Zrozumiał błąd za późno

newsempire24.com 2 dni temu

Barbara ściskała w dłoni wyniki badań. Papier był wilgotny od potu. W korytarzu przychodni ginekologicznej panował tłok.

— Barbara Morawska! — zawołała pielęgniarka.

Barbara wstała i weszła do gabinetu. Lekarka — tęga kobieta o zmęczonych oczach — wzięła od niej teczkę i przejrzała dokumenty.

— Proszę usiąść. — Spojrzała na wyniki obojętnie. — Wszystko w porządku. Niech pani zbada męża.

Barbarze zrobiło się zimno. Wojtek? Ale przecież…

***

W domu teściowa siekała kapustę na barszcz. Rąbała nożem z taką zawziętością, jakby walczyła z wrogami.

— No cóż, córeczko, jakie wieści? — zapytała Weronika, nie podnosząc głowy.

— Ze mną wszystko dobrze — szepnęła Barbara, zdejmując kurtkę.

— To dlaczego… — Weronika w końcu podniosła wzrok. W jej oczach błysnęło zaniepokojenie.

— Wojtek musi się przebadać.

Nóż znieruchomiał nad deską. Weronika wyprostowała się jak struna.

— Co za bzdury? Mój syn jest zdrowy! To wasze lekarze nic nie rozumieją. Za moich czasów kobiety rodziły bez tych wszystkich badań.

Barbara przeszła do pokoju. Na kanapie leżały skarpetki — jedna niebieska, druga czarna. Podniosła je machinalnie i wrzuciła do kosza na pranie.

Przez trzy lata małżeństwa te skarpetki stały się symbolem ich życia — rozłączne, nigdy nie tworzące pary.

Wojtek wrócił późnym wieczorem.

— Co za mina pogrzebowa? — burknął, rzucając się na fotel.

— Wojtek, musimy porozmawiać.

— O czym?

Podsunęła mu papiery. Przejrzał je i odrzucił na stolik.

— I co z tego?

— Musisz się przebadać.

— Z jakiej racji? — Wojtek zerwał się, zaczął chodzić po pokoju. — Jestem zdrowy! Popatrz na mnie!

Faktycznie wyglądał na zdrowego — barczysty, z bujnymi ciemnymi włosami. Ale zdrowie nie zawsze widać na zewnątrz.

— Wojtek, proszę cię…

— Dość! — warknął. — jeżeli nie chcesz dzieci, to po prostu powiedz! Po co te przedstawienia z lekarzami?

Z kuchni dobiegł szurbut kapci. Weronika stała za drzwiami, oddychając tak głośno, iż słychać było każdy oddech.

— Dzieci to jedyne, czego pragnę — cicho odpowiedziała Barbara.

— To dlaczego ich nie ma? Może coś ukrywasz? Robiłaś aborcje, a teraz nie możesz?

Cios był bolesny. Barbara cofnęła się.

— Jak śmiesz…

— A jak mam nie śmiać? Trzy lata razem i zero efektów! A teraz jacyś lekarze opowiadają, iż to ja… — Urwał i zacisnął pięści.

Drzwi otworzyły się gwałtownie. Weronika wpadła do pokoju jak burza.

— Wojtuś, nie słuchaj jej! To wszystko z nudów. Gdyby więcej pracowała, nie miałaby czasu biegać po lekarzach.

Barbara spojrzała na męża. Ten odwrócił się do okna.

— Wojtek, naprawdę myślisz, iż ja…

— Nie wiem, co myśleć — syknął przez zęby. — Wiem tylko, iż zdrowy facet nie chodzi po lekarzach.

Weronika skinęła głową z satysfakcją.

— Syn ma rację. Po szpitalach to baby mają się włóczyć, nie mężczyźni.

Barbara poczuła, jak coś w niej pęka. Jak napięta struna.

— Dobrze — powiedziała spokojnym głosem.

Następnego dnia zaczęła się wojna. Weronika przyczepiała się do każdego szczegółu. Sól wysypana, garnek niedomyty, kurz na komodzie. Barbara milczała, zaciskając zęby.

— Może w ogóle nie powinnaś w domu siedzieć? — zapytała jadowicie teściowa przy kolacji. — Poszłabyś do pracy, zamiast po lekarzach się włóczyć.

Wojtek jadł kotleta, nie podnosząc głowy.

— Pracuję — przypomniała Barbara.

— Trzy dni w tygodniu to nie praca, tylko fanaberie.

— Co to ma do rzeczy?

— Wszystko! Mój syn jest zdrowy, a ty go chcesz przedstawić jako chorego! Gdy nie ma dzieci, to zawsze wina kobiety! Zawsze tak było!

Barbara wstała od stołu. Nogi się pod nią uginały.

— Co z tobą? — zdziwiła się Weronika. — Zjadłaś i zaraz uciekasz?

— Jestem zmęczona — odparła cicho.

— Zmęczona! A od czego? Trzy dni pracy to przecież nie harówka!

Wojtek w końcu podniósł wzrok. Mignęło w nim coś, co mogło być współczuciem. Ale milczał.

Nocą Barbara leżała i słuchała chrapania męża. Kiedyś ten dźwięk ją uspokajał — oznaczał, iż bliski jest obok. Teraz drażnił. Jak mogła nie zauważyć, iż jest tak uparty?

Rano spakowała rzeczy do starego plecaka sportowego. Nie wzięła wiele — kilka sukienek, bieliznę, kosmetyczkę.

— Gdzie to? — Weronika stała w drzwiach kuchni z kubkiem w ręce.

— Do babci.

— Na długo?

— Nie wiem.

Wojtek wyszedł z łazienki, zobaczył plecak.

— Basiu, co to ma znaczyć?

— To, co widzisz.

— Naprawdę?

— A jak inaczej? Nie chcesz się badać, twoja mama uważa, iż to moja wina. Po co mam tu być?

Podszedł bliżej, zniżył głos:

— Nie bądź dziecinna. Gdzie pójdziesz?

— Do babci Jadzi.

— Do tej klitki? Tam przecież ledwie dwadzieścia metrów!

— W ciasnocie, ale bez złości.

Weronka prychnęła:

— Słusznie! Niech idzie. Niech pomieszka u starej, to zrozumie, jak dobrze jej tu było.

Wojtek rzucił matce gniewne spojrzenie, ale nie zaprotestował.

Barbara wzięła plecak i skierowała się do drzwi.

— Basiu! — zawołał mąż.

Obróciła się. Stał na środku przedpokoju — zagubiony, z mokrymi po prysznicu włosami.

— Kiedy wrócisz?

— Kiedy pójdziesz do lekarza.

Drzwi zatrzasnęły się za nią.

Babcia Jadzia aż krzyknęła, gdy zobaczyła wnuczkę z plecakiem:

— Basiu! Co się stało?

— Pokłóciłam się z Wojtkiem. Mogę u ciebie zamieszkać?

— Oczywiście, kochanie. Tylko ciasno tu…

— Nic nie szkodzi, babciu.

Mieszkanie było maleńkie. Łóżko, stół, dwa krzesła, stary telewizor. Ale czyste. I pachniało wanilią — babcia uwielbiała piec ciasta.

— Opowiedz, co— Opowiedz, co się stało — poprosiła babcia, stawiając na stole herbatę, a Barbara wypłakała się w jej ramionach, po raz pierwszy od miesięcy czując, iż ktoś naprawdę ją rozumie, i w tej chwili uświadomiła sobie, iż czasem trzeba odejść, by zacząć żyć naprawdę.

Idź do oryginalnego materiału