Nie mam najmniejszej ochoty, ale pakuję rzeczy i jadę z synem Kacprem do mojej mamy, Elżbiety Kowalskiej. A wszystko dlatego, iż wczoraj, gdy spacerowałam z dzieckiem, mój mąż Marek postanowił okazać gościnność i wpuścił do naszego pokoju krewnych — kuzynkę Magdalenę z mężem Jakubem oraz ich dwoje dzieci, Zosię i Bartka. Najbardziej oburza mnie to, iż choćby nie pomyślał, żeby ze mną o tym porozmawiać! Po prostu oznajmił: „Ty z Kacprem możecie się zatrzymać u twojej mamy, tam jest dużo miejsca”. Do teraz nie mogę uwierzyć w jego bezczelność. To nasz dom, nasz pokój, a ja mam się teraz pakować i zostawiać miejsce obcym ludziom? Nie, to już przesada.
Wszystko zaczęło się, gdy wróciłam z Kacprem ze spaceru. Był zmęczony, marudził, a ja marzyłam tylko o tym, żeby go ułożyć do snu i napić się herbaty w ciszy. Wchodzę do mieszkania, a tam — kompletny chaos. W naszej sypialni, gdzie śpimy z Markiem i Kacprem, już rozgościła się Magdalena z Jakubem. Ich dzieci, Zosia i Bartek, biegają po pokoju, rozrzucając zabawki, a moje rzeczy — książki, kosmetyki, choćby laptop — zostały upchnięte w kąt, jakbym tu już nie mieszkała. Stałam jak oszołomiona i zapytałam Marka: „Co to ma znaczyć?”. A on, z takim spokojem, jakby mówił o pogodzie: „Magda z rodziną przyjechała, nie mieli gdzie się zatrzymać. Pomyślałem, iż możecie pojechać do Elżbiety Kowalskiej, tam jest wystarczająco dużo miejsca”.
Prawie się udusiłam z oburzenia. Po pierwsze, to nasz dom! Razem z Markiem płaciliśmy za to mieszkanie, urządzaliśmy je, wybieraliśmy meble. A teraz mam wyjeżdżać, bo jego krewni postanowili odwiedzić miasto? Po drugie, dlaczego choćby mnie nie zapytał? Może zgodziłabym się pomóc, gdybyśmy to wcześniej omówili. Ale nie — po prostu postawił mnie przed faktem. Magdalena, nawiasem mówiąc, choćby nie przeprosiła. Tylko się uśmiechnęła i powiedziała: „Kamila, nie przejmuj się, to tylko na dwa tygodnie!”. Dwa tygodnie? Ja nie chcę, żeby obcy ludzie dotykali moich rzeczy choćby przez dwa dni!
Jakub, mąż Magdaleny, milczy jak zaklęty. Siedzi na naszej kanapie, pije kawę z mojej ulubionej kubki i tylko przytakuje, gdy Magdalena coś mówi. A ich dzieci to osobna historia. Zosia, sześciolatka, już rozlała sok na nasz dywan, a Bartek, czterolatek, uznał, iż moja szafa to idealne miejsce do chowanego. Próbowałam delikatnie zasugerować, iż to nie hotel, ale Magdalena tylko machnęła ręką: „Oj, dzieci są dzieci, czego od nich chcesz?”. No jasne, a sprzątać pewnie mam ja.
Próbowałam porozmawiać z Markiem na osobności. Powiedziałam, iż jest mi przykro, iż podjął decyzję za moimi plecami. Wyjaśniłam, iż Kacper potrzebuje stabilności, swojego kąta, swojego łóżeczka. A wożenie trzyletniego dziecka do mamy, gdzie będzie spał na rozkładanym łóżku, to nie jest rozwiązanie. Ale Marek tylko wzruszył ramionami: „Kamila, nie dramatyzuj. To rodzina, trzeba pomagać”. Rodzina? A ja z Kacprem to już nie rodzina? Byłam tak wściekła, iż ledwo powstrzymałam łzy. Zamiast płakać, zaczęłam pakować walizki. jeżeli myśli, iż będę to cicho znosić, to się myli.
Moja mama, Elżbieta Kowalska, gdy dowiedziała się, co się stało, była wściekła. „Co, Marek teraz decyduje, kto ma mieszkać w waszym domu? — oburzała się przez telefon. — Przyjeżdżaj, Kamilka, ja was z Kacprem przygarnę, a z mężem się później rozliczysz”. Mama jest kobietą z charakterem, już gotowa była przyjechać i wykopać nieproszonych gości. Ale na razie nie chcę awantury. Chcę tylko, żeby mój syn miał wygodnie, a ja mogła spokojnie pomyśleć, co dalej.
Pakując walizkę, ciągle wracałam myślami do tego, jak Marek mógł tak łatwo nas z Kacprem wymazać z naszego własnego życia. Zawsze starałam się być dobrą żoną: gotowałam, sprzątałam, wspierałam go. A on choćby nie pomyślał, jak się poczuję, gdy zobaczę obcych ludzi w naszej sypialni. A najbardziej boli to, iż choćby nie przeprosił. Tylko powiedział: „Nie rób z igły widły”. No przykro mi, Marku, ale to nie igła, tylko całe widły, które rozłożyły się na moim łóżku.
Teraz jadęJutro, gdy emocje opadną, porozmawiam z Markiem i powiem mu, iż jeżeli naprawdę nas kocha, to wybierze nas, a nie swoją uległość wobec innych.