Rozbite skrzydła miłości: kiedy przeszłość puka do drzwi
Agnieszka wróciła do domu wcześniej niż zwykle. Projekt, nad którym pracowała bez wytchnienia, został w końcu oddany, więc postanowiła sprawić sobie i mężowi – Krzysztofowi – małą przyjemność. Wstąpiła do supermarketu, kupiła jego ulubione przysmaki – ser, owoce, owoce morza i, nucąc pod nosem, wbiegła po schodach.
– Krzysztof, jesteś w domu?! – zawołała, zauważając jego buty i kurtkę w przedpokoju.
Cisza. Żadnego telewizora, kroków, ani zwykłego: „O, już jesteś! Co przyniosłaś?”
Agnieszka zaniepokoiła się. Postawiła torby na podłodze i przeszła przez mieszkanie. Wszędzie leżały porozrzucane rzeczy męża – koszule, skarpetki, pasek. W sypialni w końcu go znalazła. Stał tyłem do niej, przy otwartej szafie, w jednej ręce trzymał torbę, w drugiej – koszule.
– A, tu jesteś! Przygotuję kolację – powiedziała wesoło, ale głos jej zadrżał. – Znowu wyjazd służbowy?
Krzysztof odwrócił się. Jego twarz była dziwnie spokojna. Podeszedł do niej, wziął ją za ręce.
– Agnieszko, idź na chwilę do kuchni. Przygotuj coś. Zaraz przyjdę. Muszę ci coś wyjaśnić.
Agnieszka nic nie rozumiała, ale poszła.
W kuchni ręce jej się trzęsły, nogi odmawiały posłuszeństwa. Włączyła piekarnik, zaczęła przygotowywać ulubioną pieczoną rybę Krzysztofa, pokroiła świeżą sałatkę, ułożyła ser. Trochę się uspokoiła. „Pewnie znowu sobie wszystko wymyśliłam” – próbowała się pocieszyć.
Ale gdzieś głęboko w środku już rodziło się przeczucie burzy.
Minęło jakieś dwadzieścia minut. Z sypialni dochodziła cisza. Wtedy otworzyła okno – do pokoju wdarł się ciepły wiatr. I niemal bezszelestnie za jej plecami pojawił się Krzysztof. Objął ją od tyłu.
– Kolacja gotowa – szepnęła, próbując się odwrócić. Ale on nie puścił. Przeciwnie, przyciągnął ją mocniej.
– Agnieszko… Zawsze byłaś mądra. Wyrozumiała. Mam nadzieję, iż zrozumiesz i teraz. Odchodzę.
Czas się zatrzymał.
– To silniejsze ode mnie… Wybacz.
Długo się wahał, męczył, nie miał odwagi. Pół roku rozdzierał się między przeszłością a teraźniejszością. Ale dziś wszystko stało się jasne.
– Jesteś wspaniała. Dobra. Mądra. Ale nie kocham cię. Kochałem, może. Albo myślałem, iż kocham…
Nagłe oderwał się od niej, złapał torbę i wybiegł, zostawiając Agnieszkę w osłupieniu. Za jej plecami stygła z miłością przygotowana kolacja.
Stała tak dalej – z pustym wzrokiem, w ciszy wypełnionej pustką.
Nocą nie spała. Płakała, wyła w poduszkę, wpatrywała się w sufit. Nad ranem dopiero zaczynała zasypiać, gdy rozległ się dzwonek do drzwi.
Na progu stał Krzysztof. W tym samym, w czym odszedł. Obok niego – szczupła blondynka z zimnymi niebieskimi oczami.
– To Ewelina – powiedział. – Pamiętasz, opowiadałem ci o swojej szkolnej miłości?
Tak, pamiętała. To przez Ewelinę był załamany. To po jej zdradzie Agnieszka zbierała go w całość, gdy pierwszy raz spotkali się na parkingu przy sklepie. Wtedy prawie uderzył w jej samochód.
Zabrała go do swojego życia, dała mu troskę, czułość, dom. A on… wrócił do tej, która kiedyś go porzuciła.
– Spotkaliśmy się znowu – ciągnął Krzysztof. – Ewelina się rozwiódłAgnieszka spojrzała na nich, potem na drzwi, i powoli zamknęła je przed ich twarzami.