Zwykły dzień — a jednak rozwód
Zofia postawiła czajnik na kuchence i odruchowo przetarła blat, choć był czysty. Poranna rutyna. Janusz już wyszedł do pracy, nie żegnając się, jak to robił przez ostatnie miesiące. Tylko trzasnął drzwiami i tyle. Kiedyś zawsze wpadał do kuchni, całował ją w policzek, mówił coś czulego. A teraz… Teraz żyli jak obcy ludzie pod jednym dachem.
Czajnik zagwizdał. Zofia nalała wrzątku do swojej ulubionej filiżanki w róże, tej samej, którą Janusz podarował jej na pierwszą rocznicę ślubu. Trzydzieści dwa lata temu. Boże, jak gwałtownie płynie czas…
— Mamo, gdzie jest mój niebieski sweter? — do kuchni wpadła Kinga, starsza córka. W wieku dwudziestu ośmiu lat wciąż mieszkała z rodzicami, oszczędzając na wynajem. — Prosiłam, żebyś go uprała!
— Suszy się na balkonie. Kinguś, może jednak czas się wyprowadzić? Jesteś już dorosła…
— Mamo, nie zaczynaj! I tak mnie dziś głowa boli od rana. — Kinga nalała sobie kawy z zaparzonej wcześniej turki. — A tak w ogóle, tata ostatnio dziwnie się zachowuje. Wczoraj cały wieczór szeptał przez telefon, a gdy weszłam, od razu się rozłączył.
Zofia drgnęła. Ona też to zauważyła. I to nie tylko wczoraj.
— Pewnie coś ważnego w pracy — skłamała przed córką i przed sobą.
— Daj spokój, mamo! Jaka praca o jedenastej wieczorem? Przecież nie jest chirurgiem. — Kinga wzruszyła ramionami i wybiegła się zbierać.
Zofia została sama ze swoimi myślami. Janusz rzeczywiście stał się inny. Kiedyś opowiadał jej o wszystkim: o pracy, o kolegach, o planach na weekend. Teraz milczał, jakby miał wodę w ustach. A telefon chował jak uczeń dwóję.
Wieczorem postanowiła przygotować jego ulubione kotlety. Może przy kolacji porozmawiają jak dawniej. Kinga poszła do przyjaciółki, w domu byli sami. Idealny czas na szczerą rozmowę.
Janusz wrócił późno, około dziewiątej. Zofia już się zdenerwowała, kilka razy dzwoniła, ale nie odbierał.
— Gdzie byłeś? Martwiłam się! — powitała go w przedpokoju.
— Zatrzymali mnie w pracy. Pilny raport. — choćby na nią nie spojrzał, od razu poszedł do łazienki.
— Janku, zrobiłam kotlety, twoje ulubione. Zjemy razem kolację?
— Nie chce mi się. Jestem zmęczony. — Jego głos zza drzwi brzmiał głucho.
Zofia postała chwilę w korytarzu, wróciła do kuchni. Kotlety stygły na patelni. Usiadła przy stole, nalała sobie herbaty i rozpłakała się. Cicho, by mąż nie usłyszał.
Gdy Janusz wyszedł z łazienki, minął kuchnię, choćby nie zajrzał. Zofia usłyszała, jak zaskoczył zamek w sypialni. Zamknął się. Pierwszy raz w ciągu trzydziestu dwóch lat małżeństwa.
Noc spędziła na kanapie w salonie, rozmyślając. O tym, kiedy wszystko się zmieniło. O tym, dlaczego stali się obcy. I o tym, iż może nadszedł czas na radykalne zmiany.
Rano Janusz wyszedł do pracy wcześniej niż zwykle. Zofia choćby nie słyszała, jak się zbierał. Obudził ją dopiero dźwięk zatrzaskiwanych drzwi.
— Mamo, co się stało? Dlaczego spałaś na kanapie? — Kinga stała w progu salonu w szlafroku, z potarganymi włosami i niewyspaną twarzą.
— Tak jakoś… bolał mnie kręgosłup. Na miękkim lepiej. — Zofia wstała, zaczęła składać koc.
— Mamo, nie kłam. Nie jestem ślepa. Pokłóciliście się z tatą?
— Kinga, to nie twoja sprawa. Idź zjeść śniadanie.
— Jak to nie moja? Ja tu mieszkam! Widzę, co się dzieje! — Córka usiadła obok matki. — Mamo, powiedz mi. Może jakoś pomogę.
Zofia spojrzała na córkę. Dorosła, pracuje, zarabia. Może rzeczywiście warto z kimś porozmawiać?
— Z tatą… staliśmy się obcy, Kinguś. Unika mnie, nie rozmawia. A ja nie wiem, co robić.
— A próbowałaś z nim poważnie porozmawiać?
— Próbowałam. Albo milczy, albo zmienia temat.
— Może on ma kogoś? — Kinga powiedziała to cicho, ale Zofia doskonale usłyszała.
Ta myśl już jej przychodziła do głowy, ale zawsze ją odpychała. Janusz nie jest taki. To człowiek rodziny, porządny. Choć… ludzie się zmieniają.
— Nie mów głupot — odparła zdawkowo.
— Mamo, jestem dorosła. Wiem, iż między mężczyzną a kobietą może się zdarzyć wszystko. Zwłaszcza po tylu latach.
Zofia wstała, poszła przygotować śniadanie. Kinga podążyła za nią.
— Wiesz co ci powiem, mamo? jeżeli tata zmienił się na tyle, iż choćby nie chce z tobą rozmawiać, może warto pomyśleć o… no wiesz, o rozwodzie.
— Kinga! — Zofia odwróciła się gwałtownie. — Jak możesz coś takiego mówić?
— A co? Żyć z kimś, kto cię ignoruje? Kto udaje, iż cię nie ma? To nie życie, tylko udręka!
— Jesteśmy razem trzydzieści lata!
— I co z tego? jeżeli te lata nic dla niego nie znaczą, po co one tobie?
Zofia zamyśliła się. Córka miała rację. Po co trzymać się czegoś, czego już nie ma? Ale jak strasznie zmieniać całe życie w pięćdziesiątym czwartym roku…
Wieczorem zdecydowała. Doczekała powrotu Janusza i od razu podeszła.
— Janku, musimy porozmawiać.
— O czym? — choćby nie podniósł wzroku znad telefonu.
— O nas. O naszym małżeństwie. O tym, co się między nami dzieje.
— Nic się nie dzieje. — Spróbował przejść obok, ale Zofia zagrodziła mu drogę.
— Stój! Rozmawiam z tobą!
Janusz w końcu na nią spojrzał. W jego oczach była zmęczenie i coś jeszcze. IrA gdy pierwszy śnieg przykrył ulice Warszawy, Zofia stanęła przed dawnym domem, uśmiechnęła się do własnego odbicia w szybie i ruszyła przed siebie, ku nowemu rozdziałowi życia.