- Trójka dzieci to niezła robota – mruknęła psia znajoma rano (rozmawiałyśmy o gminnych inwestycjach i doszłyśmy do wątku trzech planowanych trzech zmian w szkole Mieszka, co młodego nie obejmie, bo to maluchy są tak wrabiane).
- Nie jest źle, ale rzeczywiście na nic nie ma czasu. Kojarzysz Izę z mojego osiedla?
- Taka wysoka blondyna?
- Tak. Ja zawsze o niej myślę, iż gdyby ją przenieść w czasie do drugiej wojny światowej, to ona była by taką Helgą. Ubrana w niemiecki mundur z tą zatykającą i onieśmielającą urodą.
- Dobrze by tam pasowała…
- I co ją widzę, a ona jest sama chyba choćby dłużej niż ja, to się mnie pyta: Masz już kogoś? I ja za każdym razem się zastanawiam jak miałabym kogoś zmieścić. Wstajemy po piątej, kładę się spać koło 23-ciej i może było by łatwiej z kasą, ale to przecież nie ma czegoś za nic.
- Nigdy nie ma czegoś za nic. Ja to myślę, iż jak kiedyś NIE będę mieć żadnych zwierząt to wyjadę stąd. Spierniczę na zawsze.
- Ja mówię dzieciom, iż otworzę sierociniec w Indiach, jak się martwią, iż będę się nudzić, gdy się wyprowadzą.
- Mogłabyś?
- Nie boję się tego.
- A wiesz, iż Hindusi czasem mogą chcieć wykorzystać blondynkę?
- Myślisz, iż 60-letnia JA będzie kusząca dla Hindusów?
- Ludzie się różnie starzeją.
Niemniej jednak los mnie pokarał za tę pozorną siłę, bo znowu mam zapchany zlew w kuchni. Ja z niego NIE korzystam – chciałam go TYLKO umyć i woda znowu stoi. Wczoraj udrożniłam umywalkę w jednej łazience, a dziś to. Widzę swoją przyszłość w hydraulice, bo KIEDYŚ będę w tym mistrzem.