Znalazłem ukrytą notatkę w sukience z second handu – to, co wydarzyło się potem, wciąż wydaje się czarowne

newsempire24.com 3 dni temu

Znalazłam notatkę schowaną w sukience z second-handu – to, co się potem stało, wciąż wydaje się magiczne.

Zawsze byłam taką dziewczyną, która raczej się wtapia w tłum, niż się z niego wyróżnia. Nauczyciele mówili o mnie „obiecująca”, „pracowita”, „cicha liderka”. Ale potencjał to fajna rzecz, tylko iż nie da się za niego kupić sukni na studniówkę ani opłacić studiów.

Tata odszedł, gdy miałam siedem lat. Od tamtej pory było tylko mama, babcia Róża i ja. Wiązaliśmy koniec z końcem dzięki miłości, meblom z lumpeksu i niekończącym się zapasom babcinej herbaty ziołowej oraz mądrości. Nie mieliśmy wiele, ale wystarczało. Studniówka jednak wydawała się nieosiągalna – coś dla innych dziewczyn, nie dla kogoś takiego jak ja.

Gdy szkoła ogłosiła datę balu, choćby nie wspomniałam o tym w domu. Wiedziałam, iż nie stać nas na wystawną sukienkę, zwłaszcza iż mama łączyła dwie prace dorywcze, a babcia miała rosnące rachunki za leki.

Ale babcia – to prawdziwy cudotwórca.

„Nigdy nie wiesz, jaki skarb ktoś zostawił” – powiedziała pewnego popołudnia, mrugając do mnie. „Chodźmy na szaleństwo.”

Miała oczywiście na myśli lumpeks, jej wersję domu towarowego. Przez lata znalazłam tam mnóstwo skarbów: vintage’owe bluzki, prawie nowe buty, raz choćby skórzaną torbę z metką z oryginalnego sklepu. Babcia wierzyła, iż wszechświat ma sposób, by przysłać nam to, czego potrzebujemy. Tego dnia znów miała rację.

Gdy tylko zobaczyłam tę sukienkę, zamarłam.

Była granatowa, niemal czarna w pewnym świetle. Siegająca podłogi, z eleganckimi koronkami na ramionach i plecach. Wyglądała na nietkniętą – bez plam, bez przetarć. Jakby ktoś kupił ją z wielkimi marzeniami, a potem zostawił w czasie.

Cena? Pięćdziesiąt złotych.

Pięćdziesiąt.

Patrzyłam na nią, serce waliło mi jak szalone, a babcia się uśmiechała.

„Wygląda, jakby na ciebie czekała” – szepnęła.

Zabraliśmy ją do domu. Babcia od razu wzięła się do roboty, szyjąc i dopasowując. Zawsze mówiła, iż ubrania powinny leżeć „jakby były twoje”. Gdy obcinała luźną nitkę przy zamku, zauważyłam coś dziwnego – szew, który nie pasował do reszty. Ciekawość wzięła górę. Włożyłam rękę w podszewkę i poczułam… papier?

Ostrożnie wyciągnęłam małą, złożoną karteczkę, wszytą prosto w materiał.

Była pożółkła z czasem, a na niej – starannym pismem – stało:

„Do osoby, która znajdzie tę sukienkę –
Nazywam się Klaudia. Kupiłam ją na swoją studniówkę w 1999 roku, ale nigdy nie zdążyłam jej założyć. Tydzień przed balem moja mama zachorowała i zostałam w domu, by się nią opiekować. Zmarła tego lata. Nie mogłam znieść myśli o założeniu tej sukienki – ani o pozbyciu się jej – aż do teraz.
Jeśli ta sukienka trafiła do ciebie, może jest przeznaczona na twój istotny moment.
A jeżeli kiedykolwiek będziesz miała ochotę napisać… oto mój email. Bez presji. Po prostu… może daj mi znać, iż znalazła adekwatną osobę.”

Gapiłam się na tę wiadomość, czując, jakbym odkryła kapsułę czasu zakopaną specjalnie dla mnie. Pokazałam babci. Przycisnęła rękę do piersi i szepnęła: „Co za serce.”

Tej nocy napisałam do Klaudii maila. Nie wiedziałam, czy adres jeszcze działa, ale chciałam podziękować.

Napisałam:

Cześć Klaudia,
Nazywam się Zosia i właśnie znalazłam twój list w sukience z lumpeksu. Założę ją w tym roku na studniówkę. Nie wiem, jak wyglądałaby twoja studniówka, ale obiecuję, iż twoja sukienka w końcu zatańczy. Dziękuję, iż się nią podzieliłaś.
Życzę ci spokoju i wszystkiego dobrego.
–Zosia

Kliknęłam „wyślij” i nie spodziewałam się odpowiedzi.

Ale następnego ranka czekała już wiadomość:

Zosiu —
Siedzę tu i płaczę ze szczęścia.
Naprawdę nie sądziłam, iż ktoś znajdzie tę notatkę.
Cieszę się, iż sukienka trafiła do ciebie. Dziękuję, iż napisałaś.
–Klaudia

To był początek.

Przez kolejne tygodnie wymieniałyśmy z Klaudią wiadomości. Długie, krótkie, czasem tylko memy i pytania o wszechświat wysyłane późną nocą. Miała teraz czterdzieści kilka lat, pracowała jako pielęgniarka w hospicjum. Strata mamy zmieniła bieg jej życia. Powiedziała, iż mój list przypomniał jej, kim była – dziewczyną pełną marzeń, nie tylko obowiązków.

Ja też opowiadałam jej o swoim życiu – iż chciałam studiować dziennikarstwo, ale pewnie nie uda mi się opłacić studiów. Że zawsze czułam się trochę niewidzialna. Nigdy nie naciskała, po prostu słuchała.

Aż pewnego dnia zrobiła coś niespodziewanego.

Klaudia napisała, iż wraz z mężem założyli niewielkie stypendium imienia jej mamy. Miałoby trafiać do dziewczyn takich jak ja – wytrwałych, bystrWszystko zaczęło się od jednej sukienki, a skończyło się na wielu nowych rozdziałach, które pokazały mi, iż czasem najpiękniejsze historie tkwią w najmniej oczekiwanych miejscach.

Idź do oryginalnego materiału