Tytuł tego robionego w sumie na
szybko wpisu nijak się ma do piosenki nieżyjącego już Jacka
Skubikowskiego pod tym samym tytułem. Odnosi się raczej do szeroko
pojętej wolności słowa, czy też może cenzury jaką w tej
koncepcji czyni idea poprawności – ha tfu – politycznej. U nas –
w porównaniu z Zachodem, bo w porównaniu z, powiedzmy, zeszłą
dekadą to nie – ta koncepcja jeszcze mocno kuleje, ale w takiej
Wielkiej Brytanii za nie takie słowo trafić można do ancla (i
spokojnie robić sobie tatuaże; w innych wypadkach – chyba żeś
marynarz albo Maorys – to bardzo wątpliwa ozdoba). Tak zwane
społeczeństwa obywatelskie dążą choćby do tego, żeby
nieprawomyślne słowa dławione były nie przez sądy, a już w
głowie (autocenzura – cytując klasyka – bezboleśnie kastruje).
Po co mają hulać po ulicach Berlina czy Brukseli.
Symbol końca Cywilizacji Europejskiej
I tak razu
pewnego pomyślałem sobie w głowie o polskich słowach, które
niedługo pewnie trafią na indeks. Odnoszących się mianowicie do
przywar innych nacji. Od razu zaznaczam: nie mam nic przeciw polish
jokes – pracując za granicą zauważyłem, iż poniekąd sami
sobie zapracowaliśmy na takie postrzeganie (poniekąd – gdyż
czasem wraże nam kraje specjalnie zohydzają wizerunek Polski, vide
niemiecka – bo czyja – akcja pod hasłem pojedź do Polski, twój
samochód już tam jest). Niejaki Wolter, persona oślizgła i pióro
do wynajęcia, twierdził w tej swojej Francji, iż jeden Polak to
istny czar, dwóch Polaków – to awantura, trzech Polaków – to
już polski problem. Cóż.
Polski landszaft - na uspokojenie
Wracając jednak do meritum: zadałem sobie
pytanie czym się różnią czasowniki oszwabić i ocyganić. Miałem
swoją koncepcję, ale popytałem kilka osób, ba, choćby zadałem je
w mediach społecznościowych (większość odpowiedzi – bez
zaskoczenia – była pomocna niczym szklanka wody podana tonącemu).
Jedno i drugie słowo znaczy mniej więcej oszukać kogoś, ale to
pierwsze ma zdecydowanie większą wagę. Opisuje działanie z
premedytacją, zaplanowane (wiadomo: Ordnung must sein, a Szwabia to
przecież kraina w Niemczech). Drugie to takie bardziej okłamywanie
(cyganić można w trzy karty – stwierdził kolega), w tym słowie
jest brzęk wytwarzanych kotłów, rżenie konia napojonego przez
sprzedawcę alkoholem by miał większy wigor (i z pomalowanymi
zębami, by nie było widać wieku). Ocyganiony możesz zostać też
na własne życzenie, przez głupotę czy nadmierną pazerność.
Przy oszwabieniu nie ma o tym mowy.
Kawałki Akropolu w Londynie - wyjudzone czy wycyganione?
Z Cyganami miałem
do czynienia – już tymi osiadłymi, zajmującymi się poza
uczciwymi działalnościami także okradaniem domów starych ludzi na
wsi – więc dla mnie słowo ocyganić też w sumie nie jest
pozytywne. Nie wzięło się znikąd. Niedaleko mojej wioski – póki
jeszcze Cyganie byli w Polsce wolni – na zimę na polanie rozbijał
się tabor. Któregoś razu zaproszono wszystkich okolicznych
gospodarzy na cygańskie wesele. Zabawa podobno była przednia, były
tańce, wódka, a po powrocie okradzione gospodarstwa. Kto poszedł,
sam się dał ocyganić. Swoją drogą wędrownych Cyganów można
spotkać jeszcze na Bałkanach. Któregoś razu – byłem z
wycieczką w Bułgarii – zatrzymaliśmy się autokarem na przerwę
fizjologiczną, podle Nesebyru. Jeden z podopiecznych stwierdził, iż szybciej
będzie iść w krzaki. Wrócił pogryziony – na szczęście lekko
– przez psy, pilnujące nieodległego obozowiska owych współczesnych
koczowników.
Cygańskie koczowisko
Ale jak to – zapyta ktoś – na grupy Sinti czy
Roma mówić Cyganie? A tak, Nie dajmy się ogłupić – i
wykastrować przez autocenzurę. Nie wolno mówić Eskimos czy Murzyn
(a to wspaniałe polskie słowa zawierające w sobie tajemniczą
egzotykę), nie wolno używać słowa Żyd w jednym zdaniu z takimi
wyrazami jak Gaza i ludobójstwo. No proszę ja Was. Co innego jest
tradycyjne w tamtych rejonach Świata wzajemne się mordowanie, a co
innego zaplanowana akcja eksterminacji ludności.
Typowy obrazek z Zachodniego Brzegu
Ale wróćmy do
tych słów. Oprócz oszwabienia czy ocyganienia jeszcze jedna grupa
dała nam słowo oznaczające przywłaszczanie cudzego mienia. W tym
wypadku to akurat kradzież bezczelna i hurtowa, bo słowo to to
zaiwanić (nie mylić z zaiwaniać, co oznacza po prostu bardzo
szybko się przemieszczać). prawdopodobnie ma to związek z bratnią wizytą
Armii Radzieckiej, w której co drugi był Iwan, a która wchodząc
do Polski kradła wszystko jak leci (a może sięga to czasów
carskich – w Kongresówce przecież Moskale też brali wszystko co
im wpadło w łapy). O dziwo nie powstał taki czasownik dotyczący
haniebnej wizyty Szwedów w XVI wieku.
Armia Czerwona i ślady jej przemarszu - Kostrzyn nad Odrą
Jak chodzi o Wschód znam
jeszcze dwa czasowniki dotyczące ludzkich zachowań. Są one chyba
dużo mniej znane od wyżej wymienionych. Mianowicie bojarzyć i
bisurmanić. Bojar, bojarzyn, to na Wschodzie odpowiednik szlachty. W
Moskwie tworzyli dumę bojarską, coś na kształt sejmiku, byli
zapewne dość swarliwym towarzystwem, bo co i rusz któryś car –
zgodnie z odziedziczonymi po Mongołach tradycjami – robił im
czystkę. W Wielkim Księstwie Litewskim był to później
szlachcic-posensjonat, panosza taki. Stąd i słowo bojarzyć znaczy
tyle co panoszyć się, także w tym nie najlepszym wydaniu. Bisurman
z kolei to określenie mahometanina. Z wyznawcami Islamu mieliśmy
do czynienia głównie poprzez sponsorowanych przez Turcję Tatarów.
A jako, iż nacja ta nieźle nam w Rzeczypospolitej łobuzowała, to
i w końcu bisurmanić zamiast, jak turczyć, oznaczać przejście na
wiarę Proroka znaczyć zaczęło rozrabiać. Rozbisurmaniony urwis
będzie więc traktował zasady i ład społeczny z olbrzymią
dezynwolturą.
Twierdza w Akermanie, gdzie spotkać się mogli bojarzy i bisurmani
Takich - przez tych wszystkich nowocześniaków
uważanych za brzydkie – słów pozostało więcej, choć na tę
chwilę nic nie przychodzi mi do głowy. Poza jednym używanym przez
moją śp Babcię – umurzać, umurzyćsię. To chyba najgorsze (dla owych
ojkofobów) słowo – znaczy bowiem ubrudzić się na czarno,
uczernić. Jako, iż byłem szczęśliwym dzieckiem często używała
onego czasownika i przymiotnika w stosunku do mnie (dzieci, jak
wiadomo, dzielą się na czyste i szczęśliwe; umurzane, znaczy się). W przededniu
Święta Niepodległości zwracam się do W. Sz. Czytelników, by nie
dali się zbrukselizować i, w przeciwieństwie do wykastrowanych
mentalnie kognitywnych immakulat, nie dali sobie odebrać bogactwa
naszego niesamowicie trudnego języka.
Muzeum Narodowe w Warszawie 11. listopada
A. A. No tak. Jest
jeszcze jedna grupa od której powstały takie tytułowe złe słowa.
Zresztą już o nich wspominałem. I nie chodzi mi o czasownik
żydzić, oznaczający bycie skąpym jeszcze bardziej niż krakowski
Centuś czy statystyczny Poznaniak. Chodzi mi o czasownik judzić.
Podjudzać. Oznacza on mniej więcej tyle co podpuszczać, jątrzyć
(jątrew to żona brata lub siostra męża, względnie synowa;
powstanie takiego czasownika wiązało się prawdopodobnie z jakąś
jątrewką burzącą spokój w rodzinie i utworzone zostało przez
jakąś teściową czy świekrę – bo co jej się będzie obca baba
wtryniać w wychowanie syna? Aleśmy utracili słów związanych z
pokrewieństwem; są ludzie, którzy nie znają już określenia brat
stryjeczny; straszne), nakłaniać do złego. Wyjudzać z kolei bliższe jest znaczeniowo pierwszym z omawianych tu słówek. Stereotypy nie biorą
się znikąd.