Złapać milionera na małżonka

twojacena.pl 23 godzin temu

W mieście prawie cały śnieg już stopniał, a piasek wżarł się w lód na chodnikach. Tylko na cmentarzu śnieg wciąż leżał, choć osiadły od deszczów. Ania długo błądziła między ośnieżonymi alejkami, zanim odnalazła grób rodziców. Spoczywali razem, choć ojciec zginął w wypadku, gdy Ania była w dziewiątej klasie.

Ogrodzenie postawiono od razu na oba groby. Matka odeszła trzy lata temu. Ania wybrała na pomnik zdjęcie, na którym oboje wyglądali jak rówieśnicy – takimi zapamiętała ich, gdy ojciec jeszcze żył.

Ania przeszła na emeryturę, mieszkanie w Warszawie zostawiła rodzinie syna, a sama wróciła do rodzinnego miasta dwa dni temu. Posprzątała w mieszkaniu, a dziś rano pojechała na cmentarz.

— Wybacz mi, mamo, iż wtedy cię zostawiłam, uciekłam do Warszawy. Nie mogłam inaczej. Dziękuję, iż zrozumiałaś, nie zatrzymywałaś mnie. — Strzepnęła z nagrobka matki zbity śnieg.

Postała jeszcze chwilę, pożegnała się z rodzicami i ruszyła z powrotem swymi śladami między grobami. Wyszła na alejkę i, patrząc pod nogi, skierowała się ku wyjściu.

— Ania?! — Usłyszała za sobą głos, zatrzymała się i obejrzała.

— Do mnie pan mówi? — Przyjrzała się nieznajomemu mężczyźnie w średnim wieku.

— Nie poznajesz mnie? To ja, Sławek Grzybowski. — Mężczyzna się uśmiechnął, i wtedy Ania go sobie przypomniała.

— Nie poznałam. Zmieniłeś się — odparła i też się uśmiechnęła.

— A ja cię od razu rozpoznałem, choć nie widzieliśmy się… — zawahał się, licząc w myślach lata od ostatniego spotkania — trzydzieści lat. — Podszedł do Ani.

— Trzydzieści dwa — poprawiła go.

— Wcale się nie zmieniłaś. Do rodziców przyszłaś? — Skinął głową w stronę grobów.

— Tak. A ty?

— Do Ewy. — Sławek spuścił wzrok.

— Ewa nie żyje? Dawno? — zdziwiła się Ania.

Nie miała do Ewy urazy. Żal dawno minął. Pozostało tylko współczucie.

— Pół roku temu. Bardzo cierpiała. Rak. Zostałem zupełnie sam — powiedział żałośnie.

Ania spojrzała na niego ukradkiem. Wydało jej się, iż łka. Nie, tylko ciężko westchnął. Twarz miał spokojną, skupioną.

— Dzieci nie mieliśmy. Takie rzeczy. A ty sama przyjechałaś, czy z mężem? — zapytał Sławek.

— Sama. Przeszłam na emeryturę, mieszkanie w Warszawie zostawiłam synowi, a sama wróciłam. — Celowo nie wspomniała o mężu.

Dotarli do bramy.

— Oj, pewnie cię zatrzymałam, a ty szedłeś… — zawróciła Ania.

— Właśnie od grobu Ewy wracałem. Do mamy zajrzę innym razem. A to nagle znów znikniesz? — zaśmiał się cicho Sławek.

— No i uciekł, teraz czekaj na następny — westchnęła Ania, widząc odjeżdżający autobus.

— Ja mam samochód, podwiozę, chodź. — Sławek wskazał na rząd aut zaparkowanych przy ogrodzeniu.

Nie bardzo chciało jej się z nim jechać, rozmawiać, ale stać i czekać na autobus koło cmentarza też nie miała ochoty. Ania wsiadła do wychłodzonego samochodu. Sławek przekręcił kluczyk, włączył ogrzewanie. Minęli cmentarny płot, puste zaśnieżone pole, które kiedyś stanie się nowym miejscem pochówków, drewniane domy. Ania zawsze się dziwiła, jak można mieszkać tak blisko wielkiego cmentarza?

— Tyle lat minęło, a ja dalej nie rozumiem, co się wtedy stało. Gdy wyjechałaś, byłem jak obłąkany. Dlaczego? — przerwał milczenie Sławek.

Ania spojrzała na niego zdumiona.

— Ewa powiedziała, iż jest w ciąży. Dopiero później się zorientowałem, iż kłamała, nie mogła mieć dzieci. Ale wtedy uwierzyłem, ożeniłem się. A potem… było już za późno. Ewa, wiesz, jak histeryzowała, kiedy dowiedziała się, iż uciekłaś z jej narzeczonym? Pojechała do Warszawy, żeby się na was zemścić. Dlaczego uciekłaś, Aniu?

— Ty naprawdę do dziś nie zrozumiałeś? Wtedy było mi wszystko jedno, z kim i dokąd, byle stąd jak najdalej.

— Jak to? — Sławek odwrócił głowę, a auto lekko zboczyło z trasy.

I Ania, nie oszczędzając ani siebie, ani tym bardziej Sławka, zaczęła opowiadać.

***

Mówią, iż w przyjaźni często jedno z przyjaciół korzysta z drugiego. Tak właśnie było z Anią i Ewą. Ania przyszła do nowej szkoły w trakcie roku szkolnego. Wzorowa uczennica, już samym tym wzbudzała niechęć nowych kolegów.

Najładniejsza dziewczyna w klasie, Ewa, wzięła Anię pod swoją opiekę. Na przerwach razem chodziły po korytarzach, wracały do domu. Ania pomagała Ewie w lekcjach, podpowiadała na klasówkach.

Dzięki Ewie Ania stała się swoja w klasie. Za Ewą biegał niezdarny i trochę gapowaty Sławek Grzybowski. A ona traktowała go z wyraźną wyższością.

— Po co tak? Przecież to fajny chłopak. Jeszcze dorośnie i będzie przystojny — broniła go Ania.

— Jak będzie, to zobaczymy — odpowiadała lekkomyślna Ewa.

Oczywiście, dzieliły się planami na przyszłość.

— Nie zamierzam całe życie spędzić w tej dziurze. Wyjadę do Warszawy. Jedziesz ze mną? — namawiała Ewa.

Propozycja była kusząca, ale Ania od razu odmówiła.

— Nie. Studiować można i tutaj. Jak mam zostawić samą mamę?

— Jak chcesz — Ewa wzruszyła ramionami. — jeżeli ci się podoba gnić tu, jak twoja ubóstwiana mama, to twoja sprawa. A ja wyjdę za bogacza albo milionera — Ewa zamyśliła się z błyskiem w oku.

— Tylko na ciebie czekają milionerzy — mruknęła Ania, ale nie wątpiła, iż tak właśnie będzie.

Naturalna blondynka o piwnych oczach i śniadej cerze, co zdarza się rzadko, Ewa była przepiękna. Figura — niejedna gwiazda mogłaby pozazdrościć. A mężczyźni, jak wiadomo, kochają się oczami.

Na studia Ewa oczywiście się nie dostała. Poszła do szkoły fryzjerskiej. Ojciec postawił warunek: albo się uczy, albo wraca do domu.

— Aniu, przyjedź do mnie do Warszawy. Nie mam choćby z kim pogadać. NieAnia zamknęła drzwi mieszkania i w końcu poczuła, iż życie dało jej drugą szansę — nie na miłość, ale na spokój i własną godność.

Idź do oryginalnego materiału