**Dziennik**
Każdego dnia młodzi mijają się obojętnie, jakby byli z innego świata. Aż pewnego dnia jedno spojrzenie wystarczy, by serce zaczęło walić jak szalone, a w brzuchu zagotowały się motyle. Tak właśnie było z Hanką i Dominikiem.
Pewnej styczniowej niedzieli Hanka poszła z przyjaciółkami na lodowisko. Nie była zbyt pewna na łyżwach, więc jechała wolno, często się zatrzymując. W końcu koleżanki, znudzone jej ostrożnością, odjechały dalej. Hanka, zmęczona, postanowiła odpocząć przy barierce. Gdy próbowała przejść w poprzek toru jazdy, ktoś w nią wpadł.
Upadła z impetem, uderzając boleśnie biodrem.
— Przepraszam! Jest pani cała? Pomóc wstać? — usłyszała głos nad sobą. W następnej chwili już stała, podtrzymywana przez nieznajomego. Kolano pulsowało bólem. Gdyby nie jego szybki refleks, znów byłaby na lodzie. Spojrzała mu w oczy — były tak blisko, iż widziała w nich swoje odbicie. Świat na moment zniknął.
— Wszystko w porządku? — spytał.
Ocknęła się. Usłyszała śmiechy, skrzypienie łyżew. Wciąż trzymała się jego kurtek.
— Nie upadnie pani, jeżeli panią puszczę? — zapytał.
— Nie wiem… — szepnęła.
Puścił ją — stała.
— No to teraz do barierki. Niech się pani nie boi, trzymam.
Z nim rzeczywiście jechała, a nie dreptała.
— Może zejdziemy z lodu? Przy wyjściu są ławki.
Hanka skinęła głową. Usiedli.
— Pani sama? Mam panią odprowadzić? — Dominik (bo tak się nazywał) patrzył na nią z troską.
— Jestem z koleżankami.
— Lepiej zadzwoń do nich. A ja w tym czasie przyniosę pani buty.
— Nie trzeba… — sprzeciwiła się słabo.
— Zmarznie pani.
Faktycznie, zimno zaczęło przenikać przez kurtkę. Dała mu numer szatni. Gdy wrócił z butami, Hanka już rozmawiała przez telefon.
Szli do domu, rozmawiając. Po śliskim lodzie taką ulgą był twardy asfalt, ale Hanka wciąż chwytała Dominika za rękę — czy to zawroty głowy, czy ziemia uciekała spod nóg. Miał 26 lat i pracował w banku. Ona kończyła czwarty rok filologii. Sympatia była od pierwszego spojrzenia. Gdy w końcu zapytał, czy pójdzie z nim w sobotę na lodowisko, pokręciła głową:
— Lepiej do kina.
— Zgoda. Zadzwonię.
Nie czekał do weekendu — nazajutrz zaprosił ją na kawę do „Złotego Lwa”. Jakaś siła zderzyła ich dosłownie i już się nie rozstawali.
Hanka zakochała się bez pamięci. Jak mogła żyć bez niego? Wiosną rodzice Dominika zaczęli wyjeżdżać na działkę, zostawiając im mieszkanie. Lato minęło jak sen. Gdy nadeszła jesień i rodzice przestali wyjeżdżać, spotkania stały się trudniejsze.
— Co dalej? — pytała Hanka, tuląc się do niego.
— Coś wymyślę — odpowiadał.
Pewnego wieczoru matka Hanki postawiła Dominika pod ścianą:
— Zamierzasz tak wodzić moją córkę za nos?
— Chciałem oświadczyć się w Nowy Rok. Nie mam choćby pierścionka — odparł. — Ale jeżeli pani chce, zrobię to teraz.
Hanka poczerwieniała.
— No to co innego! Pierścionek wręczysz w Sylwestra — uśmiechnęła się matka.
Ślub był w maju, gdy kwitły bzy. Dominik marzył o własnym M. Odkładał pieniądze, a prezenty ślubne pozwoliły na wkład do kredytu. Kupili mieszkanie, obiecując sobie, iż z dzieckiem poczekają.
Hanka skończyła studia, zaczęła pracę. Coraz częściej mówiła o dziecku.
— Nie spłaciliśmy kredytu — tłumaczył Dominik. — Po co się spieszyć? Potem będziemy mieć same problemy. Lepiej poczekać.
Ale jej koleżanki już spacerowały z wózkami. W końcu Dominik ustąpił, ale postawił warunek:
— Rób, co chcesz. Ale nie licz na moją pomoc. Ja zarabiam, ty zajmuj się dzieckiem. I nie narzekaj potem.
Hanka przestała brać tabletki. niedługo test pokazał dwie kreski.
Dominik nie podzielił radości. Gdy zaczęły się mdłości, spędzał czas z kumplami. Nie dotykał jej brzucha — jakby nie dostrzegał ciąży. „Zmieni się, gdy dziecko się urodzi” — myślała.
Ale i po narodzinach Oli nic się nie zmienił. Nie brał córki na ręce, krzywił się na płacz. Gdy Hanka prosiła o pieniądze na ubranka, przelewał kwotę bez słowa.
— Oszczędź mi szczegółów — mówił.
Pewnego dnia skrytykował jej wygląd:
— Kiedy cię poznałem, wyglądałaś inaczej.
Nazajutrz Hanka zrobiła makijaż, założyła dżinsy. Dominik nie zauważył.
Gdy Ola zaczęła biegać i mówić, biegła witać ojca, ale on odpychał ją:
— Daj mi się rozebrać.
— Przytul ją choć raz! — prosiła Hanka.
— Nie chciałem dziecka. Nie wymagaj, żebym je kochał.
Koleżanki zazdrościły Hanki — mąż nie pił, miał dobrą pracę, mieszkanie. A iż nie zajmował się dzieckiem? „Rzadko który ojciec pomaga” — mówiły.
Gdy Ola poszła do przedszkola, Hanka chciała wrócić do pracy.
— Zostań w domu — polecił Dominik. — Chcę, żeby dom był czysty, a obiad ciepły.
Pewnego dnia Hanka zobaczyła go z inną kobietą. Dominik nie zaprzeczył:
— Utrzymuję was. Masz wszystko. Mężczyzna ma prawo do niewinnych zabaw.
Hanka postawiła sprawę na ostrzu noża — jeżeli nie zerwie z tamtą, odejdzie.
— Na co będziesz żyć? — tylko spytał.
Nazajutrz spakowała walizki i wyprowadziła się do matki.
— Chcę do taty! — jęczała Ola w nowym miejscu.
Dominik przysyłał pieniądze, ale nie interesował się córką.
— Dlaczego jej nie kocha? Może to nie jego dziecko? — pytała matka.
— Od początku nie chciał dzieci — płakała Hanka. — Ja zostałam sama.
Minęły lata. Ola zaczęła grozić, iż ucieknie do ojca.
— Jesteś złą matką! Tato nie każe mi jeść ani zakładać czapki!
Pewnego dnia Hanka wybuchnęła:
— jeżeli jestem zła, idź do niego!
— Pójdę! — krzyknęła Ola.
Następnego dnia nie wróciła ze szkoły. Okazało się,Po miesiącu Ola wróciła z płaczem, a Hanka przytuliła ją mocno, wiedząc, iż teraz już zawsze będzie dla córki wystarczająca.