Dzisiaj zapiszę coś w pamiętniku, bo tego wieczoru działy się rzeczy, które zmusiły mnie do refleksji.
„Dobry wieczór, państwo. Sąsiadka z dołu zgłosiła hałas i krzyki z waszego mieszkania” – na progu stał dzielnicowy. „Mogę wejść?”
„Oczywiście” – odpowiedziała drżącym głosem Wiola. „Tylko uspokoję dziecko.”
W rzeczywistości Wiola nie drżała z powodu wizyty policjanta, ale dlatego, iż znów została pobita przez męża. Tym razem za to, iż wylała całą wódkę do toalety. Kiedy Tadeusz to odkrył, wpadł w szał:
„Ja ciężko pracuję na budowie, a ty w domu siedzisz na tym swoim macierzyńskim! Jestem mężczyzną i mam prawo się zrelaksować! Idź i kup mi butelkę!”
„Nie pójdę” – odparła Wiola. „Codziennie jesteś pijany, Jasiek już się ciebie boi. Ma rok, a już tyle widział! Dość tego picia, Tadeusz!”
Pod płacz dziecka znów ją uderzył. Hałas usłyszała sąsiadka, Bronisława Janowska, i jak zwykle w takich sytuacjach – zadzwoniła na policję.
Bronisława Janowska była… specyficzna. Trudno powiedzieć, by sąsiedzi ją lubili – raczej jej nie znosili. Na każdego z nich kiedyś doniosła – nie tylko na policję, ale też do administracji, spółdzielni, a choćby do opieki społecznej.
„Pani urzędniczko, ten chłopiec z piątego piętra wygląda na głodzonego! Matka chodzi taka zadowolona, to pewnie ćpa albo co gorsza” – dzwoniła do opieki.
Pracowniczka przyjęła zgłoszenie i obiecała „zająć się sprawą”. Tymczasem matka Jasia, który był po prostu na diecie z powodu nadwagi, przeżyła szok, gdy do drzwi zapukała cała komisja.
Młodsi mieszkańcy kamienicy nie wiedzieli, iż przed laty Bronisławę i jej męża napadli złodzieje. Mąż zmarł od ran, a ona nigdy nie podniosłą się po tej tragedii.
„Sprzątnij po swoim psie, bo będzie źle!” – krzyczała na młodego sąsiada, który właśnie wyszedł z owczarkiem.
„Jak ci się nie podoba, to sobie posprzątaj, stara jędzo” – burknął chłopak.
Następnego ranka pod jego drzwiami leżała psia kupa… w którą wszedł prosto w nowych białych adidasach.
„Żeby cię!” – wrzasnął, sprzątając „dzieło” swojego psa.
Tymczasem za firanką uśmiechała się zadowolona starsza pani. Od tamtej pory chodniki wokół osiedla były czyste – plotka rozniosła się gwałtownie wśród właścicieli psów.
„Więc o co chodzi?” – dzielnicowy rozejrzał się po pokoju, gdzie w łóżeczku płakał mały Jaś.
„Nic” – mruknął Tadeusz. „Oglądałem mecz i za głośno komentowałem. Nie mogą normalnie strzelić, czołgają się po boisku jak ślimaki!”
Wiola spojrzała na męża przestraszona. Wiedziała, iż musi podtrzymać jego kłamstwo, bo inaczej będzie jeszcze gorzej.
„Tak, to przez telewizor” – wyszeptała. „Przepraszam.”
Dzielnicowy westchnął. Znał to – najpierw bronią swoich oprawców, a potem bywa za późno.
„Dostaniecie upomnienie, ale następnym razem będzie mandat” – powiedział. „I nie przede mną się tłumaczcie, tylko przed sąsiadką. Szkoda, iż nie wszyscy są tak czujni.”
Gdy policjant wyszedł, Tadeusz syknął przez zęby: „Następnym razem z tobą skończę, zanim zdążysz piszczeć.”
Wiola stała, trzymając synka, i przeklinała dzień, w którym poślubiła Tadeusza.
„Nie pasuje do ciebie” – mówiły przyjaciółki. „Jesteś wesoła, a on ma ten dziwny wzrok.”
Ale Wiola nie słuchała. Myśła, iż to miłość, choć to była tylko przemoc.
Pewnego dnia koledzy z pracy przyszli z życzeniami na Dzień Kobiet. Wiola ucieszyła się, widząc ludzi ze swojego dawnego życia.
„Wracaj do pracy, pomożemy z żłobkiem” – powiedziała szefowa.
Gdy Tadeusz wrócił, choćby się nie przywitał. Koledzy gwałtownie wyszli, nie chcąc być powodem kłótni.
„Więcej ich tu nie chcę! Zwłaszcza tego twojego Krzysia!” – wrzasnął.
„To mój kolega! Ma własne dziecko!”
„Więc Jasiek jest jego?! Wynoś się z tym bękartem!”
Wiola, w samej koszuli nocnej i boso, wyszła z płaczącym Jasiem na klatkę.
„Co tu się dzieje?” – na schodach stała Bronisława Janowska.
Ku zaskoczeniu Wioli, zamiast krzyczeć, zabrała ich do siebie.
„To mój Staszek” – powiedziała, wskazując na zdjęcie męża. „Żyliśmy w zgodzie, nie jak wy.”
Przez dwa dni Wiola mieszkała u Bronisławy. Sąsiadka kupiła dla Jasia ubrania, wydając swoje oszczędności.
W końcu przyszedł dzielnicowy z wiadomością, iż Tadeusz jest zatrzymany – zaatakował Krzysia w przypływie zazdrości.
„Niech gnije” – mruknęła Bronisława.
Ślusarz wymienił zamek, a dla Wioli zaczęło się nowe życie.
„Dziewczyno, ja ci pomogę” – powiedziała sąsiadka.
Wkrótce Wiola się rozwiodła, wróciła do pracy, a Bronisława stała się dla Jasia „babcią”. Sąsiedzi przestali nazywać ją jędzą – teraz mówili:
„Nasza ciocia Bronia.”
*Dzisiejszy dzień uświadomił mi, iż choćby najciemniejsza chmura ma srebrną podszewkę. Czasem pomoc przychodzi z najmniej oczekiwanej strony.*