Koniec z tolerowaniem – odkrycie niewytłumaczalnej obojętności.

polregion.pl 3 godzin temu

Weronika nie zamierzała już tego znosić. Nie rozumiała, dlaczego Krzysztof tak się do niej odnosi przestał kochać? Tego wieczoru znów wrócił późno i położył się spać w salonie.

Rano, gdy wyszedł na śniadanie, Weronika usiadła naprzeciw niego.
Krzysiu, powiesz mi, co się dzieje?
O co ci chodzi?
Pił kawę, unikając jej wzroku.
Od kiedy urodzili się chłopcy, bardzo się zmieniłeś.
Nie zauważyłem.
Krzysiu, żyjemy jak sąsiedzi od dwóch lat. To zauważyłeś?
Słuchaj, a czego się spodziewałaś? W domu wiecznie rozrzucone zabawki, śmierdzi kaszką, dzieci wrzeszczą… Myślisz, iż komuś się to podoba?
Krzysiu, to przecież twoje dzieci!

Zerwał się, nerwowo chodząc po kuchni.
Normalne matki rodzą jedno dziecko, które cieszy się grzecznie w kącie. A ty od razu dwoje! Mama ostrzegała, a ja nie słuchałem takie, jak ty, tylko potrafią płodzić!
Jakie, Krzysiu?
Bez celu w życiu.
To ty kazałeś mi rzucić studia, bo chciałeś, żebym poświęciła się rodzinie!

Weronika opadła na krzesło. Po chwili dodała:
Myślę, iż powinniśmy się rozwieść.
Zastanowił się, po czym odparł:
Zgoda. Tylko bez alimentów. Sam ci będę dawać.

Odszedł. Powinna płakać, ale z pokoju dziecięcego dobiegł hałas. Bliźniaki się obudziły.

Tydzień później spakowała rzeczy i wyprowadziła się do swojej izby w starej kamienicy, którą odziedziczyła po babci. Postanowiła poznać sąsiadów: z jednej strony mieszkał ponury, choć młodszy, mężczyzna, a z drugiej jaskrawa sześćdziesięciolatka. Najpierw zapukała do mężczyzny:
Dzień dobry! Jestem nową sąsiadką, przyniosłam ciasto. Może wspólna herbata?

Mężczyzna obrzucił ją wzrokiem, burknął:
Nie jem słodyczy… i zatrzasnął drzwi.

Weronika wzruszyła ramionami i poszła do Krystyny Edwardowej. Ta zgodziła się, ale tylko po to, by wygłosić przemowę:
Słuchaj, dziewczyno, ja chcę spokoju w dzień, bo wieczorami oglądam serialy. Niech twoje dzieci nie krzyczą i nie biegają po korytarzu. I żeby niczego nie dotykały, nie brudziły i nie niszczyły!

Mówiła długo, a Weronika z goryczą myślała, iż czeka ją tu trudne życie.

Zamknęła oczy, a gdy je otworzyła byli już w urzędzie. Kobieta w okularach podsunęła jej dokumenty.
Pani Żurawska? Oto papiery. Dbajcie o siebie, żeby to się nie powtórzyło.

Weronika patrzyła na papiery, aż urzędniczka się uśmiechnęła.
No co, jedziecie po swoich?

Nogi się w niej ugięły. Jan, bo tak miał na imię sąsiad, podtrzymał ją, gdy w poczekalni zobaczyli chłopców.
Mamo!

Zawisli na niej, płacząc. choćby Jan odwrócił się i otarł gwałtownie oczy.

No dość łez. Jedziemy do domu.

Życie powoli wracało do normy. Krystyna Edwardowa nie wychodziła już ze swojego pokoju. Weronika, dzięki Janowi, znalazła pracę w fabryce i nie musiała liczyć każdego grosza. Martwiła się tylko, iż Jan stał się jeszcze bardziej posępny. Pewnego dnia upuściła jego kurtkę z kieszeni wypadł telefon, a na ekranie… ona. Uśmiechnęła się i poszła do niego.

Wiesz, Janie… Bałam się powiedzieć zbyt wiele. Ale najgorsze to żałować słów, których się nie zdążyło wypowiedzieć… Ożeń się ze mną?

Jan długo na nią patrzył. W końcu wziął jej twarz w dłonie i powiedział:
Nie umiem mówić ładnie. Po prostu wiedz, iż zrobię dla was wszystko.

Idź do oryginalnego materiału