Zrelaksowana na kanapie w kawiarni, czekała na zamówienie, rozkoszując się ulubionym cappuccino i eklarem przed dniem pracy.

polregion.pl 2 godzin temu

Wygodnie wtulona w kawiarnianą kanapę, Lidia czekała na zamówienie, rozkoszując się ulubionym cappuccino i eklerkiem przed pracą. Śnieg za oknem wirował w powolnym tańcu. Z przyjemnością sączyła gorącą kawę, gdy nagle usłyszała rozmowę dwóch dziewczyn przy sąsiednim stoliku.

Słuchaj, spotkałam ostatnio dziewczynę mojego byłego. Serio, ani twarzy, ani figury. Co on w niej widział?

A może pierogi lepi jak nikt? Albo cuda w łóżku wyczynia? zaśmiała się przyjaciółka.

Lidii zastygł oddech. Przypomniała sobie słowa matki sprzed lat, szeptane do ojca: „Nasza Lidka urody nie ma, niech przynajmniej pracowitością się chwali”.

Dorastając, starannie dbała o wygląd. ale mimo wysiłków wciąż czuła się nie dość piękna. „Trzymaj się, córeczko” mawiała matka. „Jeśli nie urodą, to rozumem zachwycaj. Ucz się, miej cel, byś sama nie została”.

W szkole wstydziła się chłopięcej sylwetki. Na studiach nauczyła się stylowo ubierać. Znalazła choćby chłopaka, ale ten żartował z jej „płaskiego tyłka” i „wielkich stóp”. Zrozumiała wtedy, iż choćby bystra głowa nie zastąpi urody. Pogodziła się z tym i żyła dalej.

Po kawie pobiegła do pracy. W porze lunchu miała wstąpić do przyjaciółki, nakarmić kota i podlać kwiaty. Zosia wyjechała na Teneryfę, a mąż rzadko bywał w domu. „Gdyby choćby spotkał Lidię, choćby by na nią nie spojrzał” pomyślała i spokojnie odleciała na wakacje.

W mieszkaniu Zosi Lidia najpierw nasyciła śpiącego rudego Mruczka, potem zajęła się pelargoniami. Z sąsiedniego pokoju dobiegała muzyka. Rozpoznała piosenkę i nuciła: „Gdzieś w dalekiej stronie świeci obca gwiazda…” Nagle w pokoju zrobiło się tak swojsko. Wśród kwiatów. W dźwiękach tej melodii. Czuła się lekka, jakby unosiła się w powietrzu. Nie zauważyła, gdy zaczęła tańczyć, wirując między doniczkami.

Wtem kroki.

Odwróciła się. Stał tam Wojtek, mąż Zosi, i jakiś obcy mężczyzna. Obaj wyglądali na zaskoczonych. „Jaki wstyd!” przemknęło jej przez myśl.

Lidka, cześć. To mój kolega, Krzysiek. Wpadliśmy po dokumenty. Tańczysz tak pięknie, iż nie mogliśmy oderwać wzroku. Przepraszamy, jeżeli przeszkodziliśmy.

Ja… Zosia poprosiła…

Rzuciła się w stronę drzwi, potknęła o leniwie wyciągnięte kocie łapy i runęła na podłogę. W oczach pociemniało.

Ocknęła się na szpitalnym łóżku.

Witaj. Jak się czujesz? Jestem Ania, twoja sąsiadka z sali. Lekarz mówi, iż to tylko lekkie wstrząśnienie. Odwiedził cię kurier i jakiś przystojniak z goździkami uśmiechnęła się dziewczyna.

Dzięki… wyszeptała Lidia.

Ostrożnie usiadła, siegnęła po paczkę przy łóżku. W środku były owoce, sok i jej ukochane eklery. Pewnie od Zosi i Wojtka.

Wzięła do rąk kwiaty. Na karteczce stało: „Lidka, zdrowia. Taka urocza dziewczyna nie powinna leżeć w szpitalu. Zapraszam na wystawę orchidei. Odmowa nie wchodzi w grę. Krzysiek.”

Przytuliła bukiet do twarzy, zamknęła oczy i rzuciła się w objęcia Ani…

Piękno nie musi być oczywiste. Każda kobieta ma swój blask. Czasem płynie on z głębi, cichy i ciepły jak światło przez mgłę.

Idź do oryginalnego materiału