Życie bywa krótkie i niesprawiedliwe, ale czasem serwuje nam niespodzianki, które nadają mu nowy sens. Dają szansę naprawić błędy i zrozumieć, co naprawdę się liczy.
Przemysław Zakrzewski pochował żonę osiem lat temu i od tamtej pory nie ożenił się ponownie. Mieszkał w dużym, dwupiętrowym domu z synem Kacprem. Wszystko tu było urządzone z myszką, zadbane to zasługa rąk jego zmarłej żony, Ewy. Od jej śmierci Przemysław nie ruszał mebli, wszystko zostało tak, jak za jej czasów. Tylko on i Kacper dbali o porządek, obaj byli pedantami.
Kacper skończył szkołę i poszedł na studia. Był przystojnym chłopakiem, dziewczyny wieszały się na nim już w liceum, a on nie miał nic przeciwko.
“Kacper, trochę nieładnie tak korzystać z dziewczyn” mawiał ojciec. “Uważaj, bo któraś wpadnie w ciążę, a wtedy będziesz musiał się żenić. Wtedy zrozumiesz.”
Na studiach było tak samo. Gdy syn wyjechał do innego miasta, Przemysław został sam. Nie spieszył się jednak z nowymi związkami widać nie potrafił zapomnieć o ukochanej Ewie. Mieli prawdziwą miłość, a to nie zdarza się często.
Pewnego dnia odwiedził go dawny kolega z klasy, Olaf. Stali na podwórku, grillowali kiełbaski i gadali.
“Jak tam syn? Jak interesy?” pytał Olaf.
“Spoko, idzie do góry. Kacper to moja prawa ręka, pomaga po studiach. Tylko z żeniaczką mu nie po drodze. W tym względzie nie wziął po mnie” śmiał się Przemysław. “A ty jak?”
“U mnie też nieźle. Zostałem rolnikiem, sporo się nauczyłem. No i ożeniłem się pamiętasz, rozwiódłem się z Izą. Teraz mam młodą żonę, prawie dwadzieścia lat młodszą. Córka się wkurza, choć sama jest zamężna. Nie podoba jej się moja nowa kobieta. Ale może z czasem się ułoży” opowiadał Olaf. “A ty? Ewa odeszła dawno, a ty wciąż sam. Czas by się ożenić, bez żony ciężko.”
“Nie, Olaf. Nie planuję. Kobiet jest sporo, i uwagi mi nie brakuje, sam wiesz. choćby w biurze mam parę fajnych. Ale rodziny nie chcę zakładać” tłumaczył Przemysław.
Obok mieszkała Małgorzata piękna kobieta, która trzy lata temu straciła męża. Córka już dorosła i wyszła za mąż. Przemysław czasem z nią rozmawiał, choćby mu się podobała, ale trzymała dystans, jak przystało na wdowę. Żadnych flirtów, co najwyżej pierogi lub jabłka z ogrodu. Zamienili numery telefonów.
“Małgosiu, wymieńmy się numerami. Mieszkamy sami, nigdy nie wiadomo. Jak coś, zadzwonimy” zaproponował.
“Racja, Przemysławie. Życie bywa przewrotne” zgodziła się.
Pożegnał Olafa i padł spać po kiełbasce i koniaczku (oboje pili z umiarem). Nazajutrz, gdy wracał do domu, zobaczył młodą dziewczynę. Wysiadł z auta i spytał:
“Do Kacpra? On tu nie mieszka, wyjechał do miasta.”
“Wiem, Przemysławie. Ja do pana” odparła dziewczyna słodkim głosem. “Nazywam się Wiola.”
“Do mnie? Ciekawe.” Wtedy wyciągnęła zdjęcie małej dziewczynki. “To pana wnuczka, Zosia. Ma cztery lata.”
“Ejże, Wiola. Nie zawracaj mi głowy, pogadaj z Kacprem.” Zamknął furtkę i wszedł do domu.
Pół roku temu już jedna taka się zjawiła, choćby z dzieckiem, a potem test wykazał, iż kłamała. Teraz nie ufał takim dziewczynom. Wchodząc do środka, burknął:
“Oj, synku, ile jeszcze takich do mnie przyjdzie? Jutro z nim porozmawiam, niech się żeni.”
Po chwili wyszedł nakarmić Burego, swojego psa i stróża, i zobaczył w furtce dokumenty w koszulce. Było tam zdjęcie dziewczynki i papiery. Wziął je do domu i rzucił na półkę:
“Sprawdzę później, co tam ciekawego.”
Oczywiście zapomniał. Z synem pogadał, ale ten, jak zwykle, wszystko obrócił w żart.
Minął rok. Przemysław był w pracy, gdy zadzwonił telefon.
“Tak? Co? Niemożliwe, kiedy?” Wcisnął guzik, weszła sekretarka i, widząc bladego szefa, nalała mu wody.
Ogromna tragedia. Jego jedyny syn zginął w wypadku. Ulewa, Kacper wracał z sąsiedniego miasta po służbowym wyjeździe. Stracił panowanie nad autem.
Pogrzeb pamiętał jak przez mgłę. Olaf wszystko zorganizował, a obok stała Małgorzata, podając mu wodę i tabletki. Po ceremonii trafił do szpitala lekarz stwierdził mikrozawał.
W szpitalu często odwiedzał go Olaf, a Małgorzata była niemal non-stop.
“Burego karmię, zna mnie, więc je. Ale tęskni za panem, widać to w jego oczach” mówiła. “Domem się zajmuję, Olaf też wpada. Niech się pan nie martwi.”
Rozumiała, iż strata syna to ogromny cios.
Pewnego dnia Przemysław się rozpłakał. Małgorzata się nie spodziewała, a on powiedział:
“Gosiu, nie mam już nikogo. Powinienem umrzeć, byłbym z moimi bliskimi.”
“Przemysławie, tak nie wolno! Skoro Bóg pana zostawił, to znaczy, iż ma pan jeszcze coś do zrobienia.”
“Dziękuję, Gosiu. Mów mi ‘ty’, tak będzie lepiej. Nie zostawiaj mnie, oszaleję tu sam. Później ci wszystko zwrócę.”
“Co ty mówisz, sąsiedzi jesteśmy. Wzięłam urlop, więc spokojnie.”
Pewnego dnia poprosił:
“Słuchaj, zajrzyj do domu, na górnej półce jest koszulka z dokumentami. Zapomniałem o nich.”
Następnego dnia Małgorzata przyniosła papiery, które zostawiła Wiola. Przemysław długo je przeglądał. Test DNA potwierdzał, iż Zosia to córka Kacpra. Były też dokumenty, iż Wiola jest ciężko chora. Spojrzał na Małgorzatę.
“Zrobisz dla mnie jeszcze coś? Jedź pod ten adres i sprowadź tę kobietę.”
Małgorzata się zgodziła, ale coś ją ukłuło w sercu. Opiekuje się nim, a on wzywa inną? Po dwóch godzinach wróciła.
“A gdzie Wiola? Nie chciała przyjść?”
“Wiola nie żyje” cicho odpowiedziała. “Sąsiadka mi powiedziała. Dziewczynka jest w domu dziecka.”
“Co? Muszę się stąd wydostać