.
Ojciec zbladł:
*”Nie waż się jej wciagać!”*
*”Ale to prawda!”*
*”Prawda? Ty myślisz tylko o sobie!”*
Dwie godziny krzyku, aż w końcu:
*”Jesteś rozczarowaniem”*.
*”A ty tyranem”*.
Drzwi zatrzasnęły się za nim na dwanaście lat.
—
Telefon w dłoni. Numer ojca. Co powiedzieć po takim zamilku?
Odprawił myśl, podszedł do płótna. Portret ojca – malowanie z pamięci.
Oczy smutne, jak zagubiony chłopiec.
Wieczorem opowiedział żonie, Oli.
*”Przysłał pocztówkę. ‘Przepraszam’. Tyle”*.
Ola przystanęła z z lakierem w ręku:
*”Starzeje, zrozumiał”*.
*”Za późno”*.
*”Nigdy nie jest za późno, jeżeli jest miłość”*.
—
Nazajutrz stanął przed znajome domem. Serce w gardzie.
Dzwonek. Kroki.
*”Krzysztof?”* – ojciec wysy, siąk.
*”Cześć, tato”*.
W domu wciąż wisi jego dziecięce rysunki.
*”Zachowałeś je?”*
*”Przecież to twoje”*.
Herbata w drżących dłoniach.
*”Przepraszam”* – szepnął ojciec.
*”Ja też”*.
Pokazał portret. Ojciec długo patrzył.
*”Podobny?”*
*”Za dużo”*.
Ojciec wyjął z szafy starą teczkę.
*”Twoje szkice. Przechowałem”*.
—
Tym razem drzwi zamknęły się za nim inaczej. Z obietnicą powrotu.
Tydzień później ojciec przyszedł do ich domu. Polubił Olenę. W pracownik z zachę:
*”Masz talent”*.
*”Po matce”*.
*”I trochę po mnie”* – uśmiechnął się.
Chciał kupić portret.
*”Nie sprzedam. Daje”*.
*”Dziękuję”* – objął syna.
Dwanaście lat stopniało jak poran szron.
Czasem trzeba się zgubić, by się odnaleźć.
Przebaczenie otwiera drzwi. Miłość – uczy na nie zapoczyć.