ZZA CHMUR

renatawinczewska.wordpress.com 1 godzina temu

Jaki dzień wypada zapamiętać? Dzień niespodziewanych niespodziewajek, niespodzianek… :)? Dzień podsumowań? To dziś, to właśnie teraz jest odpowiednia pora.

Spotkałam go, po dwudziestu z hakiem latach. Dlaczego go w ogóle rozpoznałam? Ja z moim brakiem pamięci do twarzy…

Zmęczona zeszłym tygodniem stanęłam w tym samym miejscu, co on. Nastawiona na potrzeby niższego rzędu jak jajka i ziemniaki, może jakiś miód. Ja. On zresztą podobnie. Dlaczego w pamięci odnalazłam ten zagubiony element? Otóż o tym potem.

Zmienił się. Przybyło mu kilogramów. Kiedyś był szczupły i wysoki. Teraz jest okrąglejszy. Jego niegdyś czarne, długie włosy całkiem pobielały, choć przez cały czas są długie… szok, ja tak nie pobielałam na głowie, mimo, iż jesteśmy z jednego rocznika.

To był pierwszy facet, który mnie sobą zainteresował, a było to w początkowym okresie mojego życia, kiedy już zrozumiałam, iż wzoru mężczyzny nie będę miała w domu. Kim on adekwatnie był/jest dla mnie? To człowiek bumerang. Gubię go gdzieś i odnajduję po latach i co najciekawsze, pojawia się w przełomowych dla mnie okresach. Tym bardziej interesuje mnie sens dzisiejszego spotkania. To mężczyzna stanowiący dla mnie relikt przeszłości, który przechowuję w gablotce na półeczce z napisem „pierwsze”. On zaistniał dla mnie w czasach pierwotnego spokoju, potem w najgorszym okresie mojego życia, a teraz kiedy odpoczywam – pojawił się znienacka, prawdopodobnie jednorazowo, ale jednak.

Czysto platonicznie do niego podchodzę, jest mi jakimś lustrem z bajki, kimś kogo sobie upatrzyłam, jednocześnie nie mając względem niego żadnych poważnych zamiarów. W moim życiu co jakiś czas pojawiają się takie dziwne zależności… mężczyzna, którego chcę mieć na odległość. A ten człowiek? To jakaś moja nawigacja, ot co. Ktoś, kto wskazał mi poniekąd kierunek na morzu. Taka perełka, pieszczotliwie myślałam o nim „(… tajemnica…)” i nikogo innego, nigdy tak nie nazywałam. Ma u mnie tę półeczkę na stałe, bo delikatną strunę we mnie porusza.

To on popchnął mnie kiedyś do głębokich zmian wewnętrznych i zewnętrznych. Przez niego ścięłam włosy, pofarbowałam, wyjechałam do innego miasta i posmakowałam życia studenckiego, ale i zaczęłam palić (co potem długo się za mną ciągnęło). Czy to było złe, czy dobre? Czy można coś rozpatrywać w takich kategoriach? Nie bardzo. Jedno jest pewne, ugrzęzłabym małomiasteczkowo, gdyby nie pewna sytuacja, której element stanowił.

A po czym go dzisiaj poznałam? Po uśmiechu. Minęło tak wiele lat, zmieniła się jego sylwetka, a uśmiech pozostał ten sam. Nagle jakby zajaśniało słońce. Zza chmur wyjrzało, żeby mi o czymś przypomnieć… może o tym, iż zawsze jest nadzieja… zawsze, choćby nie wiem co… trzeba się tej nadziei trzymać.

Idź do oryginalnego materiału