Czarna seria
Jak wszystkie dziewczyny w jej wieku, Kinga snuła plany — po maturze chciała studiować medycynę, zostać lekarzem. Marzyła o wielkiej, pięknej miłości na całe życie. A kto nie marzy w siedemnastu wiosnach? Ale nie wszystkim dane jest spełnić marzenia. Od czego to zależy? Gdyby tylko wiedziała…
Mama wychowywała ją sama. Jak Kinga, ona też kiedyś marzyła o księciu z bajki. Zakochała się w przystojnym chłopaku, myślała — oto szczęście. Ale on okazał się karciarzem. Rzadko wygrywał, a drobne wygrane tylko rozpalały w nim hazardowego bakcyla. Za to przegrywał grubo. Przepuszczał wszystko przy stole, brał pożyczki, wpadał w długi.
Żeby spłacić ogromny dług, związał się z półświatkiem. Na pierwszej akcji wpadł i trafił za kratki, gdzie zmarł — trudno powiedzieć, czy sam, czy mu pomogli. Pewnego dnia do Elżbiety przyszli dwaj ogoleni na zero typy, oświadczyli, iż dług męża teraz na niej, grozili. Co było robić? Oddała za długi mieszkanie z całym dobytkiem i uciekła z dwuletnią Kingą, byle gdzie. Może bandyci zrozumieli, iż więcej z niej nie wycisną, może mieszkanie pokryło większość długu — dość, iż zostawili ją w spokoju.
Elżbieta z córką osiadły w małym miasteczku pod Kielcami. Liczyła, iż żyzny, spokojny region da im przetrwać. Wynajęła pokój u starszego Ukraińca w prywatnym domu. Pieniędzy nie brał, tylko prosił o pomoc w domu i ogrodzie w zamian za dach nad głową. Żona mu zmarła dwa lata wcześniej, dorosłe dzieci mieszkały osobno.
Elżbieta się zgodziła. Sprzątała, gotowała, zbierała plony, kopała grządki… W domu z ogrodem pracy nie brakuje. Ukrainiec sprzedawał warzywa na targu, z tego żył. W lepsze dni dawał Elżbiecie trochę grosza na ubrania dla córki, a czasem sam kupował im podarunki. Elżbieta wiedziała, do czego to zmierza. Gdy oświadczył, iż chce ją poślubić, nie była zaskoczona. Ukrainiec był niski, łysy, z brzuchem i dwadzieścia lat starszy. Nie podobał się jej, ale co miała robić? Nic nie miała, uciekać nie było gdzie.
Obiecał, iż po jego śmierci dom z działką przejdą na nią i Kingę. Elżbieta przystała. Życie z nim nie było radością, te kilka lat ciągnęło się jak wieczność, ale wyboru nie miała.
Gdy Ukrainiec umarł, Elżbieta odetchnęła z ulgą. Wreszcie wolna, w swoim domu. Czego chcieć więcej?
Kinga wyrosła na prawdziwą piękność. Śniada cera, szare oczy, pełne usta, prosty nos, ciemne, gęste, falujące włosy. Sylwetka jak malowana. Mężczyźni — i młodzi, i starsi — obracali głowy za nią. Jak tu się nie bać o córkę?
Elżbieta wychowywała Kingę surowo. Bała się, iż powtórzy jej los, więc w kółko powtarzała: „Nie patrz na urodę, szukaj mężczyzny statecznego, z głową na karku”.
— Z taką urodą masz asa w rękawie — mawiała.
(Przeszłość z karciarzem odcisnęła piętno).
Codziennie przypominała, by nie wdawała się z wczasowiczami. Użyją i pojadą, a ona zostanie sama, broń Boże z dzieckiem. Tylko któKinga westchnęła głęboko, spoglądając w rozgwieżdżone niebo, i zrozumiała, iż dopiero teraz, po wszystkich burzach, zaczyna się jej prawdziwa droga.