Zły plan miłości: zemsta, która miała zranić serce

polregion.pl 2 dni temu

Olek ożenił się z Nadzieją celowo – żeby zranić Marysię. Chciał jej pokazać, iż nie cierpi po jej zdradzie…

Z Marysią byli razem prawie dwa lata. Kochał ją szaleńczo, był gotów przenosić góry i dostosować całe życie do jej marzeń. Myślał, iż idą ku ślubowi. Ale jej ciągłe wymijanie tematu irytowało go.

— Po co teraz ślub? Nie skończyłam jeszcze studiów, a w twojej firmie nie ma ani grosza przy duszy. Nie masz porządnego samochodu ani własnego domu. I szczerze? Nie chcę mieszkać z twoją siostrą w jednej kuchni. Gdybyś nie sprzedał tamtego domu, żyłoby nam się łatwiej — taką odpowiedź słyszał od Marysi niemal codziennie.

Olekowi było przykro, ale przyznawał, iż dziewczyna ma trochę racji. On i jego siostra Ola mieszkali w rodzinnym mieszkaniu, biznes ledwo się rozkręcał, a on sam wciąż był studentem ostatniego roku. Musiał wziąć sprawy w swoje ręce, nie czekając na dyplom. Dom sprzedali wspólnie z Olą – trzeba było ratować interes rodziców.

W pół roku nazbierało się mnóstwo długów, a oboje jeszcze się uczyli. Dzięki sprzedaży spłacili wszystko, uzupełnili asortyment w sklepie i choćby odłożyli trochę pieniędzy na czarną godzinę.

Marysia natomiast uważała, iż trzeba żyć chwilą, a nie czekać na jakieś wyimaginowane jutro. Z jej perspektywy, gdy rodzice zapewniali jej wygodne życie, łatwo było tak mówić. Ale Olek od razu stał się dorosły – obowiązki wobec siostry, biznes, codzienność. Wierzył, iż będzie lepiej – dom, auto, ogród…

Nic nie zapowiadało katastrofy.

Mieli iść do kina, ale Marysia poprosiła, żeby po nią nie przychodził – sama dojedzie. Olek czekał na przystanku, aż nagle zobaczył, jak podjeżdża drogim samochodem. Wysiadła, wręczyła mu książkę i powiedziała:
— Przepraszam, nie możemy być już razem. Wychodzę za mąż. — I wsiadła z powrotem do auta.

Olek zamarł. Co mogło się zmienić w tych kilku dniach, gdy go nie było? Kiedy wrócił do domu, Ola od razu zrozumiała po jego twarzy:
— Już wiesz?
Tylko skinął głową.
— Wychodzi za bogacza. Chciała, żebym była jej świadkiem – odmówiłam. Zdrajczyni! Za twoimi plecami spotykała się z nim…

Olek przytulił siostrę, gładząc ją po włosach:
— Spokojnie. Niech będzie szczęśliwa. A my – jeszcze bardziej.

Potem zamknął się w pokoju na cały dzień. Ola próbowała go namówić, żeby wyszedł:
— No chociaż zjedz coś. Usmażyłam naleśniki…

Pod wieczór wyszedł z ogniem w oczach:
— Trzeba się przygotować.
— Do czego? Coś ci strzeliło do głowy?
— Ożenię się z pierwszą, która się zgodzi — odpowiedział zimno.
— Nie możesz! To nie tylko twoje życie — na próżno próbowała go powstrzymać siostra.
— jeżeli nie pójdziesz ze mną, pójdę sam.

W parku było pełno ludzi. Jedna dziewczyna pokręciła palcem przy skroni, druga uciekła przestraszona. Ale trzecia, patrząc mu prosto w oczy, powiedziała „tak”.

— Jak masz na imię, piękna?
— Nadzieja.

— Trzeba oblać zaręczyny! — I ciągnął Nadzię i Olę do kawiarni.

Przy stole zapanowała niezręczna cisza. Ola nie wiedziała, co powiedzieć. W głowie Ola kłębiły się myśli o zemście. Już postanowił: zrobi wszystko, żeby ich ślub też wypadł dwudziestego piątego.

— Zakładam, iż był jakiś istotny powód, by oświadczyć się obcej kobiecie — przerwała milczenie Nadzieja. — jeżeli to był impuls, nie obrażę się i pójdę.

— Nie. Dałaś już słowo. Jutro składamy papiery i jedziemy poznać twoich rodziców.

Olek mrugnął do niej:
— Po pierwsze – mówmy sobie na „ty”.

Przez cały miesiąc przed ślubem widywali się codziennie, rozmawiali, poznawali się.

— Może w końcu powiesz, dlaczego to zrobiłeś? — spytała kiedyś Nadzieja.
— Każdy ma swoje trupy w szafie — wyminął odpowiedź.
— Ważne, żeby nie przeszkadzały w życiu.
— A ty dlaczego się zgodziłaś?
— Wyobraziłam sobie, iż jestem księżniczką, którą król-tata wydaje za pierwszego lepszego. W bajkach zawsze kończy się dobrze: „I żyli długo i szczęśliwie”. Chciałam sprawdzić to na sobie.

W rzeczywistości nie było tak prosto. Wielka miłość zostawiła złamane serce i stratę – niewielką, ale jednak – oszczędności. Nauczyła ją jednak rozumieć ludzi. Zalotników, którzy się narzucali, odpędzała jednym spojrzeniem.

Nie szukała ideału, ale dobrze wiedziała, iż potrzebuje mądrego, niezależnego mężczyzny, który potrafi działać. W Olku zobaczyła determinację i poważne podejście do pracy. Gdyby nie stał tam z siostrą, tylko z kolegami, pewnie by go choćby nie zauważyła.

— Więc kim jesteś, księżniczko? — Olek zamyślony wpatrywał się w dziewczynę. — Smutną Wasylisą, piękną królewną, a może żabą?
— Pocałunkiem się przekonasz — uśmiechnęła się.

Ale nie było między nimi ani pocałunków, ani niczego więcej.

Olek sam zajął się przygotowaniami do ślubu. Nadziei pozostawało tylko wybierać spośród jego propozycji. choćby suknię i welon kupił sam.

— Będziesz najpiękniejsza — powtarzał.

W urzędzie stanu cywilnego, czekając na ceremonię, niespodziewanie spotkali Marysię z narzeczonym. Olek wymusił uśmiech:

— Pozwól, iż cię pogratuluję — pocałował byłą w policzek. — Żyj szczęśliwie ze swoją portmonetką na nogach.

— Nie rób cyrku — odparła nerwowo Marysia.

Przyglądała się uważnie wybrance Ola. Elegancka, piękna, nieI tak Olek, trzymając Nadzieję za rękę, zrozumiał w końcu, iż prawdziwe szczęście nie bierze się z zemsty, ale z cichej codzienności dzielonej z kimś, kto naprawdę kocha.

Idź do oryginalnego materiału