Zwijane marzenia w niebie…

newsempire24.com 6 godzin temu

Dzisiaj przypomniałem sobie historię, która wciąż daje mi do myślenia.

Żurawie unoszą się wysoko, a ja widzę przed oczami tamten poranek, gdy wszystko się zaczęło. Kinga obudziła się i przeciągnęła z rozkoszą. Zastanawiała się, jaki dziś dzień. Spojrzała na zegarek, ale wzrok zatrzymał się na białej sukni wiszącej na drzwiach szafy. Była zbyt długa, więc powiesiła ją na zewnątrz, by się nie pogniotła. Nagle wspomnienia runęły na nią jak lawina, ściskając gardło.

Kiedy przymierzała tę sukienkę w sklepie, przez chwilę wydawało jej się, iż robi dobrze. Dawida nie było. A Filip stał obok – żywy, troskliwy, sukcesywny i przystojny. Nie dało się już nic zmienić. Za kilka godzin założy tę suknię i pojedzie w korowodzie do urzędu stanu cywilnego.

Kinga wzdrygnęła się. Odwróciła wzrok od sukni – symbolu jej zdrady.

Wczoraj powiedziała to mamie. Blada, wycieńczona chemią i operacjami, matka patrzyła na nią zapadniętymi oczami.

— Rozumiem, córeczko. Ale Dawida nie ma.

— Zaginął, nie zginął — odparła Kinga ostro. — Może jest w niewoli, przecież wymieniają jeńców.

— Kinguś, a jaki wróci po takiej niewoli? Widzisz wiadomości? choćby jeżeli wróci w jednym kawałku, to psychika… Po co ci to? Masz dopiero dwadzieścia cztery lata. Życie przed tobą. I choćby nie byliście razem tak długo.

— Mamo, obiecałam, iż będę czekać. jeżeli wyjdę za Filipa, zdradzę go. A jeżeli wróci? Jak spojrzę mu w oczy? — Kinga już krzyczała, łzy dławiły ją w gardle.

— Cicho, nie krzycz. On też obiecał wrócić. Wojna. Łatwo obiecywać, trudniej dotrzymać. Gdyby żył, dałby znak — matka objęła córkę.

Kinga położyła głowę na ramieniu matki i usłyszała jej ciężki oddech. W płucach szeleściło jak stare gazety.

„Mama ma rację. Filip tak wiele dla nas zrobił. Załatwił mamie miejsce w najlepszej klinice w Warszawie, dał pieniądze na leczenie. Wyciągnął ją dosłownie zza światów. Jeszcze przechodzi chemię, ale jest nadzieja. A jeżeli znów zachoruje? Nie mamy pieniędzy, tylko on może pomóc. Nie mogę odmówić… To moja mama, marzy o wnukach… A ja myślę tylko o sobie…”

Kinga otarła łzy.

— Wszystko będzie dobrze, mamo. Nie martw się.

Matka wzdychała, zerkała ukradkiem, a gdy myślała, iż Kinga nie widzi, żegnała ją w powietrzu.

— Nie bądź głupia. Za takiego Filipa trzeba się trzymać zębami i paznokciami — krytykowała ją przyjaciółka Marika, nie ukrywając zazdrości.

— No to się go trzymaj. Jesteś ładniejsza ode mnie. — Marika pokręciła palcem przy skroni.

— Jestem mu winna, rozumiesz? — Kinga unosiła głos. — I zawsze będę. To jak dobrowolne więzienie. On może robić, co chce, a ja choćby nie pisnę. Bo jestem mu wi-nna — wymówiła wolno. — To nie życie, tylko klatka.

— Głupia jesteś. Jak się nie przyzwyczaisz, rozwiedziesz się. Proste — rzuciła lekko Marika.

Te słowa przesądziły sprawę. Ale im bliżej było ślubu, tym ciężej miała Kinga na sercu.

— Phi, jakby mnie puścił. Tyle pieniędzy w nas wpakował — myślała z goryczą. — I gdzie ucieknę? Mamy nie zostawię. To by ją zabiło. Ledwo zaczęła jeść, trochę siły wraca. Pułapka. Gdyby tylko napisał jedno słowo — „żyję” — odwołałabym ślub…

Filip mówił, iż ją kocha, nie naciskał na bliskość, choć kilkakrotnie ledwie uniknęła jego namiętności. Wykupił ekskluzywną restaurację, zaprosił ważnych gości. Będzie zastępca burmistrza. Nie chciała go kompromitować, wystawiać na pośmiewisko jako porzuconego pana młodego. Był dla niej dobry, mamie pomógł…

Do pokoju zajrzała matka.

— Jeszcze nie wstałaś? Za dziesięć minut przyjdą fryzjerka i wizażystka. Wstawaj, pod prysznic. Śniadanie na stole.

Kinga zerwała się z łóżka i pobiegła do łazienki. Pytanie „co robić?” wisiało w powietrzu jak lekki przeciąg.

Umyła się szybko, z mokrymi włosami usiadła do stołu. Żeby nie urazić mamy, wypiła łyk kawy i ugryzła kanapkę. Kawałek utknął w gardle.

— Mamo, nie mogę. Źle mi. — Odepchnęła filiżankę.

— Ja przed ślubem z twoim tatą też nie jadłam, nerwy. Potem wypiłam szampana i myślałam, iż się ośmieszę przed wszystkimi. — Matka parsknęła śmiechem, ale zaraz się skrzywiła.

— Co? — Kinga poderwała głowę.

— Szwy ciągną.

W tym momencie zadzwonił dzwonek.

— Otworzę. — Mama wyszła do przedpokoju, a serce Kingi waliło jak schwytany ptak.

Zaczęło się zamieszanie z fryzurą i makijażem. Kinga nie przejmowała się swoim wyglądem. Gdy w końcu spojrzała w lustro, oniemiała. Patrzyła na nią__Kinga spojrzała w lustro i nagle zrozumiała, iż jedyne, co musi zrobić, to być wierna sobie, bez względu na cenę.__

Idź do oryginalnego materiału