Zniknięcie starszej pani – reakcja mieszkańców poruszyła wszystkich

newskey24.com 3 tygodni temu

Stara Pani Zniknęła z Przystanku Ale To, Co Zrobiło Miasto, Roztopiło Serca

Przystanek na rogu Lipowej i Trzeciej miał swój własny mikroklimat. Latem liście plotły koronkę ze światła na chodniku. Zimą para z piekarni naprzeciwko unosiła się wokół szklanej wiaty jak ciepłe westchnienie. Miejsce było zwyczajne trzy ławki, rozlatująca się mapa linii, wygnieciony kosz a jednak mieszkańcy Brzozogrodu przywykli do pewnego rytuału.

Codziennie o 8:15 rano pojawiała się tam pani Ada Nowak w granatowym wełnianym płaszczu, choćby w upały, bo kieszenie idealnie mieściły dwie książki i worek czerstwych okruchów dla wróbli. Na głowie miała kapelusz z jedwabnym kwiatkiem i witała kierowcę autobusu po imieniu. Czasem wsiadała, czasem nie. Ważne, iż przychodziła uśmiechnięta, powolna i niezawodna jak zegar na Rynku.

Aż pewnego wrześniowego wtorku nie przyszła.

Najpierw nikt nie zauważył. Ludzie się spóźniali, autobus odjechał wcześniej, w piekarni ustawiła się kolejka. Ale gdy autobus zasyczał i odjechał, baristka z kawiarni Kasia Kowalska, dziewiętnaście lat i wieczny wyścig z czasem przebiegła przez ulicę, by postawić kubek gorącej herbaty na ławce. Dla pani Ady, powiedziała do nikogo, bo zawsze tak mówiła, gdy tylko zobaczyła granatowy płaszcz. Zmarszczyła brwi. Na ławce leżały tylko okruchy z wczoraj i starannie złożony kawałek czegoś miękkiego.

Szalik. Błękitny jak bezchmurne niebo, z metką przyszytą do rogu.

Kasia podniosła go i przeczytała: jeżeli jest Ci zimno, to Twój. A.N.

Rozejrzała się po Lipowej. Żadnego kapelusza. Żadnych książek. Żadnej pani Nowak.

Na drugim końcu miasta Ola Borkowska wpatrywała się w migający kursor. Jako młoda reporterka Kroniki Brzozogrodzkiej dostała zadanie opisania porządku obrad rady miasta i listy dziur w drodze, które zostaną załatane w miarę możliwości budżetowych. Telefon zadzwonił.

Kasia K.: Coś jest nie tak.
Ola B.: Co się stało?
Kasia K.: Pani N. nie przyszła. Nie opuszcza dni. I zostawiła szalik.

Oli nie trzeba było tłumaczyć. Każdy w promieniu pięciu przecznic wiedział, kim jest pani N.. Gdyby przystanek miał swoją patronkę, byłaby to Ada Nowak.

Ola zarzuciła aparat na ramię. Wychodzę, powiedziała redaktorowi. Temat ludzki.

Redaktor, Marek siwe włosy, oddech kawosza, serce ze złota choćby nie podniósł wzroku. Tylko niech ten ludzki temat będzie zainteresowany.

Na zewnątrz powietrze szczypało w nosy. Ola dotarła na przystanek, gdzie Kasia stała z rękami schowanymi w fartuchu i granatowym szalikiem owiniętym wokół szyi. Kubek herbaty stał na ławce, para unosiła się leniwie, jakby herbata zastanawiała się, co robić dalej.

Zostawiła to, powiedziała Kasia, dotykając szalika. Nigdy Nigdy nie zostawiała szalików. Zawsze je rozdawała. Tego bezdomnego za biblioteką? Dziecko, które stało tu zimą bez kurtki? Zawsze je komuś wręczała. A teraz po prostu zostawiła Głos Kasi się załamał.

Ola rozejrzała się. Drzwi piekarni otwierały się i zamykały, dzwoniąc. Listonosz, Jan Nowicki, przerwał trasę i skinął głową. On też był częścią tego przystankowego mikroklimatu.

Widziałeś ją w tym tygodniu? spytała Ola.

Jan podrapał się po brodzie. Wczoraj karmiła wróble. Dała mi miętówkę, powiedziała, iż powietrze jest «ostre, jak do myślenia». Zawsze mówi takie rzeczy. Odparłem, iż nie miałem ostrej myśli od liceum. Roześmiała się.

Ola też się uśmiechnęła, ale gwałtownie się opamiętała. Ławka wyglądała dziwnie bez granatowego płaszcza opartego o rozkład jazdy.

Nie wsiadła dziś do autobusu, powiedział czyjś głos. Autobus linii 7 zatrzymał się ponownie z westchnieniem. Kierowca, pięćdziesięciolatek z podwiniętymi rękawami, wychylił się. Janek, przedstawił się. Jeżdżę tędy od ośmiu lat. Wsiada we wtorki i czwartki. Dziś zwolniłem, na wszelki wypadek. Ale jej nie było.

Wiesz, dokąd jeździ? spytała Ola.

Janek wzruszył ramionami. Czasem do biblioteki. Czasem do parku. Raz powiedziała, iż autobus to rzeka, a ona lubi się unosić. Nie pytałem o mapę.

Pod ławką leżał drugi szalik, koloru miodu. Ola sięgnęła po niego i strzepnęła kurz. Była tam ta sama metka. jeżeli jest Ci zimno, to Twój. A.N.

Dwa szaliki, powiedziała Ola. To nie przypadek.

Kasia miała już łzy w oczach, okrągłe i nagłe. Co jeżeli coś jej się stało, Olu?

Może po prostu jest gdzie indziej, odparła Ola. Sprawdźmy. Zwróciła się do Janka. Możesz mnie zabrać na pętlę? Wrócę przed Twoim kursem o 10:05.

Janek wskazał kciukiem na drzwi. Wsiadać na rzekę.

Ola już miała się uśmiechnąć, ale się zatrzymała. Kasia, możesz powiesić kartkę? «Czy ktoś widział panią Nowak?» Albo nie, to brzmi strasznie. Może: «Szukamy Ady. Opowiedz nam swoją historię». Podaj numer kawiarni. Ludzie do Ciebie mówią.

Dobrze, odparła Kasia, przybierając biznesowy ton. I postawię dzbanek herbaty tutaj. Dla tych, co czekają.

Autobus linii 7 sunął przez Brzozogród jak koralik na sznurku. Ola obserwowała miasto przez okno: pan Wiśniewski zamiatający schody przed fryzjerem, para biegaczy w odblaskowych kurtkach, dzieciaki ciągnące się w stronę murali na domu kultury z plecakami jak kule u nogi. Spytała trójkę pasażerów, czy znają Adę; wszyscy znali.

Dała mi ołówek, powiedział ośmiolatek. Powiedziała, iż jest do zapisywania rzeczy, które wiem, ale zapominam powiedzieć.

Kazała mi nie czekać na idealny dzień, żeby zadzwonić do siostry, dodała kobieta w czerwonym płaszczu, sięgając po telefon. Zadzwoniłam tego samego pop

Idź do oryginalnego materiału