Życie jest takie: Straciliśmy 20 cennych lat, ale nasz czas właśnie nadszedł!

polregion.pl 5 dni temu

Takie jest życie: Straciliśmy 20 cennych lat, ale nasza chwila nadeszła!

Mam na imię Daria Sokołowska i mieszkam w Łowiczu, gdzie mazowieckie krajobrazy ukrywają urokliwe uliczki między alejami brzóz. Nigdy nie mogłam stać się jego ulubioną – los nie dawał nam szansy zbliżenia się jako para. A on, mój Olek, raz za razem rzucał się w otchłań miłości, oddając serce kobietom, które je łamały. Przez dwadzieścia lat krążyliśmy wokół siebie, ale dopiero teraz, u schyłku naszej młodości, życie ulitowało się nad nami.

Wszystko zaczęło się w dziesiątej klasie, kiedy Olek pojawił się w naszej szkole. Nowy, nieśmiały, z otwartą duszą, od razu przykuł moją uwagę. Po siedmiu miesiącach zakochał się w Elizie, naszej koleżance z klasy – żywiołowej, sprytnej, z figlarnym uśmiechem. Udawała, iż odwzajemnia jego uczucia, manipulowała nim jak marionetką. choćby przedstawiła go rodzicom – byli zachwyceni „dobrym chłopcem”. A za jego plecami Eliza była związana z najpopularniejszym chłopakiem w szkole, Darkiem. Olek przymykał oczy na prawdę, aż do momentu, gdy przyłapał ich razem na przyjęciu u niej w domu. Mimo tego, nie odszedł – pozostał niejako jej cieniem, przykrywką. Rodzice Elizy uważali Darka za łobuza i zabraniali jej się z nim spotykać, a Olek był dla nich „idealnym zięciem”. Dzielił ją z innym i znosił. Ja, jego przyjaciółka, wysłuchiwałam jego usprawiedliwień, łez, bólu. Tak trwało to lata.

Później była Natalia – miła, wesoła, ale niegotowa na poważne życie. Olek marzył o rodzinie, dzieciach, i gdy przyjęła jego oświadczyny, uwierzył, iż to na zawsze. Ale w dniu ślubu uciekła – nie założyła sukni, nie przekroczyła progu urzędu, po prostu znikła. Olek pogrążył się w rozpaczy. Byłam obok – już jako koleżanka z pracy, prawa ręka. Widziałam, jak tłumił ból w pracy, jak przysięgał, iż już się nie zakocha. Ale wtedy pojawiła się Ola – dusza towarzystwa, zabawna, lekka. Wszyscy ją uwielbiali, a ona, zdawało się, kochała wszystkich. Olek zakochał się w niej na zabój. A potem dowiedział się, iż spodziewa się dziecka z kimś innym. Na porodzie pojawił się prawdziwy ojciec, ale nie uznał dziecka. Olek dał mu swoje nazwisko, wychowywał jak własne. Ola zdradzała go raz po raz, a on znosił to wszystko – dla dziecka, dla miłości, która w nim płonęła. Aż w końcu go zaskoczyła: zaprosiła go na chrzest swojego dziecka jako ojca chrzestnego z nowym mężczyzną. Olek się zgodził – pozostał opiekować się jej synem, usprawiedliwiając jej kaprysy.

Następna była Marta – wymagająca, jak kapryśna księżniczka. Zmuszała go do zabierania jej do restauracji, podawania śniadania do łóżka, organizowania luksusowych wakacji. Trzy lata się dla niej poświęcał, aż w końcu podczas opóźnionego lotu urządziła dramat na pokładzie samolotu. W powietrzu rzuciła go, krzycząc, iż nie jest jej wart. Potem była Julia – zazdrośnica do szaleństwa. Olek – wierny, oddany – nigdy nie dał jej powodu do podejrzeń. Ale ona znienawidziła mnie, jego przyjaciółkę. Pracowaliśmy razem, byliśmy nierozłączni jak rodzeństwo. Julia żądała, aby zrezygnował z pracy – z mojego powodu. Twierdziła, iż w domu zbyt często o mnie mówił. Tak, spędzaliśmy razem dni, ale między nami była tylko przyjaźń. Ja kochałam go skrycie, a on tego nie widział. Miałam chłopaka, Mirka, który wiedział, iż moje serce jest zajęte przez innego. Pogodził się z tym, mieszkał ze mną, jakby czekając na cud. A Olek szukał nowych romansów, wierząc w ich szczerość. I tak rozeszliśmy się na dziesięć lat.

Po dziesięciu latach spotkaliśmy się w kawiarni na łowickim rynku. Czas się zatrzymał. Rozmawialiśmy godzinami, śmialiśmy się, wspominaliśmy. Nie wyszłam za mąż, on też nie. Przez te lata przeżył jeszcze trzy puste związki, a ja rozstałam się z Mirkiem – znalazł tę, która oddała mu całe swe serce. Ja czekałam na Olka. „Nie znajdę prawdziwej miłości, z którą przeżyję życie. Widocznie nie jestem godzien” – powiedział, wpatrując się w pustą filiżankę. I wtedy nie wytrzymałam – złapałam jego dłoń i pocałowałam. Odrzucił się w tył: „Co ty robisz? Nie rób tego z litości!” Litość? Ja żałowałam tylko siebie – za lata milczenia. „Olek, naprawdę nie widzisz? Kocham cię od szkoły!” – wypaliłam, drżąc. Zamarł. Wyznal, iż też mnie kochał, ale uważał tylko za przyjaciółkę, bał się zapytać, bał się zburzyć to, co było. Straciliśmy dwadzieścia lat przez tę ślepotę.

Teraz jesteśmy razem już 22 lata. Niedawno nasza córka, Ela, podzieliła się: zakochała się. Jej chłopak jest dobry, szczery, widzę, jak ją uwielbia. Co jej powiedziałam? „Nie czekaj dwadzieścia lat, jak my. Przeżyj swoją miłość teraz”. My z Olkiem straciliśmy tyle czasu, ale nasza chwila nadeszła. I dziękuję losowi za każdy dzień obok niego – za jego dobroć, za jego serce, które tak długo szukało mnie w obcych ramionach. Życie jest surowe, ale czasem daje drugą szansę. Chwyciliśmy ją – i nigdy nie puścimy.

Idź do oryginalnego materiału