Laptop został rozbity, a teściowa nas oskarżyła
Krzysztof i Zosia postanowili uczcić rocznicę poznania w przytulnej kawiarence w centrum Wrocławia. Wrócili do domu po północy.
— Nareszcie się zjawiliście! — przywitała ich z progu matka Krzysztofa, Bogumiła, ze skrzyżowanymi ramionami. — Gdzie was nosiło? Ja tu sama z wnukami się męczę!
— Mamo, co się stało? — zdziwił się Krzysztof. — Przecież uwielbiasz dzieci Marty.
— Ciężko było z nimi posiedzieć? — dodała Zosia, zdejmując płaszcz.
— Wy się bawicie, a ja tu haruję! — odcięła teściowa. — A gdzie jest matka tych wnuków?
— Jest zajęta, a wy, znaczy się, odpoczywacie! — Bogumiła wskazała na kuchnię. — Pozmywajcie naczynia! Nacieszyliście się — teraz do roboty!
Krzysztof, marszcząc brwi, otworzył laptop. Nagle jego wzrok znieruchomiał, a dłonie zacisnęły się na klapie. Zobaczył coś, od czego krew zastygła mu w żyłach.
Po ślubie Krzysztof i Zosia wynajmowali mieszkanie. niedługo jednak musieli się przeprowadzić do teściowej — brakowało pieniędzy. Rodzice Zosi mieszkali w kawalerce z jej młodszym bratem, więc dla młodej pary nie było tam miejsca. Krzysztof zmienił pracę: zarobki były niższe, ale obiecywano mu awans.
— Zosiu, to tylko tymczasowe — przekonywał Krzysztof. — U mamy pożyjemy, a przy okazji zaoszczędzimy. Sama jest, siostra tylko czasem wpada z wizytą, zostawia wnuki. Damy radę.
— Mogłabym dorabiać, ty też — zaproponowała Zosia.
— Co, harować całą dobę? — wybuchnął Krzysztof. — Cały dzień w biurze, a potem jeszcze gdzieś biegać? Do domu tylko spać? A kiedy żyć?
— A życie z twoją mamą to będzie życie? — westchnęła Zosia.
— Rozumiesz, nie ma pieniędzy! jeżeli spodoba nam się u mamy, szybciej uzbieramy na własne mieszkanie.
Zosia milczała. Mieszkanie z teściową nie było jej marzeniem. Widziała siostrzeńców Krzysztofa, dzieci jego siostry Marty, tylko raz na ślubie. Hałaśliwe, rozpieszczone — nie wywarły na niej dobrego wrażenia. Ale wyboru nie miała.
— No i co w tym złego? — przywitała ich Bogumiła. — Lepiej niż płacić obcym za czynsz. Rachunki dzielimy na troje: wy dwie części, ja jedną. Na jedzenie składać się tak samo. Ja kupuję, gotuję. Wy sprzątacie.
— Dobrze, mamo — zgodził się Krzysztof. — Zosia, w porządku?
— Tak… — wyszeptała.
Na początku wszystko szło gładko. Młodzi wracali na gotową kolację, rano czekało na nich śniadanie. Zosia po pracy dorabiała w internecie, ale weekendy psuły wizyty siostrzeńców. Marta prawie się nie pojawiała, zostawiając dzieci od piątku do niedzieli.
Sprzątanie przy nich było niemożliwe: dzieci robiły bałagan, grzebały we wszystkich kątach, potrafiły wtargnąć do sypialni, gdy Zosia z Krzysztofem spali.
— Krzysiu, niech mama zabierze dzieci — prosiła Zosia. — Jeszcze śpimy!
— To przecież dzieci — machnął ręką. — Moje siostrzeńce, więc i twoje. Wytrzymaj.
— Pracowałam pół nocy!
— Nikt ci nie kazał. Dobra, wstaję. Mam spotkanie z kumplami, jedziemy na ryby. Wrócę wieczorem.
— A ja? Znowu sama zostanę?
— Mama jest w domu. Chcesz spokoju? Daj im swój laptop, niech grają.
— Świetny pomysł! Daj swój — warknęła Zosia.
— U mnie są dokumenty — odciął się Krzysztof. — A u ciebie co, ważniejsze?
— Mam projekt, dziś deadline! — zawołała. — Idź, sama się tym zajmę.
Takie sytuacje powtarzały się często. Krzysztof wychodził z kolegami: raz na ryby, raz na grilla, raz na spacer. Tym razem znów wyszedł.
Bogumiła karmiła dzieci.
— Zosiu, siadaj — rzuciła. — Naleśników mało, ale tobie wystarczy. Krzysztof powiedział, iż dzieci mogą pograć na twoim laptopie.
— To nieprawda! — oburzyła się Zosia. — Nie obiecywałam. Mam tam pracę, dziś deadline.
— Jakaś ty chciwa — prychnęła teściowa. — Jesteśmy rodziną! Marta swojego laptopa nie daje, bo drogi.
— Mam całą tygodniową pracę! — odcięła Zosia. — Zaraz będę pracować.
— Pozmywaj naczynia — rzuciła Bogumiła, sięgając po telefon.
Zosia myła naczynia, wściekła, iż nikt w domu nie sprząta choćby filiżanki. Teściowa już gadała przez telefon:
— Grażyno, oczywiście się spotkamy! Za godzinę w galerii. Kto hałasuje? Wnuki. Spokojnie, Zosia z nimi posiedzi. Niech się trenuje, skoro swoich nie ma.
Zosia o mało nie upuściła talerza. Cicho wyszła z kuchni, spakowała się, wzięła laptopa i wyszła. Teściowa milczała — widocznie planowała oznajmić swoje wyjście w ostatniej chwili.
Zosia poszła do internetowej kawiarni, gdzie często pracowała. Usadowiwszy się w kącie, zamówiła kawę i zagłębiła się w projekt. Po pół godzinie zadzwonił Krzysztof:
— Zosiu, gdzie jesteś? O co chodzi?
— Pracuję — spokojnie odparła. — Dziś deadline.
— Mama w panice! Gdzieś ty się podziała?
— Nie mogę pracować w tym hałasie — odcięła.
— Zrujnowałaś mamie spotkanie z koleżanką!
— Niech zaprosi ją do domu.
— Z tymi urwisami?
— To sam z nimi posiedź, a mamę puść. Mają swoją matkę!
— Wymyślasz — warknął Krzysztof.
— A może to wy wymyślacie? — odparowała Zosia. — Mama tak chętnie nas przyjęła, a my za to płacimy. W tym miesiącu zabrakło jej na jedzenie, wzięła od nas dodatkowe dwieście złotych. Tego nie widzisz?
— Jesteś małostkowa! — rzucił.
— A ty na co wydajesz pieniądze? — wybuchnęła Zosia. — Na mamę — ani grosza, wszystko ja. A na kolegów zawsze masz! Dwanaście dni w miesiącu twoi siostrzeńcy jedzą na nasz koszt. Mama kupuje im słodycze, lody, a nam — nic. Najlepszy kawałek — dla nich. Marta zabiera ich z pełnymi torbami. Gdy wynajGdy w końcu zamknęli drzewi swojego nowego mieszkania, Zosia westchnęła z ulgą, zadowolona, iż teraz ich życie było tylko ich i iż nikt już nie będzie ingerował w ich decyzje, a ich kolejna rocznica poznania będzie świętowana bez kłótni i nieporozumień.