Życie z poczuciem niedopowiedzenia
– Mamo, gdzie są moje pluszaki? – Zosia gwałtownie rozejrzała się po pokoju, który w ciągu jednego ranka zmienił się z przytulnego gniazdka w coś na kształt sterylnej sali szpitalnej. – A na półce stały moje zabawki z Kinder Niespodzianek, też ich nie widzę!
– Zosiu, oddałam je cioci Grażynie. Ma taką śliczną wnuczkę, prawdziwy aniołek. Ciocia Grażyna mówiła, iż jej Małgosia cały ranek nie odstępuje torby z twoimi zabawkami – dobiegł głos mamy z kuchni.
– Co?! Żartujesz? Mamo, to moje rzeczy! Moje zabawki! – ze łzami w oczach Zosia wpadła do kuchni, już prawie krzycząc.
– Boże drogi, dorosła panna, a ryczy jak dziecko przez jakieś błyskotki. Oddałam je cioci Graży, niech choć ktoś się nimi bawi. Twoje stały tylko i zbierały kurz. Albo co, w twoich siedemnastu latach będziesz się bawić jak przedszkolak? I przestań się mazgaić, jakbym ci cały pokój komuś oddała!
– Nie zdziwię się, jeżeli następnym razem tak właśnie zrobisz! Wrócę, a mnie już wyrzuciła jakaś wnuczka albo córka twojej koleżanki! – w emocjach krzyknęła Zosia i ruszyła w stronę drzwi.
I tak było zawsze. Zosia od piętnastego roku życia dorabiała, żeby nie prosić mamy o dodatkowe pieniądze na ubrania czy kosmetyki. A gdy tylko kupiła sobie z pierwszej wypłty sweter i jeansy, mama natychmiast zrobiła rewizję w jej szafie i wyciągnęła stamtąd całą torbę „niepotrzebnych” rzeczy.
– Teraz sama zarabiasz, a sąsiadka z trzeciego piętra ma córkę, która rośnie. Samej widziałaś, jak biednie żyją. Co, żal ci? – z wyrzutem powiedziała mama, gdy Zosia przez godzinę szukała ulubionej bluzki.
– Mamo, no przecież tak nie można! To. Moje. Rzeczy! Powinnaś chociaż mnie zapytać!
– Ja ci nic nie powinnam, a ty, niewdzięcznico, nie masz prawa mi się wymądrzać! Ja ci te wszystkie rzeczy kupowałam za swoje ciężko zarobione pieniądze – odparła mama.
„Czy ona naprawdę tego nie rozumie? – wściekała się w duchu Zosia, siedząc przy opróżnionej szafie. – Jak można tak po prostu oddać komuś cudze rzeczy?”.
Następnym razem, gdy Zosia wróciła ze szkoły, zobaczyła pustą półkę na książki. Seria, którą kolekcjonowała od czwartej klasy, zniknęła.
– Mamo, to były prezenty od babci! Nie ty je kupowałaś! Dlaczego tak robisz? – znów ze łzami w głosie pytała dziewczyna.
– I tak ich nie czytasz, jaka to różnica. Tylko kurz zbierały. A poza tym to książki dla dzieci, ty już jesteś dorosła, po co ci to? I tak byśmy je wywiozły na działkę i w piecu spaliły – znów nie rozumiała mama.
– Tak, jaka różnica, czy czytam, czy nie! To moje rzeczy! Dzwonij do swojej koleżanki i niech je zwraca!
– Oszalałaś? Toż to kompromitacja. Nikomu nie będę dzwonić. Nie wiem, jak cię taką wychowałam. Chciwa i małostkowa, zupełnie jak twój ojciec. On też zawsze miał pretensje o każdą skarpetkę, a ty taka sama.
Tego dnia mama nigdy nie przyznała się, komu oddała książki córki. Od tamtej pory Zosia kupowała sobie tylko niezbędne rzeczy, unikała prezentów od mamy, żeby uniknąć wyrzutów. Część gazet i książek, które jeszcze nie zostały rozdane obcym ludziom, zawiozła do babci na przechowanie, a kupione rzeczy układała tylko na swojej półce, zawsze przypominając mamie, iż tego ruszać nie wolno. Mama obrażała się i długo nie odzywała do córki. „Doprowadziliśmy do tego, iż już szmaty liczymy i dzielimy. Niedługo co, jedzenie sobie osobno każdy kupować będzie?” – rzucała mama i zamykała się w sobie.
Ostatnią kroplą było zniknięcie ulubionych zabawek. Gdy Zosia wróciła do domu i zobaczyła, iż mama oddała je cioci Grażynie, nie wytrzymała. Wiedziała, gdzie mieszka przyjaciółka mamy i, mimo „kompromitacji”, pobiegła odebrać swoje rzeczy. „Niech sobie myślą, co chcą. Nie pozwolę rozdawać moich rzeczy” – Zosia była gotowa pokłócić się z całym światem, ale stanąć w swojej obronie.
– Zosia! Gdzie lecisz? – krzyknęła mama za nią. – Nie waż się iść do Grażyny i robić mi wstydu!
Ale dziewczyna już nie słuchała. Wszystko jej było jedno. Dla kogoś to zwykłe zabawki, ale dla niej miały ogromne znaczenie.
Zapukała do drzwi. Otworzyła sześćdziesięcioletnia kobieta. Ciocia Grażyna była dawną znajomą rodziny. Kiedyś pomogła mamie znaleźć pracę po rozwodzie z ojcem, a czasem wieczorami opiekowała się małą Zosią.
– Zosieńko, co się stało? – zaniepokojona zapytała Grażyna.
– Witam… Nie, nic… No adekwatnie to nie bardzo – zawahała się dziewczyna w progu, oblewając się gorącym rumieńcem ze wstydu i poczucia winy, iż zaraz będzie musiała prosić o zwrot zabawek. Cała jej wcześniejsza determinacja rozpłynęła się, a w środku pojawiło się uczucie wątpliwości – czy postępuje słusznie, czy może powinna pogodzić się z ich utratą?
– Nie stój w progu. Wejdź, spokojnie opowiesz – ciocia Grażyna zaprosiła ją do środka.
Zosia weszła i, nie zdejmując butów, usiadła na małym pufie przy wejściu.
– Ciociu Grażyno… Mama rano przyniosła wam torbę z moimi zabawkami…
– O tak, wielkie dzięki! Małgosia uwielbia pluszaki. Właśnie chciałam ci coś dać w podzięce, myślałam, iż mama przyjdzie. Ale skoro ty jesteś, to zaraz przyniosę – Grażyna odwróciła się, by pójść dalej, ale Zosia prędko się odezwała.
– Ciociu, proszę zaczekać – powstrzymała ją – Strasznie mi wstyd, iż przyszłam z taką prośbą… Mama pewnie będzie wściekła, ale… chciałabym was poprosić, żebyście mi je oddali.
Grażyna zdziwiona uniosła brwi:
– Ale już wszystko Małgosi dałam. Będzie trochę niezręcznie…
– Rozumiem, jak to wygląda. I naprawdę bardzo mi wstyd. Nie muszą być wszystkie, tylko kilka… Ciociu, mama mnie nie spytała, zanim je oddała. Gdyby zapytała, sama bym wybrała i przyniosła, naprawdę! Tam– Ale tam był ten stary, brązowy miś i ta mała, włóczkowa laleczka, wielkości mojej dłoni – zaczęła się tłumaczyć Zosia, ale nagle głos jej się załamał. – To nie są zwykłe zabawki… Tata mi je dał, zanim… zanim on i mama się rozwiedli. Są bardzo ważne.
I wtedy łzy same polały się po jej policzkach, nie mogła ich powstrzymać.
– Oj, dziecko… – ciocia Grażyna uklękła przy niej i mocno przytuliła. – Myślałam, iż już ci nie potrzebne, tak mama mówiła… A tyle hałasu o te zabawki!
Zosia płakała jeszcze mocniej, a ciocia Grażyna westchnęła ciężko, wstała i pociągnęła ją za sobą do kuchni.
– No już, już, uspokój się. Zaparzę ci świeżą herbatę, pogadamy, a potem wymyślimy, co z tymi twoimi zabawkami.
Zosia trzymała w dłoniach gorący kubek i wpatrywała się w ciemnobrązowy napar, myśląc o tacie. Po rozwodzie mama zabroniła im się spotykać, a te krótkie chwile, kiedy przychodził, były dla niej najszczęśliwsze. Zawsze czuła z nim szczególną więź, ale zdała sobie z tego sprawę dopiero wtedy, gdy ostatnie ślady jego obecności w jej życiu zostały rozdatne „w dobrych celach”.
A kilka lat temu tata zginął w wypadku, nie zostawiając jej nic poza pustką i niekończącym się smutkiem. choćby się nie zdążyli pożegnać.
Przypomniała sobie o tacie, gdy ciocia Grażyna położyła przed nią na stole starą, zniszczoną chustę.
– Widzisz, Zosiu, to chusta mojej mamy. Mam ją już ponad trzydzieści lat. Dzieci się ze mnie śmieją, iż powinnam je- iż powinnam ją wyrzucić, ale ja nie mogę — jak ją otulam ramiona, to czuję, jakby mama mnie przytulała — powiedziała Grażyna z wilgotnymi oczami, a Zosia w końcu zrozumiała, iż pamiątki mają duszę, i uścisnęła w dłoni kluczyk od starego kufra, który tata zostawił przed laty, i postanowiła, iż jutro pierwszy raz od lat odwiedzi ich wspólną działkę.