Zupełnie wyczerpana po sześciu latach samotności.

newsempire24.com 3 dni temu

Zofia była bardzo zmęczona. Była sama już od sześciu lat, odkąd mąż ją opuścił. Córka wyszła za mąż rok temu i przeprowadziła się do innego miasta.

Zofia miała zaledwie czterdzieści dwa lata, doskonały wiek dla kobiety. Druga młodość. Była panią domu, świetnie gotowała, a jej kiszone ogórki z pomidorami nazywano prawdziwym arcydziełem. Ale komu teraz miałaby je przygotowywać? Na balkonie już stały rzędy nieużywanych słoików.

“Nie umrę przecież w samotności, będąc tak atrakcyjna!” – mówiła Zofia do swoich przyjaciółek. Te odpowiadały: “Nie! Szukaj męża! Mnóstwo jest samotnych mężczyzn”. Jedna z nich doradziła jej agencję „Najlepszy mąż”. Zofia początkowo uznała, iż to trochę żałosne, prosić o pomoc agencję. Ale z drugiej strony – czterdzieści dwa, ta liczba nie dawała jej spokoju. Stare babcine zegary z drżącym dźwiękiem oznajmiały na ścianie mijające chwile.

I tak Zofia pojawiła się w agencji. Przesympatyczna pani w malinowych okularach zaprosiła ją do biura:
– Faktycznie mamy najlepszych. Sprawdźmy razem naszą bazę, proszę usiąść!
– Ależ wszyscy oni to tacy piękni, – uśmiechnęła się Zofia. – Jak poznać człowieka? Skąd wiadomo, iż jest tym jedynym?
– Wszystko jest przemyślane, – odpowiedziała dama. – Oddajemy na tydzień. To wystarczający czas, by ustalić, czy to ten adekwatny. jeżeli nie, szukamy dalej.
– Kogo oddajecie?
– Mężczyznę!
– Jak to?
– Tak! Przez tydzień będzie mieszkał razem z Panią. My tutaj nie jesteśmy nieśmiałymi pannami na wydaniu, my wszystko od razu na poważnie. Nie mamy żadnych szaleńców ani psychopatów.

Zofia nagle poczuła przypływ ekscytacji. Spodobał jej się ten pomysł. Razem z panią w malinowych okularach wybrały pięciu kandydatów. Zofia uiściła niewielką opłatę, po czym śpiesznie wróciła do domu. Pierwszego kandydata miała powitać już tego wieczoru.
Zofia ubrała zieloną sukienkę – symbol nadziei. Założyła także kolczyki z diamentami, które rzadko wyciągała ze starej szkatułki.
Ding-dong! – zadzwonił dzwonek do drzwi.
Najpierw spojrzała przez wizjer. Zobaczyła róże. Pisnęła z radości. Otworzyła drzwi. Mężczyzna był elegancki, jak na zdjęciu.
Usiedli przy stole, Zofia przygotowała wszystko co miała najlepszego. Bukiet umieściła w centrum. Z ukradkiem spoglądała na przyjemnego gościa i myślała: „To on, żadnych innych nie trzeba”.
Zaczęli od sałatki. Przyszły mąż skrzywił się: „Dlaczego tak przesolona?”. Zofia nieśmiało się uśmiechnęła i podsunęła mu pieczoną kaczkę. Przyszły mąż próbował kawałek: „Trochę twarda…”. Nic mu nie smakowało. W zamieszaniu zapomniała o winie, które długo wybierała. Nalała, powiedziała: „No to za znajomość!”. Gość powąchał kieliszek, spróbował: „Tania podróba”. Wstał: „No, zobaczmy, jak tu z mieszkaniem…”.

Zofia wzięła bukiet i podała mu: „Nie przepadam za różami. Do widzenia”.
W nocy Zofia trochę popłakała, było jej przykro. Ale czekały jeszcze cztery spotkania.
Drugi kandydat pojawił się następnego wieczoru. Wszedł pewnie: „Cześć!”. Od niego czuć było wódką. Zofia zapytała: „Już obchodziłeś nasze spotkanie?” On się uśmiechnął: „Oj, daj spokój! Masz telewizor? Zaczyna się mecz. Legia – Wisła. Przy okazji obgadamy wszystko”. Zofia odpowiedziała gwałtownie: „Telewizję oglądaj u siebie w domu”.

Nocą znów płakała.
Dwa dni później zjawił się trzeci kandydat. Nie był przystojny, miał starą kurtkę, niechlujne paznokcie. Buty w błocie. Zofia zaczęła się zastanawiać, jak go grzecznie pożegnać. Ale postanowiła najpierw go nakarmić. Jadł chciwie, gwałtownie i bardzo chwalił Zofię. Speszyła się. Wyjęła kiszonki. „Boże! – wykrzyknął nieprzystojny. – To najlepsze, co jadłem w życiu!”

Wtedy zegary babci rozbrzmiały. Nieprzystojny nasłuchiwał: „Co za zgrzyt?”. Wszedł do pokoju, stanął na taborecie, obejrzał zegary: „Zaraz je naprawię! Masz narzędzia?”
I niedługo zegary miarowo i jasno biły, Zofii było przyjemnie słyszeć taki dźwięk. Pomyślała, iż to znak. Nieprzystojny miał zostać jej mężem. Był dobry, złota rączka, a to, iż buty i paznokcie w złym stanie – drobnostka, umyje, wyczyści. Był też trzeci, szczęśliwa liczba.
Przyszła pora nocy. Zofia się przygotowała, poszła do salonu piękności, pościeliła nastrojową pościel z dużymi wzorami róż (tak naprawdę je kochała). Kiedy wyszła z łazienki – jej gość już drzemał, w ubraniu. To Zofii nie zrażało. Spojrzała na śpiącego z czułością: „Zmęczony biedak”. I ostrożnie położyła się obok.

Potem zaczął się koszmar. Ten fachowiec zaczął chrapać. Wirtuozersko, intensywnie, i z wigorem. Zofia próbowała nakrywać się poduszką, jego, odwracała śpiące ciało – nic nie pomagało. Nie spała całą noc, cierpiała.
Rano gość wyszedł do kuchni, gdzie siedziała przygnębiona Zofia: „No co? Mam się spakować i przyjść tu wieczorem?”

Zofia potrząsnęła głową: „Nie, przepraszam. Jesteś dobry, ale… Nie!”
Czwarty, brodaty, przypominał Zofii bohatera starego dobrego filmu o geologach. Pozwoliła mu zapalić w kuchni. Brodacz zaciągnął się, powiedział: „Zofia, musimy ustalić kilka rzeczy od razu. Jestem wolnym mężczyzną. Lubię wędkowanie, spotkania z przyjaciółmi. I nie lubię, gdy mi się wygadują i pytają – gdzie jesteś, gdzie jesteś? Dobra?”
Zofia patrzyła jak strząsa popiół do doniczki z orchideą, zapytała: „Może i za kobietami też biegasz?” Brodacz uśmiechnął się: „A czemu nie? Mówię ci – wolność! To normalne dla faceta”.
Po jego wizycie Zofia długo wietrzyła kuchnię. Bolała ją głowa, czuła się zmęczona, jakby straciła trzy litry krwi. Nie miała choćby siły na zmywanie naczyń.

Rano Zofia otworzyła oczy, za zasłonami było słonecznie, ćwierkały radośnie wróbelki. Nagle zdała sobie sprawę, jak dobrze się czuje. Sobota. Nigdzie się nie spieszy, nic jej nie przeszkadza, nikt nie chrapie, nie szepcze. Naczynia? Zmyje, kiedy zechce. Spokój i wolność.
I nagle zadzwonił telefon: „Zofio! Tu agencja „Najlepszy mąż”. Dziś jeszcze jeden kandydat, pamięta Pani? Znakomity, ten już na pewno Twój!”

Zofia dosłownie krzyknęła do słuchawki: „Skreślcie mnie! Usuńcie z bazy! Nikogo więcej! Najlepszy mąż – to ten, którego nie ma!”
I z chichotem otworzyła zasłony.

Idź do oryginalnego materiału